Życzę sylwestra bez żaby

Na zakończenie roku media zwyczajnie szukają jego najważniejszych, najbardziej doniosłych wydarzeń. W tym celu przeprowadzane są różnego rodzaju sondaże, przepytywani są politycy, politolodzy, zwyczajni przechodnie z ulicy. My zaś w rubryce „Komentarze” temat ten, jak i każdego roku, potraktujemy na wesoło, świątecznie.

Podsumowanie zaczniemy od tradycyjnego badania, kto był Człowiekiem Roku 2018 w naszym nadbałtyckim państewku. Stosowne badania przeprowadził dziennik „Lietuvos rytas” i wykazały one, uwaga... wytrzymuję pauzę, stwarzam napięcie. Fuuuuuuuuu, niestety kapiszon, napięcia nie wyszło, bo Człowiekiem Roku, jak i w dziesięciu poprzednich latach, została prezydent Dalia Grybauskaitė, której oczywiście serdecznie gratulujemy tytułu i aktualnego, i tuzina poprzednich. Mamy też prośbę do mediów, by w kolejnych latach sondaży nie czynić w tej materii, a tytuł Człowieka Roku Litwy „iki gyvos galvos” przyznać pani prezydent. Sprawiedliwe to będzie i przewidywalne, co w dzisiejszych niestabilnych czasach stanie się przecież jakąś oznaką niewywrotności.

O ile wydarzenie pod tytułem „Człowiek Roku” uznaliśmy solidarnie za zjawisko cykliczne i przewidywalne na Litwie, o tyle kolejne wydarzenie, o którym chciałbym wspomnieć, wydaje się należeć do zupełnie ekstraordynaryjnych. Chodzi mi mianowicie o niedawną sensacyjną wizytę eksprezydenta Litwy, polityka bardzo pokrzywdzonego w ojczyźnie, Rolandasa Paksasa w stolicy naszego „niedźwiedziowatego sąsiada”, czyli Moskwie. Odwiedził nasz pokrzywdzony eksprezydent gród Rurykowiczów i gdy z niego powrócił, to na briefingu w Wilnie złożył powalające wręcz swą sensacyjnością oświadczenie, że w Moskwie spotkał się on, tajnie, po partyzancku ma się rozumieć, z prezydentem Rosji Władimirem Władimirowiczem. Na sekretnym spotkaniu, z którego nawet marna fotka do prasy się nie przedostała, eksprezydent z prezydentem ustalili, że Paksas ma być „swiaznym” pomiędzy Putinem a Trumpem w ratowaniu światowego pokoju. Ot co. Aż mi organ mowy zaniemówił...

Sądzę, że wizyta Paksasa w Moskwie z tak brzemiennymi skutkami dla światowego pokoju, musiała mocno zaboleć innego bardzo pokrzywdzonego na Litwie polityka w osobie Wiktora Uspaskicha. Pewnie gryzie sobie wąsa (jeżeli go ma, bo już nie pamiętam – tak rzadko bywa ostatnio na niebieskim ekranie), że to nie on wpadł na tak świetny pomysł. Akcja tania jak barszcz z uszkami a profity przeznakomite. Takie, że można wyjść z piwnicy politycznej nawet nie startując w wyborach na mera Wilna, gdzie trzeba przecież wysilać się, obiecywać darmowe trolejbusy i inne tam rzeczy, a i tak nie wiadomo, czy w końcu wypali. Uspaskich, który w litewskiej polityce jest jednym z „wielkich kombinatorów”, niedługo ten tytuł, obawiam się, może stracić i już wiadomo na czyją korzyść...

Jest takie powiedzonko: „Dzielić włos na czworo”. Wiemy, o czym ono mówi, ale przypuszczam, że po tym, co w roku 2018 wykazali na tym polu liberałowie, stanie się ono nieaktualne. Po tym bowiem, gdy liberałowie, po wcześniejszych licznych podziałach, zaczęli ogłaszać się przed wyborami komunalnymi w każdym większym litewskim mieście bądź rejonie autonomiczną, niezwiązaną z centralą formacją wyborczą (zwaną np. komitetem wyborczym Šimašiusa, czy Vrubliauskasa, czy – dajmy na to – Kašėty), to liberalny włos się zaczął dzielić już nie na cztery tylko na 44. Nie wiem, jakie włos ma możliwości podziału, ale wiem już za to, że liberałowie takie możliwości mają wręcz nieograniczone.

Podziałom liberałów przyglądają się z zaciekawieniem ich „serdeczni” sojusznicy, czyli konserwatyści. Miny mają przy tym jak „ūsuoti bebrai”, czyli kamienne, tajemnicze. Nie mogą przecież zdradzić znanego tylko im sekretu socjologicznego powiadającego, że jak liberałom poparcie topnieje, to konserwom za darmo rośnie. Konserwatystom więc rośnie, ale nie wiadomo, jak długo jeszcze.

Na pokerowej twarzy partii pojawił się bowiem ostatnio grymas. Grymas dość wściekły, bo wynikający z ekscesu mocno partię sponiewierającego. Poszło o pryncypia i to bardzo zasadnicze. Jak wiemy, to konserwatyści jak dotychczas sobie jedynie rezerwowali prawo do wystawiania innym partiom litewskim certyfikatu lojalności wobec ojczyzny i patriotyzmu. I wiemy też, że ten certyfikat można było utracić bardzo łatwo i szybko, wystarczyło tylko czymś podpaść partii Landsbergisów i już miałeś na trwałe przypiętą łatkę ruskiego agenta. Tymczasem w grudniu Anno Domini 2018 stała się rzecz wręcz niemożliwa na Litwie, bo to konserwatyści (wskutek swej działalności destrukcyjnej i siania zamętu w państwie) zostali oskarżeni o celowe podsycanie chaosu w Bursztynowej Republice i w konsekwencji o to, że możliwe robili swą krecią robotę z inspiracji Moskwy. Przy tym oskarżenie padło z nie byle czyich ust, a samego premiera Sauliusa Skvernelisa, który stosowne dokumenty na poparcie swej teorii złożył służbom specjalnym. Nie wiem, czy na stole sylwestrowym konserwatyści będą mieli jakąś francuską żabę, ale wiem, że zjeść ją i tak będą musieli w nowym roku, bo sprawa łatwo nie ucichnie.

Żabę zatem niech jedzą sobie politycy, Państwu zaś życzę sylwestra bez żaby, tylko z szampanem i przednim nastrojem. Do siego roku!

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz