Bajka politycznie niepoprawna

Średniowiecznych mędrców z marksistami dysputa

W czasach bardzo odległych i zamierzchłych zdarzyło się tak, że pewien przebiegły alchemik i szalbierz poznał tajniki potężnego zaklęcia, co to nawet czasoprzestrzeń przenikać potrafiło. Przyłapany pewnego razu na swym szalbierstwie przez dwóch znakomitych uczonych – Prochorusa, mistrza prześwietnej Akademii Nauk Wyzwolonych, oraz scholastyka Kleofasa, astrologa i magistra wszech nauk filozoficznych, postanowił się zemścić na mędrcach.

Zaprosił do swej pracowni Prochorusa i Kleofasa i udając przed uczonymi skruchę za swe niecne uczynki, użył wobec nic nie podejrzewających uczonych mężów czarów. Zręcznie wrzucił do przygotowanych naczyń tajne substancje i wypowiadając potężne zaklęcia, uruchomił ich moc. Wskutek czego obaj uczeni w mgnieniu oka zostali porwani w czasoprzestrzeń i zanim zdołali się opamiętać, przenieśli się na jedną z katedr uniwersytetu, funkcjonującego w czasie rzeczywistym, czyli w roku pańskim 2018.

Trafili dość wystraszeni mędrcy z przeszłości akurat na zażartą dyskusję, jaką między sobą toczyli profesor marksista Fidel Oświecony oraz wyzwolona feministka, magister nauk gender studies Zoja Bezpruderyjna.

– A ja twierdzę, że różnorodność płci na czas obecny znalazła swe kolejne odmiany. Wy zaś, profesorze, nie ogarniacie wystarczająco dialektyki zmieniających się dynamicznie wydarzeń, które nam mówią, że na dzień dzisiejszy nauka rozróżnia już 11 płci, a nie 8, jak było to jeszcze jesienią zeszłego roku, udowadniała fanatycznie swe racje profesorowi Oświeconemu podekscytowana magister Bezpruderyjna, żując przy tym coraz bardziej intensywnie gumę „Bubble gum”.

Profesor właśnie otwierał usta, by zdecydowanie odeprzeć nieuzasadnione, jego zdaniem, powiększenie przez rozmówczynię rodzaju ludzkiego o kolejne trzy odmiany płciowe, gdy słowa uwięzły mu dosłownie w grdyce po tym, jak niespodziewanie zobaczył w kącie audytorium dwóch wystraszonych dziwaków, wyglądem przypominających średniowiecznego Kopernika.

– Coście za jedni, wybąkał po chwili konsternacji. – Wyglądacie w swych dziwacznych przebraniach, jakbyście przywędrowali do nas od przedpotopowego króla Przedpełka.

– Twoje usta prawdę wyrzekły dostojny Panie, bo to nas niecny alchemik przeniósł w czasie z wieku XVI, dlatego tutaj jesteśmy, usłyszał w odpowiedzi. – Przysłuchujemy się też mimowolnie czas jakiś waszej uczonej dyspucie, ciągnął, nieco już ochłonąwszy uczony Prochorus. – Nie śmiem zaprzeczać – mówił dalej uczony mistrz, wychylając się nieco z kąta – i nie mogę spodziewać się, że racje moje przekonają tak znakomitych kolegów, ale muszę zauważyć, że z wiedzy dostępnej nawet ludziom nieuczonym i prostym wiadomo jest, iż ludzkość zna tylko dwa rodzaje, jeżeli o człowieka chodzi, a mianowicie – maskulinum i femininum...

Słowo „femininum” zadziałało na magister Bezpruderyjną jak czerwona płachta na rozjuszonego byka. Szybko otrząsnęła się z początkowej trwogi, tłumacząc sobie pojawienie się dziwacznych starców z innej epoki mocą nauki, której nawet współczesna wiedza jeszcze nie posiadła i rzekła wyniośle do profesora Oświeconego: „Kolego, wytłumaczcie tym mężom ze średniowiecza, że nauka nie stoi w miejscu, tylko ciągle się zmienia i stale podlega różnorakim wariacjom. A będąc w stanie permanentnego twórczego relatywizmu, musi dostosowywać się ciągle do nieustannej metamorfozy ludzkich odczuć i stanów percepcji, które pozwalają na odkrywanie coraz to nowych ekspresji ludzkiej seksualności”.

– Czci pełen, choć i niedouczony, upierał się przy swoim mistrz Prochorus, ośmielam się zapytać jednak najpokorniej szlachetną Panią, zali to Bóg nie stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę, wywodząc całą ludzkość od Adama i Ewy?

– Phe... – prychnęła z zupełnym już lekceważeniem w głosie feministka, gdy tylko usłyszała o Bogu. – Wasza niedouczoność, co słusznie zauważacie, nie może jednak służyć wam za alibi w nieznajomości tak prostej i oczywistej rzeczy, że człowiek pierwotny, nasz praprzodek, swe pochodzenie wywodzi od małpy człekokształtnej i znikąd indziej. A uczony Darwin, którego nie znacie oczywiście, bo jeszcze do niego nie dorośliście, udowodnił niezbicie, że to drogą wielowiekowej ewolucji z małpy przeobraził się stopniowo w człowieka.

Scholastyk Kleofas, który do tej pory jeszcze nie zabrał głosu w dyspucie z racji na nadmiar wrażeń, teraz, gdy kątem ucha wyłowił stwierdzenie, że są ludzie na świecie, którzy swe pochodzenie wywodzą od szpetnego animalia, jakim jest małpa, bardzo się zalterował. Bystra i lotna myśl mędrca poszybowała daleko i odważnym swym nurtem sięgając materii, nigdy dotychczas nie poddanych rewizji, wzbudziła u szlachetnego magistra wszech nauk filozoficznych głębokie zdumienie.

– Jejmości krotochwilne spojrzenie, zaczął łagodnie, każe mi się domyślić, że jest to tylko przedni żart z tymi małpami, przemówił zwracając się do magister Bezpruderyjnej. – Jako żywo nigdy jeszcze nie spotkałem człowieka nawet najbardziej pośledniego stanu, który by posiadał odczucie, że swój ród miałby od małpy wywodzić, kontynuował w zdumieniu i nagle urwał, gdyż zobaczył napąsowiałą z oburzenia twarz profesora Oświeconego.

Profesor marksista bowiem niczym sztychem w bolesne miejsce ugodzon się poczuł, gdy tylko taką negację z ust starożytnych mistrzów na temat teorii ewolucji usłyszał. Zaczął więc chaotycznie dowodzić im o wyższości materii nad duchem, o bazie i nadbudówce, co to historycznie relacje społeczne warunkują i je porządkują, oraz progresywnych siłach ludzkości, które zawsze na przestrzeni wieków contra wszelkiemu wstecznictwu występowały, prawić. Wreszcie, by ostatecznie pogrążyć swych średniowiecznych oponentów, sięgnął po argument, jak mu się wydawało, zabójczy, bo odwołujący się do faktów empirycznych. – Kosmonauci już dekady temu, będąc w kosmosie, odkryli, że Boga we Wszechświecie nie ma, bo Go tam nie spotkali, wypalił dowodem, ciężkim jak kula z ołowiu i z triumfem spojrzał na oniemiałych mędrców.

– Pan, Panie kolego, tytułem profesora się klejnotuje, odparł wcale nie zbity takim dowodem z tropu filozof Kleopas, a wydaje się zapominać o rzeczy najprostszej mówiącej, że Bóg jest dla oczu człowieka niewidzialny. O Jego istnieniu dowodzi jednak tak fundamentalna veritas przekonująca nas, że z niczego nic powstać nie mogło. Ktoś musiał tego przewspaniałego dzieła, jakim jest Wszechświat, dokonać...

Bezpruderyjna wybrała z ust gumę i przylepiła ją do poręczy krzesła, na którym siedziała, by móc bez przeszkód przejść do mowy o ciemnocie średniowiecza, które dawało wiarę wszelkim niestworzonym rzeczom, o jego zabobonach i czarownicach, które byłyby feminizmu zalążkiem, gdyby nie zostały spalone na stosach, gdy niespodziewanie moce zaklęć alchemika ustały i średniowieczni mędrcy w okamgnieniu do swej celi wrócili.

To musiały być jakieś omamy i zjawy z tymi uczonymi z wieków, które dopiero nastaną, dywagowali mistrzowie średniowiecza po swym powrocie. Bo takie wywody o ludziach z małp wywodzących się, co to 8 a nawet 11 gentus mieć mają, to nic innego jak sztuczki diabelskie, deliberowali ze sobą Prochorus, mistrz prześwietnej Akademii Nauk Wyzwolonych oraz scholastyk Kleofas, astrolog i magister wszech nauk filozoficznych.

Zaś profesor marksista Fidel Oświecony i wyzwolona feministka, magister nauk gender studies Zoja Bezpruderyjna ubaw mieli nie lada, gdy kolegom opowiadali o średniowiecznych zacofanych starcach, co to pobłądzili nie tylko w czasie, ale i w prostych przecież jak drut wywodach naukowych nauki nauk, jaką jest nauka gender...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz