Wystawa o cymbaliście Józefie Krupskim w MEW w Niemenczynie

Symboliczny powrót

Ilustrowaną zdjęciami oraz obszernymi opisami wystawę otwarto w piątek, 28 września, w Muzeum Etnograficznym Wileńszczyzny w Niemenczynie. Nosi ona tytuł „Walc niebieski na 100-lecie urodzin cymbalisty Józefa Krupskiego” i stawia za cel przybliżenie postaci muzyka z Wileńszczyzny oraz instrumentu, na którym grał.

Inicjatorem i pomysłodawcą wystawy jest Piotr Krupski, wnuk cymbalisty. Wystawę przygotowano wspólnie z pracownikami Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie, którzy przybyli na jej otwarcie wraz ze swą szefową Magdaleną Górniak.

Sylwetkę wywodzącego się spod Rudomina cymbalisty pokrótce przedstawił Marian Dźwinel, kustosz niemenczyńskiej placówki muzealnej. Podkreślił on, że wystawa przedstawia zarówno drogę życiową cymbalisty, jak i osiągnięcia jego uczniów – Andrzeja Zajki i Piotra Krupskiego.

Ten ostatni osobiście przybył do Niemenczyna i najpierw zaproponował krótki film do obejrzenia, na którym były nagrane występy Józefa Krupskiego na różnych festiwalach i koncertach w wielu miastach Polski.

– Mój dziadek nie miał wykształcenia muzycznego i grał „ze słuchu”. Gry na cymbałach uczył go wujek Stanisław Marcinkiewicz. Był pojętnym uczniem i już w wieku 12 lat grał na weselach i zabawach – opowiadał Piotr Krupski. Dodał, że wspólnie z harmonistą Teofilem (nazwiska nie udało się ustalić) odegrali ponad 50 wesel w Wilnie i okolicach.

Jak relacjonował wnuk, po wyjeździe do Polski Krupski przez długie lata nie brał do rąk cymbałów, gdyż zostawił je w Wilnie. Dopiero jak wyszedł na emeryturę zatęsknił za graniem i instrumentem. Wykonał go własnoręcznie a drewno wziął z babcinej skrzyni. Chętnie grywał podczas spotkań rodzinnych, a następnie grą na zapomnianym już nieco instrumencie ekscytował publiczność na festiwalach muzyki ludowej. Swą pasją gry na cymbałach zaraził wnuka Andrzeja Zajkę, z którym później wspólnie koncertował…

Z kolei Piotr Krupski od dzieciństwa miał dryg do muzyki, ale nieco innego rodzaju. Z biegiem czasu pochłonęła go bez reszty muzyka elektroniczna. Komponował własne utwory, które były nawet emitowane w III programie Polskiego Radia.

– 20 lat po śmierci dziadka postanowiłem, że nauczę się gry na cymbałach i będę kontynuował jego dzieło. Szkopuł polegał jednak na tym, że instrument się nie zachował. Zamówiłem więc jego replikę u lutnika, który wykonał ją na podstawie zdjęć – opowiadał gość z Węgorzewa.

Poinformował, że do wykonania cymbałów trzeba było użyć czterech gatunków drewna zarówno twardego, jak i miękkiego, a gros czasu zabiera strojenie instrumentu, który liczy 85 strun.

Zaproponował też zgromadzonym wysłuchanie kilku melodii z repertuaru dziadka. Dodał, że ma podobny styl grania, a dusza mu śpiewa, bo ma świadomość tego, że utwory te i instrument, niczym ptaki, wróciły w rodzinne strony.

Piotr popisał się doskonałą techniką opanowania nieco zapomnianego instrumentu i zgromadzeni w skupieniu wysłuchali oberka, kozaka, skocznej polki, no i niebiańskiego walca. Jak podkreślił wykonawca, repertuar dziadka był dość bogaty, ale podczas każdego występu walc ten musiał być zagrany.

– Melodia walca była swoistą wizytówką muzyczną dziadka Józefa i wykonywał ją ze szczególnym namaszczeniem – zaznaczył muzyk.

Otwarcie wystawy uświetnił program artystyczny, na który złożyły się występy „Kapeli Dworskiej” z Mejszagoły, tańce i pieśni gruzińskie w wykonaniu 9-letniego Nikiego Azatowa oraz prezentacja kilku wierszy patriotycznych, które recytował sam autor – Ryszard Łopatko, z Szczytna. Piękną pieśń o stolicy Gruzji wykonała solo mama Nikiego – Marina, a uwieńczeniem programu było chóralne wykonanie znanych i popularnych piosenek pod akompaniament cymbałów. Zarówno instrument, jak i wykonawca świetnie w tej roli wypadli.

Zygmunt Żdanowicz

Na zdjęciu: Piotr, wnuk muzyka z Wileńszczyzny Józefa, nauczył się gry na cymbałach 20 lat po śmierci dziadka
Fot.
Marian Dźwinel

<<<Wstecz