Wolność do życia według tego, w co wierzysz

Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych tworzy specjalną grupę zadaniową mającą zajmować się tym, by w ojczyźnie Lincolna i Waszyngtona było przestrzegane prawo do wolności religijnej. Inicjatywę wsparł amerykański episkopat. „Wolność religijna jest fundamentalna dla dobra wspólnego Stanów Zjednoczonych. Jako Amerykanie intuicyjnie rozumiemy, że ludzie powinni mieć wolność do życia według tego, w co wierzą”, powiedział abp Joseph Kurtz, przewodniczący komitetu zajmującego się wolnością religijną przy amerykańskim episkopacie.

Inicjatywa konserwatywnego amerykańskiego rządu nie wynikła z niczego. Została podyktowana wymogiem czasu, w jakim żyjemy. Czasu, w którym skrajne lewicowo-liberalne środowiska zawłaszczają kolejne dziedziny życia dla swej, często skierowanej przeciwko człowiekowi, ideologii. Robią to natarczywie, bezceremonialnie, zuchwale, obcesowo. Tak się dzieje nie tylko w USA, ale i na całym, Bożym chciałoby się powiedzieć, świecie. Jednak to Stany Zjednoczone z racji na swój międzynarodowy potencjał i rolę, jaką odgrywają we współczesnym świecie, nadają trend wszelkim nowinkom, dyktują modę, by użyć słów z dziedziny show businessu.

Kiedyś za czasów Clintona i Obamy były to nowinki toksyczne, promujące antywartości i wszelką ohydę. Dziś za czasów Trumpa i Pence’a, gorliwego chrześcijanina, trendy powoli się zmieniają. Towarzyszy temu zgrzyt zębów i zwyczajne bluzgi towarzystwa, które się mianuje elitami, a które akurat dziś znalazło się w politycznej odstawce. Było tak, gdy prezydent Trump, który sam nie anioł, ale jednak pierwszą swą decyzją w Białym Domu zabronił finansowanie przez rząd amerykański wszelkich organizacji promujących aborcję. Wrzask elit będzie i tym razem, możemy nie wątpić, bo komisja tworzona przez Departament Sprawiedliwości nie pozwoli stosować wobec obywateli przymusu w określonych sytuacjach wbrew ich przekonaniom religijnym. Będzie tak np. w przypadku chrześcijańskich domów dziecka, których już nikt nie zmusi do oddawania swych wychowanków do adopcji przez pary homoseksualne. Prawdziwą wolność odzyskają też np. lekarze, których – jak mniemam – już nikt nie będzie mógł nakłonić do wykonywania aborcji. A niedawno wspomniany w tej rubryce amerykański cukiernik nie będzie zmuszany do wykrętów i sztuczek sądowych, by obronić swe przekonania religijne przed agresją homoseksualnego lobby (czytaj komentarz o cukierniku, który odmówił sporządzenia tortu na „wesele” gejów). Słowem, będzie normalnie, tak jak to przewidywali ojcowie założyciele pierwszego na świecie państwa demokratycznego.

Ta normalność na początek będzie mocno kontrastować z innymi państwami Zachodu, gdzie upadłe elity doprowadziły demokrację do zwyrodnienia. W sąsiedniej Kanadzie np., gdzie rządzi tęczowy premier Trudeau, już samo mówienie o złu aborcji jest karane więzieniem. W „demokratycznej” Kanadzie właśnie kolejny wyrok 7 miesięcy odsiaduje Mary Wagner, która przez sąd kanadyjski została uznana za przestępczynię recydywistkę, dlatego że przeszkadza legalnym klinikom aborcyjnym prowadzić ich biznes (Mary rozmawia z pacjentkami takich klinik, próbując je odwieść od zabójstwa własnych dzieci).

We Francji z kolei, która ma swego liberalnego wybrańca prezydenta Macrona, młodzież już w wieku lat trzech (wcale się nie przejęzyczyłem) będzie indoktrynowana poprzez obowiązkową edukację szkolną w duchu republiki oczywiście. A jaki jest ten duch? No, mówiąc delikatnie, daleki od Bożego. Wystarczy przypomnieć chociażby głośną sprawę linczu na dziennikarzach skandalizującego „Charlie Hebdo”. Cały świat wówczas potępił zbrodnię muzułmańskich terrorystów. Przy tym jeden z żurnalistów zapytał przy okazji którąś tam francuską ministerkę (bodajże sprawiedliwości), czy nie zasługuje również na potępienie postawa redakcji „Charlie Hebdo”, która ostentacyjnie i wyzywająco wulgarnie obraża uczucia religijne chrześcijan oraz wyznawców innych religii. Odpowiedź padła iście w duchu rewolucjonistki Klary Zetkin: „Obrażać chrześcijan we Francji wolno, bo Francja to republika”. We Francji zatem chrześcijan obrażać wolno, bo jest tam republika, ale nie wolno eksponować krzyża np. na pomniku papieża Jana Pawła II. Zresztą w tym przypadku również z tejże przyczyny, bo republika zabrania. Czy zatem słowo idiotyzm w republice francuskiej jeszcze coś znaczy? Rad bym wiedzieć.

Notabene to ostatnie pytanie dotyczy nie tylko kraju nad Sekwaną, ale też bardzo wielu krajów nad różnymi europejskimi rzekami. W Szwecji np. do pudła się idzie za cytowanie Biblii w tych rozdziałach, które homoseksualizm nazywają po imieniu, czyli jako obrzydliwość. Pastor Ake Green swego czasu o tym się przekonał. W Norwegii lekarz traci pracę, jeżeli odmówi wykonania aborcji z racji na swe przekonania religijne (czego doświadczyła jedna z polskich lekarzy, wykonująca swój zawód w tym skandynawskim kraju). Słowem, na Zachodzie dziś jest już niemal identycznie jak w starej sowieckiej piosence: „Ja drugoj takoj strany nie znaju, gdie tak wolno dyszit cziełowiek”.

Dlatego dobrze, że Trump, igrając na nosie mainstreamowym elitom, robi swoje. Choć sam nie anioł, tylko raczej kowboj po przejściach, to jednak robi porządek w mieście opanowanym przez szajkę bandytów zblatowanych z miejscowym szeryfem. Robi po kowbojsku twardo i bez ogródek, nie oglądając się przy tym na groźby stróża porządku i gangsterów.

Kiedyś zapytałem w Wilnie pewnego znanego amerykańskiego kaznodzieję, co sądzi o dzisiejszym gospodarzu Białego Domu? Ten po chwili namysłu odpowiedział, że jego prezydent nie jest człowiekiem Bożym, ale został wybrany przez Boga, by pełnić Jego wolę.

Cóż za celna odpowiedź.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz