Rodzinna opowieść w rocznicę wywózek

Step daleki – lasu ani śladu… (2)

Już w 1941 r. w Akmolińsku (obecnie Astana – stolica Kazachstanu) powstała placówka Rządu Polskiego w Londynie w celu wspierania Polaków na zesłaniu w różnych potrzebach. Wacław Lewicki został wybrany przez Wspólnotę Polską w Jesylu na męża zaufania.

Do pomocy zgłosił się pan Bobieni. Z Akmolińska do Jesyla (~ 450 km) należało przywieźć do Wspólnoty Polskiej używane angielskie umundurowania, fasolę, buty, tłuszcz wieprzowy i rozdać między jej członków.

Latem 1942 r. zorganizowano kuchnię dla polskich dzieci. Powstał Związek Harcerzy i Zuchów. Jan Lewicki należał do niego. Po południu – zbiórka i maszerowanie przez osiedle, z piosenką „Maszerują strzelcy”. Ale to trwało tylko jedno lato. Starsi chłopcy na własną rękę uciekali na południe do wojska polskiego – do Andersa. W 1943 r. Jan uczył się w 2. klasie szkoły rosyjskiej. Czytać po polsku nauczyła go nauczycielka, pani Szymańska, która mieszkała w tym samym baraku. Wiosną 1942 r. przyjechał po nią polski oficer, możliwe że mąż i zabrał ze sobą do Andersa. Podobny los spotkał Stanisławę Załubowską. Zaprzyjaźniła się z pewnym Rosjaninem niemieckiego pochodzenia Genadijem Waulewem i, dzięki niemu, wspólnie wyjechali do Kartały na Ural – tam uwili swoje gniazdo rodzinne.

W 1944 r. Wacław Lewicki został wezwany na placówkę w Akmolińsku, gdzie już urzędowali przedstawiciele Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego na czele z Wandą Wasilewską. Wacławowi zaproponowano utworzenie w Jesylu Związku Patriotów Polskich, jednak on odmówił, stwierdzając, że uznaje tylko jedyny prawowity Rząd Polski w Londynie. Na pewno to była jedna z przyczyn, że w maju 1946 r. w czasie repatriacji Polaków do Polski zabrakło nazwiska Lewickich na karcie upoważniającej do wyjazdu. Mężczyzna kilkakrotnie pisał skargę do Akmolińska na placówkę i do Moskwy do Ambasady polskiej, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. To było bardzo smutne. W tym właśnie czasie Jan ukończył 4 klasy szkoły polskiej. Chcąc ogarnąć przeżyte chwile, powstał kolejny wiersz z dedykacją dla kochanej Babci Heleny Lewickiej1:

Tu taki step daleki – lasu ani śladu. Nawet rzadko rzeki…
Tylko ten Iszym, co na wiosnę po stepie się rozlewa.
Nie ma żadnej zagrody ani owocowego drzewa.
Tylko zimą burany zamiatają, że ludzie do swoich chałup nie trafiają…
O, Babciu, jak ja stęskniłem za Tobą! Tyś po rodzicach pierwszą osobą!
Stęskniłem także za swoim krajem,
Za swoim osiedlem, komodą, gajem…

Wacław przez kilka lat pracował jako nocny stróż w zajezdni parowozów, a dzień miał wolny od pracy, więc sporo czasu z synem spędzał na łowieniu ryb w rzece Iszym. Ryby można było wymienić w piekarni na chleb, w mleczarni zaś na odchudzone mleko. Ryb w rzece było dużo, lecz z osiedla do Iszymu było 5 km, aby złapać karasie i liny należało pokonać ponad 8 km.

Ustabilizowany tryb życia naruszyło wydarzenie z marca 1947 r., kiedy Wacława oskarżono o spekulację sprzedaży gazet w języku polskim „Nowe Widnokręgi” i osądzono na karę 10 lat łagrów na Kołymie w obwodzie magadańskim. Jan pojechał do miasta Atbasaru w północnym Kazachstanie na pożegnanie z ojcem i zapytanie go, co ma dalej czynić. Ostatecznie zapadła decyzja, że dotrze do „sielsowietu” (gminy) w Jesylu i opowie przewodniczącemu, że na Białorusi we wsi Bojarach mieszka jego babcia Helena Lewicka: samotna, głucha, chora na epilepsję (tutaj celowo skłamał), która potrzebuje stałej opieki. Zadziwiające – przedstawiciel gminy niezwłocznie oderwał z zeszytu okładkę, napisał na niej imię i nazwisko chłopca, wskazał, że jest niepełnoletni i skierował do rodzonej babci. Po przedstawieniu tej notatki, Jan miał prawo kupić bilet i wyjechać z Kazachstanu, otrzymać miejscówki w czasie przesiadki na inny pociąg. W czerwcu 1947 r. odważny nastolatek wyjechał do miasta Kartały, gdzie mieszkała kuzynka ojca Stanisława Załubowska. U niej znalazł przytułek na parę tygodni. Na Uralu panował głód, dlatego na posiłek dzienny otrzymywano jeden płytki talerz kaszy z prosa. Z powodu braku pieniędzy, Jan sprzedał kożuch ojca. Za uzyskaną gotówkę oraz za grosiwo ofiarowane przez ciotkę Stanisławę, kupił bilet o wartości 220 rubli na pociąg do Wilna. Transport kolejowy jechał przez miasta Trojak, Czelabińsk i Moskwę. Spełniając życzenie tatusia, 4 lipca chłopiec wstąpił do Ambasady PL w Moskwie i opowiedział, dlaczego Wacław Lewicki został osądzony na 10 lat łagrów. Otóż mężczyzna od wielu miesięcy sprzedawał na rynku otrzymane z placówki polskiej w Akmolińsku czasopisma, jako papier do pisania, gdyż czystego białego papieru nie było. Pisano na gazetach, lekturach, nawet na książce „Stalinowskie pokolenie”. Jan tłumaczył, że ojciec nie przyjął obywatelstwa sowieckiego i żadnego przestępstwa nie popełnił. Ta pani, która zaprosiła na rozmowę, obiecała, że będzie ubiegać się o pomoc. Podczas pożegnania uprzejma kobieta zapytała, czy Jan ma coś do zjedzenia. Po otrzymaniu negatywnej odpowiedzi, wyjęła z szuflady 200 rubli i dała pieniądze. Współczującego serca nigdy nie da się zapomnieć.

W Moskwie na rynku przy dworcu kolejowym sprzedawano chleb – „kirpiczyk”. Jedna kromka chleba kosztowała 10 rubli. Głodny podrostek kupował po kromeczce, zjadał i kupował następną. Pozostało mu tylko 100 rubli. Noc spędził w poczekalni dworca, ale nie spał, ponieważ nie pozwalano.

5 lipca Jan wyjechał do Wilna. Następnego dnia nad ranem był na miejscu. Jako że miasta nie znał, od dworca nie odchodził. Pociąg z Wilna do Połocka wyruszył 6 lipca. Wagony były przepełnione. Dużo ludzi siedziało na dachach wagonu. Wszyscy jechali do Łyntup i Postaw (obecnie Białoruś) po chleb. Wieczorem już był w Łyntupach. Chłodną noc chłopiec spędził przy ognisku. Rano wyjechał do Konstantynowa, następnie szedł 11 km przez las i dotarł do Bojar – rodzinnej wioski, gdzie po 7 latach mógł nareszcie objąć najdroższą babunię Helenę. To było i wesołe, i zarazem smutne spotkanie, bo zabrakło Wacława Lewickiego. Wieśniacy nie uwierzyli, że „taki pędrak” (w taki oto sposób twierdzili) potrafił sam powrócić z Kazachstanu, odległego prawie o 4 tys. km. Mówili, że na pewno ojciec przywiózł go, a sam się ukrywa w lesie. Dopiero, gdy Wacław przysłał z łagrów list do babci z zapytaniem, czy syn Jan dojechał – uwierzyli…

5 marca 1953 roku zmarł Józef Stalin. Śmierć ta miała ogromne znaczenie zarówno dla Związku Radzieckiego, jak i całego świata. 27 marca 1953 r. ogłoszono amnestię dla osób więzionych, dlatego Wacław Lewicki też mógł powrócić do rodzinnego domu. Straszny sen zmierzał ku końcowi... Lecz w ludzkich sercach pozostały bruzdy od zadanych ran…

Dariusz Lewicki

Na zdjęciach: zaświadczenie z prokuratury z mińskiego obwodu (Białoruś) potwierdzające zesłanie Jana Aleksandra Lewickiego do Kazachstanu;
pan Jan Aleksander podczas jednego ze spotkań wileńskich sybiraków
Fot.
archiwum rodzinne

1 Babcię Helenę Rodziewicz wraz z dziadkiem Lucjanem Rodziewiczem latem 1941 r. wywieziono do Kraju Ałtajskiego w okolice miejscowości Barnauł, a w 1946 r. deportowano do Polski, dlatego kontakt z nimi był utrudniony i zaginął. Prawdopodobnie Helena Rodziewicz spoczęła na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie, natomiast o pochówku Lucjana Rodziewicza brak wiadomości.

DARIUSZ LEWICKI, rodowity wilnianin – zwycięzca konkursu „Historia jednej fotografii”, który jesienią ogłosił Muzeum Pamięci Sybiru przy honorowym patronacie Związku Sybiraków w Białymstoku. Uroczyste podsumowanie konkursu odbyło się 8 lutego bieżącego roku. Wydano tomik z piętnastoma opowiadaniami. Potrzeba podzielenia się z innymi wiedzą o najbliższych, uchylenia tajemnicy biografii rodaków jest niezwykle budująca. Świadczy o tym, że cenimy przeszłość i rozumiemy jej wagę.

<<<Wstecz