Mejszagoła na szlaku wakacyjnych wojaży

Miasteczko na miarę czasów

Wakacje to powrót do utraconego raju. Dla wszystkich, dużych i małych, to ukochana instytucja. Wielce szacowne WAKACJE przez duże W (prof. Krzysztof Wojcieszek). A skoro wakacje, to szansa na odwiedzenie nowych miejsc, a do takich niewątpliwie należy Mejszagoła, za sprawą m.in. prężnie działającego tu Gimnazjum im. ks. J. Obrembskiego.

Dyrektor gimnazjum, Alfreda Jankowska, nie kryje satysfakcji, że tak wiele miast w Polsce odwiedza miasteczko, „gdzie Olgierda spalono na stosie, a Jagiełło świątynie budował”.

– Mejszagoła to miejsce naznaczone pamięcią historyczną, ale też odpowiadające na współczesne wyzwania, dlatego młodzież, uczniowie naszego gimnazjum pielęgnując spuściznę swoich przodków, zwłaszcza zasłużonego patrona, jednocześnie chłoną wiedzę potrzebną dzisiaj. Ważna jest więc wymiana doświadczeń pomiędzy młodymi ludźmi z rożnych miejscowości i krajów zamieszkania – opowiada dyrektor.

Z Poznania do Mejszagoły

W pierwszych dniach czerwca w Mejszagole gościła młodzież i nauczyciele z 38. Dwujęzycznego Liceum Ogólnokształcącego w Poznaniu, ze Szkoły Podstawowej nr 10, wraz z zastępcą dyrektora do spraw organizacji szkół i placówek oświatowych Wydziału Oświaty w Poznaniu Wiesławem Banasiem. Inicjatorem i dobrym duchem pobytu rodaków na Wileńszczyźnie był Marek Macutkiewicz, wiceprezes Związku Sybiraków w Poznaniu, członek Zarządu Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej. Człowiek-historia, w którego życiu stałe miejsce zajmuje Wilno i Korwie – tu u wujka, ks. Jana Koryckiego, spędzał wakacje – dla którego „Golgota Wschodu” jest dziś czasem pamięci o ludziach i ich przeżyciach.

– My Poznaniacy rozumiemy patriotyzm nieco inaczej (może wywodzi się to jeszcze z czasów zaborów), jako pracę dla Polski. Prawdziwy patriota rozwija się dla kraju, pracuje dla Polski, niekoniecznie przelewa za nią krew, ale stale doskonali się, żeby Polska była mocnym, wielkim krajem. Jednak dzięki takim ludziom jak pan Marek poznajemy też inną historię, tę codzienną, dotycząca zwykłych ludzi. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakich mamy sąsiadów, że za drzwiami obok mieszka człowiek, który jest chodzącą historią, on może pomóc nam odkryć zakłamane jej karty i nauczyć więzi z Polską. Dzięki temu uczymy młodzież okazywania szacunku nie tylko dziejom historycznym, ale i ludziom, którzy je tworzyli – mówiła Karolina Bielerzewska polonistka ze Szkoły Podstawowej numer 10 w Poznaniu, podkreślając ogromną rolę pana Marka w edukowaniu młodzieży podczas regularnych spotkań tematycznych.

Z misją do młodych

Sama młodzież bardzo interesuje się wydarzeniami sprzed lat, chętnie uczestniczy w rozmowach z tymi, których wiek nieubłaganie wzywa na wieczną wartę, jako ostatni świadkowie są więc bezcenni.

– Jestem dumny z Polaków, którzy mieszkają na Wileńszczyźnie, którzy ocalają miejsca pamięci o prześladowanych, o wywożonych. Młodzież z Polski bardzo lubi przyjeżdżać tu, stwierdzają, że imponuje im bliskość nauczycieli, uczniów i rodziców. Widać, że łączy ich wspólny cel, to pielęgnowanie tego, co polskie. Trochę inny wymiar patriotyzmu, ale równie bogaty. Uczy doceniania tego, co się ma – opowiadał pan Marek, wzruszony i szczęśliwy, że młodzi ludzie potrafią nawiązywać dobre relacje i wzajemnie z nich czerpać.

– Dla młodzieży nie ma nic piękniejszego niż tzw. żywa historia, żaden podręcznik tego nie odda, żadne opowieści, jeżeli nie będziemy mieli kontaktu z żywymi osobami. A tutaj jeszcze płyną piękne pieśni, bliskie sercu słowa – dodaje Ligia Przybył, nauczycielki historii.

Koncert przygotowany przez uczniów Gimnazjum im. ks. J. Obrembskiego, złożony z pieśni i tańców (kier. Jasia Mackiewicz i Tatiana Sinkiewicz) tematycznie powiązanych z celem wizyty był kwintesencją najważniejszych wartości kształtowanych przez szkołę, jako miejsca, gdzie nie tylko zdobywa się wiedzę, ale i nasiąka przekonaniem, że mowa ojczysta to nie wybrane i dobrane dla dziecka przepisy i morały, a powietrze, którym dusza jego oddycha na równi ze zbiorową duszą całego narodu (Janusz Korczak).

Z Wysokiego Mazowieckiego

Mejszagoła od prawie ćwierćwiecza współpracuje z gminą Wysokie Mazowieckie i kiedy delegacja w osobie starosty Andrzeja Adamaitisa i zespołów „Legenda” i „Mejszagolanki” gościła w miasteczku na „Dniu Łabędzia”, do mejszagolskiego gimnazjum im. ks. Obrembskiego zawitał zespół „Mazowia”, działający przy Miejskim Ośrodku Kultury w Wysokiem Mazowieckiem.

Dla większości był to pierwszy pobyt na Wieszczyczynie, dlatego z wielką uwagą przyglądali się codziennemu życiu mieszkańców miasteczka w rejonie wileńskim. W niedzielne popołudnie, 24 czerwca, w auli Dworu Houwaltów zaprezentowali namiastkę własnej twórczości wokalnej i tanecznej.

Pokoleniowy zespół, kierowany przez choreografa Mirosława Szymańskiego, ma w sobie niezwykle elektryzującą iskrę, zarażającą publiczność uśmiechem i radością. Mnóstwo pozytywnej energii, żywiołowych pieśni, oryginalna aranżacja i układy taneczne – to niemal godzinny koncert, pełen dobrych emocji. Pozwolił odprężyć się i odpocząć, a nawet... poczuć się jak tancerz zespołu. Finałowym akcentem było bowiem zaproszenie do tańca wybranych losowo spośród widowni mężczyzn i kobiet, dziewczynek i chłopców – nie po to, żeby tylko zatańczyć, ale wykonać cały układ choreograficzny. Przeprowadzono krótkie warsztaty i... ruszył taneczny korowód ku uciesze pozostałych na widowni mejszgolan.

Dyrektor Jankowska, opiekująca się gośćmi podczas ich pobytu w miasteczku, nie kryła słów wdzięczności za taką potężną dawkę dobrego nastroju, a kierowniczka „Czerwonych Maków” Stefania Tomaszun, korzystając z okazji, już zaprosiła zespół na przyszłoroczny festyn, odbywający się corocznie w sierpniu na Ziemi Szyrwinckiej.

Monika Urbanowicz

Na zdjęciach: dyrektor Alfreda Jankowska docenia pracę Marka Macutkiewicza, wiceprezesa Związku Sybiraków w Poznaniu;
zespół „Mazowia” łączy pokolenia, przekazując zamiłowanie do polskiego folkloru
Fot.
Anna Mangevičienė, Renata Kowaluk

<<<Wstecz