Zabawy świętojańskie w rejonie solecznickim

Hucznie, wesoło i... mokro

Głównym akcentem minionego weekendu w rejonie solecznickim były przedsięwzięcia i zabawy związane z obrzędami świętojańskimi. Imprezy odbyły się w gminach koleśnickiej, butrymańskiej oraz dziewieniskiej. Główne świętowanie imienin Janów i Janin tradycyjnie odbyło się w Jaszunach, w parku pałacu Balińskich.

Jak przystało na zabawę świętojańską, tego wieczoru w Jaszunach było hucznie, wesoło i… mokro. Deszcz na Jana to także tradycja. Takie tłumy ludzi w parku Balińskich w Jaszunach spotyka się tylko raz do roku, gdy odbywa się rejonowa impreza świętojańska. Do Jaszun przyjeżdżają ludzie z różnych zakątków rejonu solecznickiego. Program koncertowy tradycyjnie składał się z występów zarówno zespołów folklorystycznych, jak i estradowych. Dla wygody widzów działały letnie kawiarenki.

Więcej>>>


Odpust parafialny w Ławaryszkach

Patron, który jednoczy

Umocnieni Duchem Świętym i pokropieni deszczem – tak mieszkańcy Ławaryszek i okolicznych miejscowości określili tradycyjny odpust parafialny – św. Jana Chrzciciela. Mając takiego patrona „największego spośród narodzonych z niewiast” (por. Mt 11, 11) wierni ławaryskiej parafii rokrocznie organizują huczny odpust, który integruje różne środowiska.

Tegoroczny wyróżniał się z dwóch powodów – po pierwsze, podczas Mszy św. sufragan archidiecezji wileńskiej bp Arūnas Poniškaitis udzielił sakramentu bierzmowania ponad 90 osobom. Po drugie, po tak długim okresie suszy spadł deszcz, który obficie podlał ogrody. Niektórzy ławaryszczanie z przekąsem żartowali: „Wiadomo, co to za Jan bez wody: czy to ksiądz z kropidła, czy to św. Piotr z Nieba, ale św. Jan musi być mokry”.

Więcej>>>


Mejszagoła na szlaku wakacyjnych wojaży

Miasteczko na miarę czasów

Wakacje to powrót do utraconego raju. Dla wszystkich, dużych i małych, to ukochana instytucja. Wielce szacowne WAKACJE przez duże W (prof. Krzysztof Wojcieszek). A skoro wakacje, to szansa na odwiedzenie nowych miejsc, a do takich niewątpliwie należy Mejszagoła, za sprawą m.in. prężnie działającego tu Gimnazjum im. ks. J. Obrembskiego.

Dyrektor gimnazjum, Alfreda Jankowska, nie kryje satysfakcji, że tak wiele miast w Polsce odwiedza miasteczko, „gdzie Olgierda spalono na stosie, a Jagiełło świątynie budował”.

– Mejszagoła to miejsce naznaczone pamięcią historyczną, ale też odpowiadające na współczesne wyzwania, dlatego młodzież, uczniowie naszego gimnazjum pielęgnując spuściznę swoich przodków, zwłaszcza zasłużonego patrona, jednocześnie chłoną wiedzę potrzebną dzisiaj. Ważna jest więc wymiana doświadczeń pomiędzy młodymi ludźmi z rożnych miejscowości i krajów zamieszkania – opowiada dyrektor.

Więcej>>>


Rodzinna opowieść w rocznicę wywózek

Step daleki – lasu ani śladu… (2)

Już w 1941 r. w Akmolińsku (obecnie Astana – stolica Kazachstanu) powstała placówka Rządu Polskiego w Londynie w celu wspierania Polaków na zesłaniu w różnych potrzebach. Wacław Lewicki został wybrany przez Wspólnotę Polską w Jesylu na męża zaufania.

Do pomocy zgłosił się pan Bobieni. Z Akmolińska do Jesyla (~ 450 km) należało przywieźć do Wspólnoty Polskiej używane angielskie umundurowania, fasolę, buty, tłuszcz wieprzowy i rozdać między jej członków.

Latem 1942 r. zorganizowano kuchnię dla polskich dzieci. Powstał Związek Harcerzy i Zuchów. Jan Lewicki należał do niego. Po południu – zbiórka i maszerowanie przez osiedle, z piosenką „Maszerują strzelcy”. Ale to trwało tylko jedno lato. Starsi chłopcy na własną rękę uciekali na południe do wojska polskiego – do Andersa. W 1943 r. Jan uczył się w 2. klasie szkoły rosyjskiej. Czytać po polsku nauczyła go nauczycielka, pani Szymańska, która mieszkała w tym samym baraku. Wiosną 1942 r. przyjechał po nią polski oficer, możliwe że mąż i zabrał ze sobą do Andersa.

Więcej>>>


Zawsze wierni „Piątce” II

Domek na Zwierzyńcu przepojony polskością (2)

Listy z Oflagu IXB

Pana Romana, głowę rodziny, jako oficera WP, wysłano do Brześcia, gdzie służył w 82. pułku. Wyruszyli do miasta nad Bugiem całą rodziną. Tam też zamieszkali w pięciopokojowym mieszkaniu przy ul. Unii Lubelskiej, w otoczeniu piękna, w dobrobycie i miłości.

1 września 1939 roku wszystko zniweczył. Ojciec jako zawodowy wojskowy wyruszył na front i stamtąd już nie wrócił. Trafił do niewoli niemieckiej. Do Brześcia zaś weszli Sowieci. Marysia jako dziesięcioletnia dziewczynka była świadkiem „zwycięskiej” sowiecko-niemieckiej defilady 22 września tegoż roku. Była też świadkiem śmierci emerytowanego oficera polskiego, rozstrzelanego tylko dlatego, że odmówił zdjęcia munduru.

Więcej>>>


<<<Wstecz