Kukły polityczne w szponach alko-koncernu

Litewska służba bezpieczeństwa (VSD) przesłała do Sejmu notkę, której lektura może porażać nawet dobrze zorientowanych w życiu politycznym naszego kraju. W detalach opisuje bowiem, jak właściciele jednego z koncernów, potentata alkoholowego na Litwie, pociągali za sznurki kukiełki, jakimi są politycy z litewskiego świecznika, według własnego uznania, własnych interesów, własnego widzimisię.

Notka obnaża poziom elit politycznych w naszym kraju. Pokazuje bowiem nie tylko polityków ze świecznika politycznego, którzy są gotowi usłużnie spełniać wszelkie zachcianki handlarza alkoholem, jakim jest koncern MG Baltic, ale i odsłania ogólnie kulisy funkcjonowania systemu politycznego na Litwie, w którym zdarza się, że politycy, aby objąć eksponowane stanowisko w państwie, muszą najpierw uzyskać poparcie bossów korupcjogennego koncernu.

Z dokumentu służb wynika, że koncern od ponad dekady zbierał konfidencjonalną informację o politykach, która mogłaby ich kompromitować. Szantażował i kręcił. Promował „swoich” polityków i próbował rugować z życia politycznego niewygodnych konkurentów. Aktywnie angażował się w procesy decyzyjne zarówno wewnątrz największych litewskich partii, jak też rządu i Sejmu. Był wszędobylski na tyle, że dziennikarze śledczy, którzy prześwietlają dzisiaj sprawę MG Baltic, mówią o „pajęczynie”, którą kontrowersyjni magnaci alkoholowi próbowali opleść Litwę, by realizować własne interesy.

Choć w powszechnie udostępnionej notce VSD nazwiska polityków, będących na usługach koncernu (bądź tych, których koncern próbował „oswoić”), są zamazane, to i tak nie jest trudno ich personalia odgadnąć, gdyż media już wcześniej informowały o ich wyczynach. Ogólny zaś „vaizdelis” litewskiej klasy politycznej wyłaniający się z dokumentu jest – trzeba przyznać – przygnębiający. Pokazuje bowiem, że część partii była albo całkowicie kontrolowana przez koncern, albo znajdowała się pod jego przemożnym wpływem. Dziennikarze, badający wstrząsającą litewską sceną polityczną aferę MG Baltic, mówią wprost, że liberałowie (ci od Masiulisa) pojawili się na litewskiej scenie politycznej od samego początku jako projekt polityczny alkoholowego koncernu, przez który zamierzał on realizować swe cele biznesowe. Robił to sukcesywnie i konsekwentnie przede wszystkim na polu prawa reglamentującego handel alkoholem oraz ustaw dotyczących reklamy alkoholu w mediach (choć oczywiście nie tylko, bo jego zainteresowania były znacznie szersze).

Poza liberałami w obiektywie zainteresowań i wpływów koncernu znaleźli się też konserwatyści, socjaldemokraci i inne pomniejsze partie, jak chociażby aktualnie nieboszczka, partia showmana Valinskasa. Tam wtyczki od koncernu organizowały przewroty, podziały, zamachy na liderów itp., itd. Nie muszę chyba mówić, że dzisiaj wszyscy bohaterowie tamtych historii wszelkim rewelacjom z notki VSD solidarnie zaprzeczają zapewniając, że będąc ongiś w Sejmie pracowali wybitnie jedynie dla dobra drogiej ojczyzny, a nie żadnego tam MG Baltic.

Tymczasem z raportu służb wynika, że za czasów rządów liberałów i konserwatystów z pozaprzeszłej kadencji koncern urósł do takiej potęgi, że rościł sobie nawet prawo do dymisjonowania i mianowania przewodniczącego Sejmu RL. Dlatego też VSD działalność alkoholowego koncernu w tamtych czasach określiła jako zagrażającą dla bezpieczeństwa państwa.

Czytając powyższe rewelacje litewskich służb trudno nie zadać pytania: dlaczego do tego dopuszczono, że handlarze wódą, że wyrażę się dosadnie, trzęśli posadami państwa jak przysłowiową gruszką. Kto dawał na to przyzwolenie, by na Litwie kwitła demokracja oligarchiczna, w której bossowie z grubymi portfelami kręcą polityką i politykami, jak rzewnie sobie chcą. Te pytania są zasadne, biorąc pod uwagę, że za niecały już rok czeka Litwę cały maraton wyborów, w których – jak amen w pacierzu – pojawią się kolejni magnaci z grubymi kiesami, by zająć miejsce bossów niesławnego koncernu.

Jak aborygeński bumerang musi zatem powrócić pytanie o finansowanie partii politycznych z datków przedstawicieli dużego biznesu, który czasem zachowuje się na Litwie jak włoska Camorra. Przyznam od razu, że nie oczekuję, że zainfekowana wirusem przekupstwa litewska klasa polityczna zdecyduje się pod wpływem rewelacji VSD na jakieś kardynalne zmiany w tej materii. Liczę jedynie na to, że z ust „koncernowych” polityków zniknie przynajmniej drwiący uśmieszek, gdy usłyszą po raz kolejny deklarację polityków AWPL-ZChR, że nigdy nie przyjęli i nie przyjmą żadnych datków od żadnych koncernów czy innych biznesmenów.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz