Incydent w Powiewiórce to tylko wierzchołek góry lodowej

Odtrąceni

Wieść o tym, że w sobotę, 14 kwietnia, z kościoła pw. św. Kazimierza w Powiewiórce w rejonie święciańskim została usunięta historyczna chrzcielnica i tablica upamiętniająca chrzest przyszłego Naczelnika Państwa Polskiego Józefa Piłsudskiego, spadła jak grom z jasnego nieba. Odbiła się szerokim echem zarówno na Litwie, jak i w Polsce. Chociaż incydent z przenosinami został operatywnie zażegnany, to pozostał osad goryczy i niesmak. Najważniejsze zaś jest to, że problem związany z duszpasterstwem w parafii powiewiórskiej i podbrodzkiej został zatuszowany, ale nierozwiązany. Parafianie oczekują bardziej zdecydowanych posunięć kurii, a ubiegają się o to już od paru lat...

Jak twierdzą, skandal z nieoczekiwanymi przenosinami, gdy to proboszcz parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Rodzin w Podbrodziu ks. Deimantas Braziulis zdecydował o wyniesieniu do kruchty zabytkowej chrzcielnicy, tablicy, figur Pana Jezusa i Matki Boskiej z bocznych ołtarzy, ornatów, dywanów i niektórych obrazów jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Był jak wybuch wulkanu, który zelektryzował miejscową społeczność i przykuł uwagę środków masowego przekazu. Erupcja nie była sprawą przypadku, gdyż lawa zbierała się od dłuższego czasu i wybuch był logicznym ciągiem niezrozumiałych i nieakceptowanych przez wiernych decyzji proboszcza, dla którego własne widzimisię jest najważniejszym motywem postępowania.

Ludzie byli w szoku

Być może zabrzmi to paradoksalnie, ale wierni twierdzą, że Marszałek nawet z wieczności im pomógł, bo dzięki incydentowi, szersza społeczność dowiedziała się, jak przez swego duszpasterza są traktowani i jaki ma szacunek do drogich ich sercu pamiątek.

Regina Nikiforowa, mieszkanka Powiewiórki od 1971 roku, jako jedna z pierwszych zaczęła bić w dzwony na alarm z powodu niewytłumaczalnych i niezrozumiałych nowych porządków w powiewiórskim kościele. – Gdy w niedzielę przyszłam na Mszę św. i zobaczyłam, jak wygląda kościół, to doznałam wstrząsu i byłam w szoku. Podobnie zresztą jak i wszyscy parafianie, którzy nie kryli oburzenia i zaczęli atakować księdza pytaniami – opowiadała pani Regina. Ks. Braziulis na zarzuty odpowiadał nonszalancko. – Czy Piłsudski jest świętym, żeby być w kościele? Wraz z wikarym ks. Danielem Narkunem wykręcał się, że usunięcie tak wielu cennych rzeczy jest związane z planowanym remontem.

– Opustoszyliście kościół, obdarliście go jak niegdyś Chrystusa z szat. Jest on zabytkiem architektonicznym i jest chroniony przez państwo. Wszelkie zmiany muszą być uzgodnione z odpowiednimi instytucjami. Czy macie zgodę na przeprowadzanie prac remontowych, czy możecie pokazać projekt? – nie ustępowali. – Projekt? Co za problem? Zamówimy.

Ludzie zaś kąśliwie zauważyli, że ksiądz wiele rzeczy wyniósł, ale skarbonkę na samym widocznym miejscu zostawił.

W rozmowie z dziennikarzami Polskiego Radia ks. Braziulis nie był już taki kategoryczny i tłumaczył, że chrzcielnicę i tablicę wyniósł, bo chciał zadowolić oczekiwania osób odwiedzających zabytkową świątynię... Ciekawe, kto do niego i w jakiej formie w tej kwestii się zwracał?

Interwencja biskupa

Rozmowa parafian z duszpasterzami stanęła na niczym. Wyglądała jak przysłowiowa rozmowa głuchego ze ślepym. Dopiero interwencja biskupa pomocniczego archidiecezji wileńskiej ks. Dariusa Trijonisa, który osobiście przybył do Powiewiórki w celu zażegnania konfliktu, przyniosła skutek. Biskup potrafił przemówić do wzburzonych parafian i zdobyć ich szacunek.

– Biskup (pochodzi ze Żmudzi) mówił wiele o podobieństwie Żmudzinów i Polaków. Dziękował nam za dbałość o sprawy parafii, zachowanie tożsamości i wiary. Mówił, patrząc ludziom prosto w oczy, co rzadko albo wcale nie zdarza się naszym księżom. Tak był przejęty, że nawet łzy mu się zaszkliły w oczach – relacjonowała pani Nikiforowa. Jawnie poruszona dodała, że w jego oczach ujrzała Boga i głęboką wiarę. – Na odchodnym biskup obiecał, że przyjedzie do nas na majową...

Porządki „po rewolucji”

W ubiegły czwartek sześć dzielnych parafianek: Apolonia Pietuchowa, Maria Palińska – przez 12 lat była zakrystianką, a 20 lat funkcję tę pełnił jej ojciec Ignacy Majewski, Leokadia Chatkiewicz (w kościele powiewiórskim brała ślub i obchodziła srebrne gody), Halina Siemaszko, Krystyna Stasiewicz i jej bratowa Władysława zawijały się przy porządkowaniu kościoła, jak żartowały „po rewolucji”. Tablica, chrzcielnica, figury, dywany i część ornatów powróciły na swoje miejsce. Kłopot był z obrazami, które były wysoko i seniorki nie dawały rady z ich zawieszeniem. – Przyjdzie się pokłonić w pas mężczyznom – wywnioskowały zgodnie.

Modlitwa o opamiętanie

Incydent w Powiewiórce nie jest jedynym sprowokowanym przez podbrodzkich księży. Zinaida Miłonaic przez 50 lat była „przy kościele”. Kościół pw. Św. Apostołów Piotra i Pawła w Korkożyszkach zawsze był dla niej drugim domem. Bardzo się cieszyła, gdy „jej” świątynia została wyremontowana i odrodziła się niczym feniks z popiołów. Wszystko było dobrze, ale teraz ani ona, ani członkowie rodziny do niej nie chodzą. Zaczęło się od tego, że ksiądz Braziulis zdecydował zmienić czas Mszy św. Wcześniej rozpoczynała się o godz.11.00, a proboszcz zdecydował, że będzie o 8.00 z rana. Ludzie nie zaaprobowali tej zmiany, a szczególnie osoby starsze i młodzież. – Dlaczego zamykacie przed nami drzwi świątyni? Jestem po zawale, niedawno złamałam rękę i z rana muszę zażywać leki. Nie ja jedna taka jestem. Podobne problemy mają moje znajome Aldona Czerniawska, Anna Sadowska itd. – próbowałam przedstawić księżom swoje racje, ale było to walenie głową w mur – z rezygnacją w głosie stwierdziła pani Zinaida.

– Możemy przyjechać pomodlić się do pani do domu w razie czego – zaproponowali zgodnie księża.

– Chcę uczestniczyć we wspólnej Mszy św., wysłuchać Ewangelii i przyjąć komunię świętą. Ile mi tego życia zostało? – mówiła zrozpaczona. – Nie przeżywaj, pochowamy – jak obuchem po głowie uderzyła szydercza odpowiedź.

Pani Zinaida czuje się odtrącona i niepotrzebna. Przyznała, że podczas jednego nabożeństwa księża oznajmili, żeby modlić się w ich intencji. – Nie mogłam się do tego zmusić i w myślach prosiłam Boga o ich opamiętanie i zmianę nastawienia wobec ludzi – ze smutkiem w głosie stwierdziła Miłonaic.

Zajaśniała nowym blaskiem

Niezasłużenie odepchnięty, wyśmiany i poniżony czuje się Antoni Jundo, znany na całą Litwę farmer. To jego sumptem upadająca i niszczejąca świątynia została odremontowana i zajaśniała nowym blaskiem. Opiekował się nią 26 lat.

– Przed remontem kościół stał w wodzie, schody były zniszczone, wnętrze pleśniało i gniło, wieżyczka nad prezbiterium kiwała się i groziła zawaleniem. Tylko pomiotu gołębiego wywieźliśmy 5 wywrotek – opowiadał Jundo. – Moi ludzie wymienili instalację elektryczną, wstawili podłogę, oszalowali ściany. Na renowację kościoła wydałem ponad 200 tys. litów, a teraz wskazano mi na drzwi – z goryczą mówił znany i szanowany gospodarz.

Jak tłumaczył, wszystko przez to, że jako przewodniczący komitetu kościelnego próbował wyperswadować, że zmiana czasu nabożeństwa nie przyniesie niczego dobrego, a ludzi do kościoła zamiast przyciągnąć odstraszy.

– Niczego nie wskórałem. Odwrotnie, ksiądz oznajmił, że kto będzie uczestniczył w porannej Mszy św. o godz. 8.00, to ten jest wyznawcą Boga, a kto nie, to szatana. Nic dodać, nic ująć – podsumował, dodając, że jeszcze nie tak dawno w kościele panowała inna atmosfera.

Każdemu należy się szacunek

Według Jundy, zrobiło się w nim zimno, nieprzytulnie, a proboszcz zamiast jednoczyć ludzi, przyciągać młodzież, pracować z miejscową inteligencją, robi wszystko, aby ich odtrącić, zniechęcić. Czy taki jest cel misji, z którą ksiądz przyszedł tutaj pracować?

Od jesieni rodzina mecenasa kościoła w Korkożyszkach (około 20 osób) do niego nie chodzi. Uważa bowiem, że w żadnym przypadku nie zasłużyła na podobne traktowanie i nie chodzi tu o zaszczyty, czy hołdy, a zwykłą ludzką wyrozumiałość, szacunek, a zarazem poszanowanie godności każdego. Od ubiegłego roku rodzina na nabożeństwa dojeżdża do Wilna...

Szantaż i groźby

Rasa (nazwisko jest znane redakcji) była zatrudniona przez księdza Braziulisa jako sekretarka. Pracowała za minimalne wynagrodzenie, ale nie tylko jako sekretarka, ale też księgowa i archiwistka. – Pracowałam z poświęceniem i jak się mówi od duszy. Stało się nieszczęście, moje dziecko doznało urazu i musiałam wziąć zwolnienie, ale zlecenia wykonywałam w domu – opowiadała. Jakież było jej zaskoczenie, gdy po powrocie do pracy usłyszała od ks. Braziulisa, że parafia jej usług nie potrzebuje i zaproponował, żeby napisała podanie o zwolnienie na własne życzenie.

Nie zgodziła się i wtedy proboszcz zaczął jej grozić, szantażować. Nie wytrzymała. Podanie napisała...

Ani rozliczeń, ani sprawozdań

Parafianie w Podbrodziu postępowaniem księdza są zbulwersowani. Nie rozumieją, dlaczego została zwolniona katechetka, organistka, dlaczego w podbrodzkim kościele zostały zlikwidowane, prezentujące dobry poziom chóry – polski i litewski. Od roku nie ma rady parafialnej. Zakrystian Józef, człowiek bez reszty oddany parafii i kościołowi, również bez kilku słów wyjaśnienia został odsunięty. Ludzie czują się odrzuceni. Ksiądz zrezygnował z kolędowania, a jeśli ktoś zażyczył sobie, aby duszpasterz z kolędą zawitał do jego domu, to musiał zawczasu się zgłosić do sekretariatu. W kościele nie ma konfesjonału, a jego rolę pełni kancelaria parafialna. W kościele nie było ani szopki betlejemskiej, ani grobu Pańskiego, ani ciemnicy, została odprawiona tylko jedna Msza Wigilii Paschalnej. Naczynia liturgiczne są przechowywane w przedsionku. Doszło do tego, że ksiądz zabronił odmawiania różańca przed nabożeństwem, a Anioł Pański też został wciągnięty na „czarną listę”. Ksiądz Braziulis nie przedstawia żadnych rozliczeń, ani nie składa sprawozdań...

Miarka się przebrała

To daleko niepełny wykaz trudno wytłumaczalnych decyzji i sposobów postępowania proboszcza, który, jak twierdzą parafianie, skutecznie odpycha ludzi od kościoła, a przecież papież Franciszek apelował do księży, żeby przede wszystkim pracowali z ludźmi. Tymczasem w parafii zaistniała nienormalna sytuacja, że proboszcz stroni od ludzi, a podczas jednego z kazań pouczał, że „jacy by księża nie byli, musicie nas słuchać”.

Cierpliwość ludzka jednak się wyczerpała, miarka się przebrała. Parafianie niejednokrotnie zwracali się do arcybiskupa Gintarasa Grušasa, a podczas spotkania z biskupem pomocniczym Dariusem Trijonisem w Powiewiórce sędziwa parafianka wzniosła błagalnie ręce i powiedziała: „Zmiłujcie się, przyślijcie nam innego księdza...”.

Zygmunt Żdanowicz

Na zdjęciach: drogie dla parafian rzeczy wracają na stare miejsca…;
Zinaida Miłonaic na znak protestu nie chodzi do kościoła, w domu ma własny ołtarzyk;
Antoni Jundo, przy tablicy i drzwiach (niestety, zamkniętych), które ufundował
Fot.
autor

<<<Wstecz