„Zawsze wierni „Piątce” (II)
Olgierd Korzeniecki – okulista z charakterem
W kwietniu mija 20 lat, jak nie ma z nami Olgierda Korzenieckiego, niezwykle skromnego człowieka, wiernego wszystkiemu, co polskie, kochającego Wilno, swoją szkołę, ludzi, z którymi los go zetknął. Przez kolegów był oceniany jako człowiek tolerancyjny i twardy w przekonaniach. Był jednym z pomysłodawców spotkań absolwentów klasy oraz tworzenia archiwum szkolnego „Piątki”, co owocuje do dziś.
Coroczne spotkania absolwentów „Piątki” przez wielu wilnian są nazywane fenomenem wileńskim. Jednakże na początku były spotkania klasowe, których inicjatorami byli przed trzydziestu laty absolwenci 1950 roku, w tym Olgierd. Byli wśród pomysłodawców również ci, którzy dziś są w czołówce organizatorów corocznych podobnych spotkań szkolnych w ostatnią niedzielę czerwca pod nazwą „Zawsze wierni „Piątce”. Stanisława Kociełowicz, z domu Kawalewska, mieszkająca w Szczecinie, zachowała zdjęcie ze spotkania w roku 1997 obu klas promocji roku 1950 oraz notatkę z „Kuriera Wileńskiego” autorstwa Olgierda Korzenieckiego. Na zdjęciu w pierwszym rzędzie, przykucnięty – to pan Olgierd, „rodzic” nie tylko spotkań, jak też prowadzenia archiwum szkoły, co przez dziesiątki lat czyni Jan Pakalnis, a który zebrał bezcenne bogactwo historyczne, tak ważne dla zachowania polskości na Ziemi Wileńskiej.
W chmurce nad Wilnem…
W notatce pióra Olgierda Korzenieckiego, zamieszczonej w „Kurierze” 10 lipca 1997 roku czytamy m.in. zwykłe, a tak oddające sens tych spotkań słowa:
„Wspominamy naszych profesorów. Wielu z nich należało do elity przedwojennego nauczycielstwa. W gronie tym – Stanisława Pietraszkiewiczówna ze słynnej rodziny filomatów, Maria Czekotowska, Salomea Sucharewiczowa, Aleksander Jabłoński, Bolesław Święcicki, Andrzej Biega i inni. To ich zasługą jest, iż w tamtych czasach, gdy jedyna wówczas szkoła polska w Wilnie była pod szczególnym nadzorem władz, potrafiliśmy zachować ducha polskości. Nasza młodość przeszła w okresie ciągłych zmian kolejnych zaborców, w rodzinach utrzymywanych głównie przez matki i babcie, bo ojcowie poszli bronić Ojczyzny, w warunkach, gdy się miało jedną parę butów i jedne „lepsze” ubranie…
Na spotkaniu zapominamy o kłopotach ze zdrowiem, o skromnych emeryturach, o samotności, o problemach z wnukami czy prawnukami, o trudnościach życia codziennego. Moc wspomnień: artystyczne występy naszych koleżanek i kolegów, toasty za organizatorów spotkań – Gienkę Pietrusewicz, Staszkę Kociełowicz i niestrudzonego Janka Pakalnisa. Spotkanie uświetnia uroczyste przekazanie przez olsztyńskiego wilniuka Tadeusza Stefanowskiego pięknie haftowanego proporca z godłem państwowym. Słowa piosenki o Wilnie, najpiękniejszym z miast, zmieniają piosenki legionowe (w dłoniach mamy pocztówki z wizerunkiem Dziadka).
Jak szybko upływa życie. Umawiamy się, iż następne spotkanie odbędzie się za rok, a jeśli ktoś w tym czasie pójdzie do św. Piotra, to będzie na nas czekał na najbliższej chmurce nad Wilnem”.
Na spotkaniu po roku to właśnie Olgierd, niestety, przyglądał się z chmurki, która „zatrzymała się nad ulubioną szkołą”. Zmarł nagle 18 kwietnia 1998 roku. Jego obecność na VII zjeździe Związku Polaków na Litwie, była ostatnim hołdem oddanym społeczności polskiej. Los tak chciał, że odprowadzało go w ostatnią drogę wielu rodaków, którzy byli świadkami jego tak niespodziewanego odejścia. Mówili: „przecież wczoraj był na uroczystości zakładania kamienia węgielnego pod Dom Polski”…
Ci, którzy znali Olgierda Korzenieckiego, pamiętają o nim do dziś. Rzadko można spotkać człowieka tak otwartego na kontakty zawodowe, towarzyskie, tak szlachetnego i tak skromnego w każdym działaniu czy słowie. Był intelektualistą w pełnym tego słowa znaczeniu. Pasjonował się historią, literaturą, sztuką, zabytkami, fotografią. Był wśród założycieli Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą, był wśród tych, którzy wspierali działalność Związku Polaków na Litwie. Jego odejście było okrutną niesprawiedliwością dla Wilna, rdzennych wilnian, Polaków.
Ulubieniec babci
W jakim klimacie polskiej rodziny wileńskiej kształtował się charakter Olgierda? Jakimi duchowymi wartościami ta rodzina się kierowała? O rodzinie Korzenieckich pisał w książce „Zostali tu z nami na dobre i złe” Jerzy Surwiło.
Olgierd prawie nie pamięta swego ojca. Miał 8 lat, gdy Antoni Korzeniecki wyruszył na wojnę. Był wrzesień roku 1939. Ojciec z wojny nie wrócił, ślad po nim zaginął. Poszukiwania, w tym przez Polski Czerwony Krzyż, nie odniosły skutku. Z przekazów matki, Zofii Korzenieckiej, też niewiele pamięta. Zresztą, w czasach powojennych represji i wywózek niewiele się mówiło o losach oficerów polskich, a szczególnie przy dziecku, by mniej wiedziało i by nie było narażone na przykre niespodzianki. Wielu dokumentów i zdjęć też nie zachowano. Wiadomo na przykład, że ślub rodziców Oldka – Antoniego Korzenieckiego oraz Zofii Unikowskiej odbył się w kościele św. Rafała w Wilnie, a pan Antoni był już nauczycielem gimnazjum.
Alicja Klimaszewska, prezes honorowy Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą, zachowała wypowiedź w prasie koleżanki klasowej Teresy Skup-Stundis: „Czasem, najczęściej w okresie Świąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy, bywaliśmy u państwa Unikowskich na Lwowskiej 5. Panią Józefę, babcię Oldka, nazywaliśmy ciocią Józią i bardzo ją lubiliśmy. Kochała dzieci, ale przede wszystkim swego wnuka Oldeczka. Miał on mnóstwo zabawek, wszystkie części „Koziołka Matołka” i przepięknie ubraną choinkę na Boże Narodzenie. Ciocia Józia zawsze na święta organizowała oddzielny stół dla wnuka i jego gości. Pamiętam, że na Wielkanoc były na tym stole miniaturowe różnokolorowe jajka - cukierki i czekolady, które były kupowane w luksusowych cukierniach na ul. Mickiewicza.
Matka Oldeczka, piękna pani Zosia, była bardzo sympatyczną osobą. Obie te panie stwarzały wyjątkowo przytulny dom również dla nas, dzieci z podwórzy. Oldek miał też rowerek na trzech kółkach, którym po kolei jeździliśmy wokół domu państwa Unikowskich.
Niestety, sielanka skończyła się wraz z wybuchem II wojny światowej. W roku 1940 zmarł dziadek Józef Unikowski, ojciec poszedł na wojnę i nigdy z niej nie wrócił. Dwie kobiety – matka i babcia – zajęły się wychowaniem Oldka. Był to bardzo trudny okres w ich życiu, nawet po latach nie chciał wracać do tego okresu we wspomnieniach”.
Wartości domu Oldka
Antoni Korzeniecki studiował na Uniwersytecie Stefana Batorego, który ukończył w roku 1934. Na swej drodze zawodowej zaliczył szereg szkół i gimnazjów wileńskich oraz innych miast RP, w tym Lwowa. Przed samą wojną od 3 do 15 lipca odbył kursy dla nauczycieli szkół średnich we Lwowie. I to bodaj ostatni dokument, który się zachował w rodzinie Korzenieckich. Pan Antoni, jako oficer rezerwy Wojska Polskiego, został prawdopodobnie powołany na wojnę i do Wilna już nie wrócił. Cały ciężar spraw życiowych i wychowania Oldka, jedynaka, chłopaka o niezbyt mocnym zdrowiu, spadł na barki pani Zofii. Dla Zofii Korzenieckiej na pierwszym miejscu było wychowanie syna. Razem z matką Józefą Unikowską brały się każdej pracy, by wyżyć, sprzedawały różne rodzinne pamiątki, a jednocześnie pomagały w czasie okupacji żydowskiej rodzinie Pilników, organizowały i wysyłały paczki dla wilnian, którzy znaleźli się w obozach jenieckich w Niemczech.
Poświęciła synowi całe swe życie, nowej rodziny nie założyła, mimo że wielu mężczyzn ubiegało się o jej względy. W tym, jako szczegół ciekawy: dla początkującego poety Teodora Bujnickiego była muzą, poświęcił jej swój wiersz z dedykacją „Najpiękniejszej z najpiękniejszych”.
Przykładem dla Olgierda był też jego wujek inż. Czesław Unikowski, obrońca Warszawy w 1939 roku, absolwent Szkoły Technicznej im. Józefa Piłsudskiego na Holenderni.
Podobne wartości życia duchowego Polaków znalazł Olgierd w szkole, najpierw w męskim gimnazjum nr 3, a po połączeniu z żeńskim – w słynnej szkole nr 5. Tu znalazł podobny klimat, który nieśli z sobą profesorowie tej legendarnej szkoły.
Zacytuję w ślad za Jerzym Surwiłą wypowiedź przedwojennego dziennikarza warszawskiego, który w piśmie „Na Szerokim Świecie” pisał o Wilnie: „Nie ma tu uniżoności – jest tylko bardzo miła uprzejmość. Nie ma służalczości – jest usłużność. Żebrak dziękuje za jałmużnę z pewną godnością… Wilno to miasto z charakterem”…
Ceniony okulista, pasjonat historii Wilna
Olgierd Korzeniecki ukończył szkołę ze srebrnym medalem, wstąpił na medycynę na uczelni, którą przed laty ukończył jego ojciec –Uniwersytecie Wileńskiim.
Został wziętym okulistą, jako pierwszy na Litwie zaczął stosować szkła kontaktowe, był wynalazcą szeregu innowacyjnych metod leczenia schorzeń ocznych. Wilnianie obok jego zawodowych sukcesów, pamiętają go jako człowieka, który nie przeszedł obojętnie obok spraw ważnych dla Wilna i ludzi. Odwiedzając cmentarze wileńskie razem z Janem Pakalnisem i Jerzym Choroszewskim odnajdywali groby swych nauczycieli, rozsypane po wileńskich cmentarzach. Odnaleźli grób wspaniałego matematyka Bolesława Święcickiego. Byli tymi Polakami, którzy wyrażali w prasie swe niezadowolenie z tego, że z podziemi wileńskiej katedry zostały przeniesione do Warszawy zwłoki biskupa Władysława Bandurskiego.
Korzeniecki swój udział w Społecznym Komitecie Opieki nad Starą Rossą uważał za bardzo ważną misję. Razem z Alicją Klimaszewska, Haliną Jotkiałło, Jerzym Surwiłą co roku przez wiele lat stawali w jednym szeregu ze znakomitościami kultury Warszawy na Powązkach, by zbierać ofiary również na renowację Starej Rossy. Pokłosie tej akcji jest widoczne. Dzięki niej na zabytkowej nekropolii odnowiono około 40 pomników i nagrobków. Podczas jednej z pierwszych akcji uporządkowano rodową kwaterę Pietraszkiewiczów. Tu spoczywa profesor Stanisława Pietrasz¬kie-wiczówna, ulubiona nauczycielka wielu pokoleń absolwentów „Piątki”. Na Powązkach w Dniu Zadusznym właśnie Olgierd był najbardziej otaczany przez przybyłych na tę warszawską nekropolię, którzy chcieli jak najwięcej się dowiedzieć, co słychać w ukochanym Wilnie, skąd pochodzą ich przodkowie, bo wielu odwiedzających groby na Powązkach, ma też rodzinne groby na Rossie.
Krystyna Adamowicz
Na zdjęciu: po kweście na Powązkach wilnianie bywali zapraszani przez córkę Józefa Piłsudskiego – Alicja Klimaszewska (od lewej), Jadwiga Jaraczewska z Piłsudskich oraz Olgierd Korzeniecki
Fot. archiwum Jana Pakalnisa