Łotewska reforma na rympał

Koronnym argumentem, by zmienić liczący ponad pół wieku model nauczania w szkołach mniejszości narodowych na Litwie, swego czasu, był przykład sąsiedniej Łotwy.

Politycy, którzy forsowali wówczas tzw. „wariant łotewski” na Litwie, przedstawiali go jako modelowy, wyważony, warty naśladowania. Zdaniem ówczesnych posłów pokroju Songaily (był głównym motorniczym aplikacji do litewskiego prawa oświatowego rozwiązań łotewskich) „łotewski wariant” był mądrze wykoncypowanym, zrównoważonym kompromisem, który pozostawiał dość miejsca w oświacie mniejszości narodowych ich językowi ojczystemu (40 proc.), ale dawał też pola w tym systemie dla języka państwowego (60 proc.). Mądrość tego wariantu miała polegać na tym, że uczniowie narodowości niedominującej już od zarania lepiej poznawaliby język państwowy przy jednoczesnej gwarancji zachowania prawa do nauki w języku ojczystym. „Co jest świętym prawem mniejszości”, dodawali inni litewscy politycy, którzy bałamutne postulaty skrajnej prawicy łykali bez popicia.

Rządzący wówczas na Litwie liberałowie z ich szefem ministerstwa oświaty na czele Gintarasem Steponavićiusem nie byli w mocy sprzeciwić się takiej argumentacji. Kupili ją właściwie „bez popicia”, broniąc opresyjnego prawa oświatowego w konsekwencji z samozaparciem, jakby chodziło im o datki partyjne od korupcjogennej finansjery, na które liberałowie są szczególnie łasi.

Tymczasem minęło niespełna lat 10 i okazało się, że „wariant łotewski”, który miał być zrównoważony i kompromisowy, okazał się tylko wydmuszką. A dokładnie to okresem przejściowym w drodze do całkowitej kasacji oświaty mniejszości narodowych u naszego północnego sąsiada. Oto bowiem tamtejsze władze zadecydowały, że od roku 2021 szkoły mniejszości narodowych mają przejść w ich kraju na całkowite nauczanie w języku państwowym (jakiś tam wyjątek zrobiono tylko w początkowym stadium edukacji). Tym samym „wariant łotewski”, tak zachwalany swego czasu na Litwie, w okamgnieniu dosłownie rozsypał się jak domek z kart.

Nie moją rolą jest pouczanie Łotyszy, do których żywię dużą sympatię, jak mają kształtować model edukacji dla szkół rosyjskich (polskie szkoły są bowiem chronione na Łotwie polsko-łotewską umową międzypaństwową). Jednakoż, obserwując ze strony cały proces, nie mogę się pozbyć wrażenia, że „subtelność” z jaką sobie poczynają władze w Rydze z rosyjską mniejszością w zakresie edukacji przypomina trochę nachalną próbę wkładania komuś rozumu do głowy przy pomocy łopaty. Bardzo wątpliwe jest, moim zdaniem, by w ten sposób udało się wychować rosyjską młodzież na bardziej lojalną wobec państwa i mniej skłonną do kremlowskiej propagandy. Wręcz przeciwnie opresyjne poczynania w dziedzinie edukacji uważam za nieproduktywne, co zresztą już nieraz zostało dowiedzione na przestrzeni historii. Vide rusyfikacyjna polityka carskiej Rosji, czy germanizacja za czasów Bismarcka.

Na dodatek czasy mamy, Bogu dzięki, już inne. Państwa narodowe nie mogą już jak za Bismarcka czy Mikołaja hulać sobie dowolnie wobec swych mniejszości narodowych bez konsekwencji narażenia się na ocenę ze strony wspólnoty międzynarodowej. Wtedy nie było ani międzynarodowych konwencji, chroniących praw mniejszości narodowych, ani międzynarodowych organizacji typu Rady Europy czy ONZ, pochylających się nad ich prawami. Teraz są. Nie warto więc iść na rympał w nadziei, że złe stosunki z Rosją i tak już nie mogą być gorsze, więc można sytuację wykorzystać na dokręcenie śruby w dziedzinie oświaty mniejszości narodowych.

Takie myślenie może być narażone na bardzo wysoki stopień ryzyka. Można bowiem utracić nie tylko reputację na arenie międzynarodowej, ale też pogubić się, licząc tylko na doraźną koniunkturę w geopolityce. Przypomnę, że podczas niedawnego przyjęcia w Białym Domu prezydentów Litwy, Łotwy i Estonii przez Donalda Trumpa amerykański prezydent nie tylko mówił o gwarancjach sojuszniczych USA dla republik bałtyckich, ale też o potrzebie dogadania się z Moskwą. Byłoby to dobre, pouczał swych gości Trump, dodając, że tylko głupiec mógłby uważać inaczej.

Na dogadanie się obecnie, być może, szans dużych nie ma. Ale sytuacja międzynarodowa jest bardzo dynamiczna i niepewna. Mocarstwa kłócą się i walczą ze sobą, ale też myślą o jakichś tam konsensusach, które byłyby skłonne zawrzeć, by w bezpardonowej walce nie stracić wszystkiego. To chyba miał na myśli Trump mówiąc, że porozumienie się z Rosją byłoby dobre. Ostatnie kroki Rygi w zakresie oświaty rosyjskiej na Łotwie nie wpisują się w opcję porozumienia. Po prostu nowy łotewski model oświaty dla mniejszości narodowych jest nie do obrony.

Mam zatem głęboką nadzieję, że odtąd na Litwie już żaden polityk nawet nie zająknie się o „łotewskim wariancie”, dyskutując nad tematem litewskiego modelu oświaty mniejszości narodowych.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz