Wileńska tradycja żyje w nas

Rozmowa z JANINĄ ŁABUL, kierownikiem Polskiego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca „Wilenka”

17 marca Polski Zespół Ludowy Pieśni i Tańca „Wilenka” miał wielce zaszczytny występ na „II Międzynarodowej Gali Piosenki Kresowej – ŚLADAMI TRYLOGII w rocznicę 86. Urodzin Jerzego Hoffmana”. Śpiewająca młodzież zaprezentowała folklor litewski i wileński oraz dała w prezencie reżyserowi prawdziwą palmę wileńską. Z tej niezwykłej okazji postanowiłam zadać kilka pytań kierownikowi zespołu – osobie, do której w największej mierze warto skierować słowa wdzięczności za liczne sukcesy „Wilenki”.

– Żmudna praca kierownika dużego zespołu, przekraczająca zapewne granice jedynie pracy – wydaje się, że to raczej dobrowolnie wybrany sposób życia. Zechciałaby Pani to skomentować? Z czym się wiąże Pani motywacja do działań, taka chęć swoistej... ofiary?

To już chyba tryb życia. Z dzisiejszej perspektywy właśnie widać, że może nawet jako pasję wybrałam ten kierunek, ale tak się ułożył los, że już od samej młodości lubiłam folklor i bardzo lubiłam granie na akordeonie, lubiłam bardzo słuchać piosenek ludowych w wykonaniu mojej babci i cioci, co spowodowało, że nie było mi to obojętne. Chciałam z tym powiązać swoje życie. I akurat miałam szczęście, że byłam zaproszona do zespołu „Wilenka” jako chórmistrz i do „Syrokomlówki” jako nauczycielka muzyki. To skierowało mnie na właściwą drogę, ponieważ już istniał ten wspaniały zespół – miałam szczęście tu trafić. Wiadomo, że na pewno sama nie dałabym rady, ale obok zawsze pracowali mocni choreografowie, zawsze byli koledzy i koleżanki, którzy pomagali w tej pracy: w dziedzinie instrumentalnej, w dziedzinie choreografii i tylko wspólnie osiągnęliśmy wynik taki, jaki dzisiaj mamy.

– Powiedziała Pani o tym zaangażowaniu, trybie życia, że dało się to powiązać z pracą w szkole – a jak jest z satysfakcją?

Dzisiaj widzę, ile osób przychodzi do „Wilenki”. Jak widzę, że w siedmiu grupach pracuje ponad 250 osób, gdy widzę zaangażowanie nie tylko dzieci, ale i rodziców, dziadków, którzy chcą tej tradycji, to naprawdę odczuwam niezwykłą satysfakcję i nieraz stwierdzam, że byłam zawsze i nadal jestem na dobrej drodze. Tylko bardzo szkoda, że czas tak ucieka i że już przyjdzie chwila, kiedy trzeba będzie pożegnać ten zespół. Ale naprawdę mogę rzec, że w moje życie to wniosło wiele.

– Zespół liczy aż ponad 45 lat, blisko pół wieku. Jak się zmieniało pokolenie, skład, wizje i cele? Czy raczej ludowość jest niezmienna?

Powiedziałabym, że tak, bo zawsze twierdziłam, że folklor jest żywy. Był żywy i jest żywy – trzeba go tylko pielęgnować. To nieprawda, że dziś mówią, iż są „nie te czasy”, że mamy inne popularne piosenki lub jakąś muzykę tradycyjną czy nietradycyjną. Przecież wiemy, że wszystko zaczęło się od folkloru, że to jest podstawa naszego całego życia muzycznego.

– Skoro Pani zaczęła już tę myśl, to jestem ciekawa Pani zdania na temat największej zalety zespołu ludowego? Co go wyróżnia spośród innych zespołów we współczesnym świecie?

Muszę powiedzieć, że ważna jest sama twórczość w choreografii, w śpiewie ludowym. Istotne jest jaki posiadamy repertuar, jakie tworzymy obrazki ludowe. Co możemy czerpać z historii, by też zostawić je następnym pokoleniom. Bardzo ważne też są stroje ludowe, które możemy przekazać. Chodzi tu nie tylko o polskie regiony, ale też o region Wileńszczyzny. To wszystko razem stanowi tradycje, obyczaje, to wszystko jest wzięte w cały życiorys zespołu ludowego. Zaczyna się od korzeni, a folklor jest podstawą twórczości w sensie ogólnym – spójrzmy, nawet Chopin czy inni kompozytorzy: wszyscy kiedyś czerpali z folkloru.

– Potrzeba wzorowania się na kimś?

Tak. Nawet współczesna muzyka miała głębokie korzenie w folklorze. Jest on podstawą każdej muzyki, niezależnie od gatunku.

– Jeszcze mały krok wstecz – czy przed mniej więcej 20 lat, gdy zajmowała Pani to stanowisko, spodziewała się Pani tak długiego i owocnego pozostania? Jak to wyglądało wtedy?

Oj, nigdy się nie spodziewałam! Myślałam, że przyjdę, popracuję, w czymś im pomogę w przygotowaniu 25-lecia zespołu i wtedy spokojnie to wszystko zostawię. Nawet nie myślałam, że to aż tak wciągnie. Na długo…

– A kto jest Pani największym autorytetem? Czy wzoruje się, bądź wzorowała Pani na kimś w kierowaniu zespołem?

Specjalnie – nie. Oczywiście, że „Śląsk” czy „Mazowsze” – to najlepsze zespoły. Kierownicy tych zespołów zawsze byli wzorem. Ale zawsze pamiętałam, że to nasza Wileńszczyzna i musimy stąd czerpać inspiracje. Dlatego nie powiedziałabym, że kogoś naśladowałam. Po prostu robiłam to, co najbardziej każdemu momentowi sprzyjało. Do tego wiele pieśni zbieraliśmy i zapisywaliśmy sami – są to własne układy, aranżacje, zapisy, czyli twórczość unikalna. A blok piosenek wileńskich jest zawsze przyjmowany z wielkim podziwem, bo jest nieznany. Prezentujemy nasz region.

– A więc Wileńszczyzna nas wyróżnia. Właśnie te walory „wileńskości” – polskość połączona z litewskością. Co Pani mogłaby powiedzieć o tym ostatnim występie „Wilenki” na Międzynarodowej Gali Piosenki Kresowej?

Musieliśmy przedstawić folklor litewski, co też zrobiliśmy. Zaprosiliśmy nawet na próby panią choreograf z zespołu litewskiego, ułożyliśmy ruchy, dwa tańce z piosenkami – chór popisał się i tanecznie. Ale również daliśmy nasz wileński program, ponieważ właśnie ta tradycja żyje w nas i pracujemy w tym kierunku, by pokazać to, co jest nasze: ojczyste i najbardziej kochane.

– Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również i zapraszam wszystkich na kolejne występy „Wilenki”.

Rozmawiała Karolina Słotwińska

Na zdjęciu: podczas Międzynarodowej Gali Piosenki Kresowej zespół zaprezentował folklor wileński i litewski, 1. od lewej – Janina Łabul
Fot.
archiwum „Wilenki”

<<<Wstecz