„Zawsze wierni „Piątce” (II)

Mówi prawdę – zawsze i wszędzie

Krystyna Rzewuska ma poczucie osobistej wolności i godności. Takie wrażenie odnosi bodaj każdy, kto z nią miał jakikolwiek kontakt. Ma okazję podziwiać jej styl mówienia – odważny, pewny w swych sądach i żywych wspomnieniach. Jej postawę wyróżnia wrodzona swoboda we wszystkim, co czyni.

Nie było tego w podręcznikach

Mieszka teraz w Gdańsku. Po ośmioletnim pobycie w gułagu, w kraju wiecznej zmarzliny, w roku 1957 przyjechała na polskie Pomorze. Razem z mamą, która w łagrach sowieckich dzieliła los swej córki, mimo że ich obozy znajdowały się w odległości tysięcy kilometrów. Gdy skończyła się katorga, już w Gdańsku, po studiach, pracowała jako nauczycielka historii, czemu poświęciła ponad 40 lat swego życia. Na lekcjach mówiła prawdę o Katyniu, o pakcie Ribbentrop-Mołotow, agresji ZSRR na Polskę. Nie było tego w podręcznikach, ale ona mówiła prawdę.

– Pewnego razu podszedł do mnie pewien uczeń, który powiedział, że w internacie, gdzie mieszka, będzie wykład na temat Katynia. Pyta mnie, czy może mówić prawdę, tak jak ja uczyłam. Mówię mu, że nie, absolutnie zabraniam. Jedynie może zapytaj, dlaczego Rosjanie do tej pory nie postawili pomnika w Katyniu, skoro twierdzą, że Niemcy zamordowali polskich oficerów. Chłopak spytał, a speszony prelegent skrócił wykład i opuścił internat w pośpiechu – wspomina.

Jej życia starczyłoby na wielu

Na czerwcowe spotkania absolwentów „Piątki” przyjeżdża dość często. Po raz pierwszy przybyła przed 10 laty wprost ze Stanów Zjednoczonych Ameryki, gdzie spędzała urlop, ale gdy jej najbliższa wileńska koleżanka śp. Jadwiga Kudirko (z d. Ambrożewicz) zadzwoniła, by powiedzieć, że takie spotkanie się odbędzie przy szkole na Piaskach, skróciła „amerykańskie” wczasy i była już w Wilnie. Miała co opowiedzieć swoim kolegom, wilnianom. Wówczas w wywiadzie dla „Tygodnika” daleko nie wszystko powiedziała. Odczuwało się, że głębia uczuć i wspomnień nie do końca były wyczerpane. Koleje jej losu są na tyle bogate w przeżycia i doświadczenie, że starczyłoby na niejedno życie. Niniejsza „spowiedź” Krystyny Rzewuskiej jest wynikiem ostatniego spotkania „wiernych Piątce” latem w domu Lali Kalwajt (z d. Hołubówna). To właśnie obie te panie przed wielu laty, gdy ukazała się książka Tadeusza Konwickiego „Kronika wypadków miłosnych”, ich sąsiada z Kolonii Wileńskiej, wspięły się na drzewo, by zobaczyć, czy Konwicki prawdziwie opisał w swej książce widok okolicy.

Krystyna Rzewuska urodzona jest na wileńskim Zwierzyńcu i naukę zaczęła jeszcze przed wojną u sióstr nazaretanek.

– Odprowadzał do szkoły mój pies, owczarek, i czekał mnie pod furtką, by razem wrócić do domu. Gdy okrzepłam, sama biegałam przez Most Zwierzyniecki, ulicą Jasińskiego i Podgórną przez cztery lata. Nazaret był dobrą szkołą, nauczono mnie tam nigdy nie wstydzić się swoich czynów i zawsze mówić prawdę – wspomina Krystyna pierwsze lata nauki w Wilnie.

Wileńskie rodowody

Spokojne życie na cichym Zwierzyńcu zakończyło się w roku 1939. Ojciec jako ochotnik poszedł na wojnę, brat, dotąd student prawa na Uniwersytecie Stefana Batorego, podobnie jak setki innych studentów tej polskiej uczelni, został pozbawiony prawa studiowania po polsku.

– Pamiętam pożegnanie z tatą, gdy wychodził na wojnę. Przy zasłoniętych oknach i zgaszonych latarniach. Było smutno. Po pewnym czasie mama zdecydowała, że wyjedziemy z Wilna do Rokanciszek, gdzie mieliśmy 6 ha ziemi i piękny sad z 300 drzewkami owocowymi. Mama wtedy powiedziała: przynajmniej z tego wyżyjemy.

Wacław Rzewuski, ojciec Krystyny, Wilno pokochał z wyboru. Jego miejscem urodzenia był majątek Lipki w powiecie borysowskim, guberni mińskiej. Widocznie od niemowlęcych lat przypisane mu było Wilno. Był ochrzczony w katolickim kościele Borysowa, do którego powstania walnie przyczynili się dziadkowie Lali Hołubówny – świątynia wznosi się na ziemi Hołubów. Po latach potomkowie tych dwu rodzin spotkali się zupełnie przypadkowo w Kolonii Wileńskiej.

Przyjaźń Lali Hołubówny-Kalwajt i Krystyny Rzewuskiej trwa do dziś. Te odważne panie nie tylko razem oglądały widok z wysokości konarów drzewa. Przed laty, gdy Krystyna mieszkała już w Polsce i przyjechała w odwiedziny do Wilna, koleżanki postanowiły wyjechać do Borysowa. Wizy na Białoruś Krystyna nie miała, a jednak zaryzykowały – pojechały na ziemię swych dziadków. Nie wiedziały nawet, gdzie mają szukać jakichkolwiek śladów. Ktoś już w pociągu poradził, by poszły na ryneczek w Borysowie, gdzie kwiaty sprzedają kobiety od dawna mieszkające w tym miasteczku. A jakże! Pomogły! Okazało się, że brat ojca Krystyny przed kilkoma miesiącami zmarł, ale są trzy jego córki. Co prawda dwie były na wycieczkach i tylko jedna była w domu. Pracuje lekarzem w Borysowie, dlatego, gdy dotarła do niej wieść o przyjeździe stryjecznej siostry z Polski, szybko udała się pogotowiem na rynek.

Żołnierz dwóch wojen

Losy Wacława Rzewuskiego – to przykład Polaka walczącego o niepodległe Państwo Polskie. Żołnierz dwóch wojen – zarówno I wojny światowej, jak też II. Powołany do wojska rosyjskiego został tuż po ukończeniu prestiżowej uczelni technicznej w Moskwie (impieratorskoje ucziliszcze). Uciekł z wojska rosyjskiego, by dołączyć do polskich oddziałów generała Józefa Dowbor-Muśnickiego. Ten dzielny przywódca powstania wielkopolskiego przez całe życie świecił mu przykładem wierności Polsce. Szczęśliwie, ale już z doświadczeniem człowieka walecznego, wrócił do pokojowego życia w wyzwolonej Polsce. W wędrówce powojennej na jego szlaku znalazło się Wilno. W roku 1922 tu zamieszkał, prowadząc życie zwykłego, jak powiedziała Krystyna, obywatela tego miasta. Tu założył rodzinę, tutaj urodziła się Krystyna.

Rok 1939 wszystko zniweczył. 22 września tegoż roku został aresztowany, siedział najpierw w więzieniu we Lwowie, dalej – w obozie w Równem, potem w Kozielsku. Historia dziś już o tym nie milczy. Do wojska generała Władysława Andersa Wacław Rzewuski trafił 2 września 1941 roku. Nastąpiły niezapomniane lata walki o ojczyznę: kampania włoska, bitwa pod Monte Cassino, bitwa o Bolonię…

W tym samym czasie jego siostra Anna z Rzewuskich Wańkowiczowa w Wilnie walczyła o polskość jako łączniczka o pseudonimie „Wanda” w szeregach AK w VI bat. 77 pp. Okręgu Wileńsko-Nowogródzkiego. Okrutny los zarzucił ją do Stutthofu, przeszła „szlak śmierci” do amerykańskiej strefy, aż w Londynie spotkała się z bratem Wacławem. Brat i siostra, dzielni Polacy z Wileńszczyzny, spoczywają dziś obaj na cmentarzu londyńskim obok siebie.

W takich to warunkach i na takich przykładach kształtował się charakter i światopogląd Krystyny, uczennicy wileńskiej „Piątki”.

(Cdn.)

Krystyna Adamowicz

Na zdjęciach: Wacław Rzewuski z córeczką Krystyną;
z kolegami z „Piątki” – druga od lewej Krystyna, inna dziewczyna to Jadwiga Ambrożewicz
Fot.
archiwum rodzinne

<<<Wstecz