Litewska premiera filmu „Dwie korony”
Święty, jakiego nie znał świat
Św. Maksymilian Maria Kolbe (imię chrzcielne Rajmund) swoimi pomysłami ewangelizacji wyprzedził całą epokę. Już na początku XX wieku snuł plany lotu na księżyc, bez grosza przy duszy podjął się wydawania pisma „Rycerz Niepokalanej”, a kiedy kościelne środowiska głosiły, że telewizja jest wytworem szatana, to najzwyczajniej stwierdził, że kino, aby nie szkodziło, trzeba nawrócić. Wyruszył na misję do Japonii, gdzie w Nagasaki założył klasztor franciszkanów i katolickie wydawnictwo. Jednak wszystkie te jego wielkie dzieła zostały przyćmione przez najwyższy akt miłości – oddanie życia za współwięźnia w niemieckim obozie Auschwitz.
Na Litwę dotarł film o św. Maksymilianie Marii Kolbem. „Dwie korony” – to pełnometrażowy fabularyzowany dokument, który został sprowadzony przez Instytut Polski w Wilnie. Premierowy pokaz w stolicy odbył się w marcu, zaś 5 kwietnia obejrzeć go mieli okazję mieszkańcy Solecznik.
Zdjęcia dokumentalne do ekranizacji powstały w Polsce, Japonii i we Włoszech. Sceny fabularne były realizowane także w sąsiednich miejscowościach – w Miedniewicach, Kurdwanowie i Szymanowie. W części fabularyzowanej wystąpili znani polscy aktorzy, to m. in.: Adam Woronowicz (odtwórca głównej roli), Cezary Pazura, Maciej Musiał, Antoni Pawlicki, Dominika Figurska, Sławomir Orzechowski. W dokumencie wypowiadają się znawcy życia św. Maksymiliana, zarówno osoby świeckie, jak i duchowne. Wyreżyserował film Michał Kondrat.
Klasztor – planem filmowym
– Bohaterska postawa polskiego zakonnika, franciszkanina mogłaby posłużyć za scenariusz do niejednego filmu. Cieszę się, że dzięki temu dziełu będziemy mogli bliżej przedstawić odbiorcom na Litwie tę postać, która pokazuje, jakie ogromne pokłady heroizmu w czasie II wojny światowej okazywali Polacy, ratując Żydów, czy oddając swoje życie w zamian za inne osoby – powiedział Marcin Łapczyński, dyrektor Instytutu Polskiego w Wilnie.
W ubiegłym roku jesienią Instytut Polski w Wilnie wspólnie z Instytutem Pamięci Narodowej w Polsce przygotował wystawę planszową o św. Maksymilianie Marii Kolbem. Była ona prezentowana w różnych miejscach w Wilnie i na Litwie, będzie też towarzyszyć podczas prezentacji filmu o świętym.
Wileńską prezentację „Dwóch koron” swą obecnością zaszczyciła ambasador RP na Litwie Urszula Doroszewska. Przybył do Wilna także o. Jacek Staszewski, rzecznik prasowy klasztoru i sanktuarium w Niepokalanowie. Zakonnik od samego początku towarzyszył ekipie filmowej. Współpracował ze scenarzystą Patrykiem Kowalczykiem z Łodzi, z którym wspólnie ustalał, jakie sceny i gdzie w Niepokalanowie mają być zagrane. Franciszkanin opowiedział o swojej przygodzie filmowej i o tym, jak bracia w Niepokalanowie przeżyli „desant” filmowców.
W życiu jak w filmie
Sceny dokumentalne filmu – to opowieść o działalności świętego i świadectwa znawców jego życia oraz świadków. Film się rozpoczyna sceną, kiedy mały Rajmund (w rolę tę wcielił się Mateusz Pawłowski) opowiada mamie o wizji: ukazała się mu Niepokalana i wskazując na dwie korony – białą i czerwoną – zapytała, którą woli. Wybrał obie. Dopiero po wojnie, matka opowiedziała tę historię franciszkanom, wcześniej o. Maksymilian nigdy nie opowiadał o tej wizji. Przepowiednia Maryi (biała korona oznacza czystość i chwałę, czerwona – męczeństwo i miłość) spełniła się co do joty: o. Maksymilian już za życia był nazywany szaleńcem Niepokalanej (analogia do założyciela zakonu – św. Franciszka, nazywanego Bożym szaleńcem). Jeszcze na studiach w Rzymie wspólnie z klerykami założył organizację „Rycerstwo Niepokalanej”. Po powrocie do Polski został pionierem prasy katolickiej, powołując do życia czasopismo „Rycerz Niepokalanej”. Od przełożonych otrzymał zgodę na wydawanie pisma, ale nie miał na ten cel żadnych pieniędzy. Po modlitwie w kościele przy figurze Niepokalanej znalazł 500 polskich marek – tyle było potrzeba na wydanie pierwszego numeru, który ukazał się w Krakowie w 1922 roku.
Co ciekawe, że twórcy filmu też borykali się z problemami finansowymi. Reżyser wspomina, że gdy miał stosy nieopłaconych faktur, poszedł do kościoła. Po modlitwie zagadnął go pewien człowiek, z którym rozmawiali koło kościoła. Na odchodnym wręczył reżyserowi pudełko, w którym była dokładnie brakująca suma pieniędzy. Asystentka reżysera jeszcze tego samego dnia rano twierdziła, że trzeba szukać pieniędzy wszędzie, tylko nie w kościele…
Maszyny do nawracania
– O. Maksymilian czynił wielkie rzeczy, w których powodzenie nikt nie wierzył. Nie był do końca rozumiany przez braci i akceptowany. Jego pomysły graniczyły z pewnym szaleństwem. On się temu nie poddawał i robił swoje. Powtarzał za św. Pawłem: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. Po ukazaniu się pierwszego numeru „Rycerza”, przełożeni wysłali o. Maksymiliana do Grodna, z nadzieją, że mu przejdzie ten wydawniczy zapał, ale mu nie przeszło. Nad Niemnem dalej wydaje pismo, aż klasztor ten okazuje się być za mały. Wtedy szuka innej lokalizacji i w taki sposób nieopodal Warszawy zakłada Niepokalanów – dotychczas będący największym katolickim klasztorem na świecie – opowiada o. Staszewski.
Katolickiej prasie o. Maksymilian poświęcał całą swoją energię i siły. Wszystkie ofiary wkładał w unowocześnianie pracy wydawniczej. Do braci, którzy chodzili w podartych ubraniach i butach mawiał, że z habitu jest mniejszy pożytek dla nawracania grzesznika, niż z jednej maszyny drukarskiej.
Pamiętaj, nadzieja
Wyruszył też na misję do Japonii. Nie znając języka i nie mając pieniędzy, w ciągu jednego miesiąca wydaje w Kraju Wschodzącego Słońca pierwszy numer „Rycerza Niepokalanej”. Kiedy planuje założyć franciszkańską placówkę zakonną w Nagasaki, otrzymuje propozycję kupna ziemi w centrum miasta, gdzie mieści się wspólnota katolicka. Odmawia, bo, jak mówi, niedługo tutaj spadnie ognista kula. Skąd mógł wiedzieć, że w roku 1945, w wyniku wojny z Ameryką, jedna z bomb atomowych spadnie akurat w to miejsce. Na klasztor i wydawnictwo wybrał lokalizację na przedmieściach. Japoński Niepokalanów jest jednym z niewielu miejsc, które nie doznały wówczas większych zniszczeń.
Kiedy rozpoczęła się wojna i wydawnictwo zostało zamknięte, klasztor w Niepokalanowie służył m.in. jako schronienie dla uciekinierów, w tym też dla grup żydowskich. Aresztowanie franciszkanów i osadzenie o. Maksymiliana w obozie Auschwitz staje się momentem kulminacyjnym w życiu zakonnika.
Wśród świadków życia św. Maksymiliana w filmie występuje m. in. Kazimierz Piechowski, który spotkał franciszkanina podczas pobytu w Auschwitz. Był załamany psychicznie pracą przy wywożeniu zwłok i chciał kończyć życie, jak wielu, którzy stracili nadzieję – na drutach (więźniowie, którzy chcieli popełnić samobójstwo, rzucali się na druty wysokiego napięcia). Spotkał wtedy ojca Maksymiliana, od którego usłyszał następujące słowa: „Pamiętaj, nadzieja”. Ta krótka rozmowa wlała w serce więźnia otuchę i determinację. Przetrwał obóz i zasłynął spektakularną ucieczką z obozu: wraz z kilkoma więźniami, przebrani w niemieckie mundury, wyjechali przez główną bramę samochodem komendanta.
Życie za życie
„Zwycięstwo ludzkiej godności w nieludzkim systemie” – tak określa postawę o. Maksymiliana występujący w filmie kapłan, Niemiec ks. dr Manfred Deselaers, będący też przewodnikiem dla grup niemieckojęzycznych w KL Auschwitz. Nieludzki świat, jaki zastał franciszkanin w obozie, przemienia miłością: spowiada więźniów, dzieli się z nimi kawałkiem chleba, wielu podnosi na duchu i ratuje od śmierci samobójczej. Ojciec Kolbe jest tam jak światłość Boga. Ostatecznie zgadza się pójść na śmierć głodową za współwięźnia Franciszka Gajowniczka.
Przebywając wraz z innymi więźniami w celi śmierci, zamienia ją na celę życia. Świadkowie twierdzą, że dotychczas z tej celi słychać było złorzeczenia i przekleństwa, a odkąd przebywał tam ojciec Kolbe – śpiew i modlitwy. O. Maksymilian spowiadał swoich współtowarzyszy, pouczał i błogosławił na ostatnią drogę. Przeżył najdłużej ze wszystkich – dwa tygodnie. Ostatecznie strażnicy, nie mogąc doczekać się jego śmierci, dobili go zastrzykiem z fenolu. Ciało, jak i wielu więźniów, zostało spalone w krematorium. Stało się to 14 sierpnia 1941 roku. Po tym wydarzeniu straże obozowe nie skazywały już więźniów na śmierć głodową.
– Po ludzku rzecz biorąc, to, co się wydaje trudne i niezrozumiałe, ma głęboki sens u Pana Boga. Dlatego nie można twierdzić, że życie Maksymiliana Kolbego kończy się smutno. Umierając na ziemi, rodzi się do życia w chwale Nieba. Jego postawa uczy nas dzisiaj pełnego zaufania Panu Bogu: nie buntuję się, tylko z pokorą przyjmuję to, co mnie spotyka – tłumaczył o. Jacek Staniszewski.
Teresa Worobiej
Na zdjęciach: w wileńskim pokazie udział wzięli diecezjalni biskupi pomocniczy (od prawej) Darius Trijonis i Arūnas Poniškaitis;
ojciec Jacek opowiedział o swojej przygodzie z filmem;
plakat kwietniowych pokazów
Fot. autorka