Nowe BChP – od młodzieżowyvh socdemów

Socjaldemokraci po rozłamie, jaki sobie zafundowali nie mogąc się zdecydować, czy zostać w rządzie, który im odbiera konfitury władzy, czy nie, znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. Baza wyborcza okaleczonej podziałami czerwonogoździkowej partii gwałtownie się skurczyła, grożąc całkowitym jej zanikiem. Starając się temu zapobiec socjaldemokraci (ich odłam młodzieżowy, który dla odróżnienia nazwijmy „paluckasy”) postanowili szukać wyborców wśród mniejszości narodowych.

Tak bowiem przede wszystkim należy ocenić nagłą aktywność frakcji „paluckasów” w Sejmie, gdzie postanowili złożyć nowy projekt Ustawy o mniejszościach narodowych. Po zapoznaniu się z jego treścią, jak też biorąc pod uwagę okoliczności i czas jego zaprezentowania, skrót BChP wydał mi się najbardziej odpowiednim dla scharakteryzowania dokumentu. I zastrzegam od razu, że w tym skrócie bynajmniej nie o bezpieczeństwo i higienę pracy w przedsiębiorstwie mi chodzi.

Nazwałem projekt BChP, bo jest Bałamutny, Chałowaty i Populistyczny. Dlaczego tak sądzę? Już wyjaśniam.

Projekt jest bałamutny już tylko dlatego, że socdemy składają go w momencie, kiedy już opuścili koalicję rządzącą (z głośnym trzaśnięciem drzwiami zresztą) i tym samym stracili jakikolwiek wpływ na jej działalność i decyzje. Gdy taki wpływ mieli, żadnych aktywności, by pomóc mniejszościom w odzyskaniu ich utraconych zbiorowych praw, nie wykazali. Rządzili sobie na sławę, nie przejmując się sprawami wspólnot narodowościowych.

Ba, powiem więcej. W poprzedniej kadencji, kiedy to socdemy tworzyli trzon i główną siłę koalicji (mając własnego premiera), nie tylko nie dbali o prawa mniejszości, ale nawet je blokowali. Przypomnę, że wbrew umowie koalicyjnej z AWPL nie poparli projektu dotyczącego praw mniejszości złożonego przez tę partię w Sejmie, choć był to projekt wcale nie roszczeniowy. Projekt bowiem był wierną kopią już kiedyś obowiązującej na Litwie Ustawy o mniejszościach narodowych, którą konserwatyści (przy gorliwej współpracy socdemów zresztą) po 10 latach funkcjonowania Litwy w UE anulowali.

Teraz, gdy baza się kurczy – jako się już rzekło – socdemy nagle przejrzeli na oczy. Dostrzegli mniejszości na Litwie i ich problemy akurat w momencie, gdy wybory samorządowe pukają już natarczywie do drzwi. Zaprzęgli więc kobyłkę na wybory, składając projekt Ustawy o mniejszościach narodowych jako 7-osobowa frakcja opozycyjna, której waga polityczna w parlamencie spadła z półciężkiej (byli trzecią siłą w parlamencie) do koguciej albo papierowej, jak ktoś woli.

Na dodatek sam projekt jest chałowy, mało wartościowy, by powiedzieć bardziej dyplomatycznie. Zacznijmy od tego, że do obiegu prawnego na Litwie wprowadza rygory niespotykane w żadnym innym kraju starej Europy. Mówi się bowiem w nim o 1/3 mieszkańców samorządu należących do mniejszości jako o kryterium używania na terenie tego samorządu w obiegu publicznym języka tej mniejszości narodowej obok języka państwowego. Gdyby taki projekt przeszedł, zostawiłby on bez ochrony praw lingwistycznych mniejszości zamieszkałe w rejonie święciańskim oraz najprawdopodobniej też trockim. Czyli tam, gdzie społeczność polska takich praw najbardziej potrzebuje (bo w Bujwidzach czy Miednikach nawet Garšva i do spółki z Songailą i profesorem Jovaišą Polakom nie zabronią mówić ze sobą po polsku).

Jeżeli zaś chodzi o podwójne nazwy ulic, miejscowości i inne nazwy topograficzne, to przywiązanie prawa ich używania do poszczególnych gmin spełniających kryteria (nie samorządów), uważam za słuszne. Tylko, co z tego, skoro dobry zapis kompletnie psuje zapis kolejnego artykułu, który głosi, że „porządek nadawania nazw oraz ich pisownię ustala rząd bądź ustanowiona przez niego instytucja”. Czyli, znając życie, będzie tak, że „Bažnyčios g.” będzie „ul. Bażniczios”, „Mokyklos g.” – „ul. Mokikłos”, a głośna skądinąd „Pliaterytės g.” będzie oczywiście „ul. Platerites”. Przerabialiśmy już, dziękujemy.

Nie chcę się czepiać, ale też i zapis art. 2,7, mówiący „o prawie mniejszości narodowych do wsparcia państwa”, brzmi mniej więcej tak samo abstrakcyjnie, jak prawo mniejszości do oddychania powietrzem. I nic to, że w dalszym art. 4,4 coś tam wspomina się o konkursach o dofinansowanie, w których mniejszości mogą startować. Brak bowiem tam nawet słowa o osobnym funduszu na potrzeby mniejszości narodowych, a to znaczy, że projekt przewiduje udział organizacji mniejszości narodowych w ogólnych konkursach dostępnych dla wszystkich o dofinansowanie ich działalności. Skorzystają oni z takiego dofinansowania jak żuraw ze słynnej bajeczki, którego lis poczęstował mlekiem nalanym do płaskiego talerza. To samo można też powiedzieć o art. 2,2 projektu, w którym mówi się o prawie mniejszości do nauki swego języka bądź pobierania nauki w swym języku ojczystym „w szkołach”. Jakich szkołach? Sobotnio-niedzielnych? Początkowych? Podstawowych? Czy może średnich? A co z wyższymi? – o to autorów projektu w ogóle nie warto pytać.

Kończąc muszę przyznać, że nie mogę się oprzeć wrażeniu, iż socdemy, składając powyżej opisany projekt Ustawy o mniejszościach narodowych, chcieliby bardziej pomóc sobie na wyborach niż realnie mniejszościom.

Takie zachowania politolodzy na ogół określają jako populistyczne.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz