Koncert Rodziny Pospieszalskich w DKP w Wilnie

Skrzypce zamiast Facebooka

Dwa pokolenia muzyków – orkiestra złożona z 14 osób o tym samym nazwisku, tradycyjne kolędy w autorskich aranżacjach – ten jedyny w swoim rodzaju zespół wszędzie oczekiwany jest z niecierpliwością. Na przełomie roku 2017/2018 wyruszyli w cztery strony świata: na wschód (Litwa-Łotwa-Białoruś) i na zachód (Francja-Anglia-Belgia-Niemcy), na południe Polski (w samym Zakopanem) i na północ (Gdańsk-Gdynia-Ełk). Na mapie ich trasy koncertowej znalazło się Wilno.

Z całą odpowiedzialnością można stwierdzić, że było to jedno z najważniejszych wydarzeń artystycznych Domu Kultury Polskiej w Wilnie. Koncert, który odbył się 16 stycznia, zgromadził prawie 500 widzów i spełnił oczekiwania wszystkich. I tych, którzy spragnieni byli dobrego brzmienia, i tych, którzy oczekiwali subtelnego nastroju lirycznych kolęd. Niesamowita atmosfera, energia płynąca ze sceny, naelektryzowała widzów dobrymi emocjami. Spotkanie z tą wyjątkowo utalentowaną rodziną to antidotum na współczesny świat, rozpędzony, gubiący po drodze wartości. Pospieszalscy pokazują, że można wznieść się nieco ponad to, co nas ogranicza – brak czasu, niechęć do „wstania z kanapy” – i wyjść naprzeciw marazmowi z uśmiechem i stwierdzeniem, że kolęda płynie z wysokości, śpiewa na całego... i uczy miłości.

Po koncercie Jan Pospieszalski (na zdjęciu, od lewej), znany dziennikarz telewizyjny, autor programu „Warto rozmawiać”, podzielił się z Czytelnikami „Tygodnika Wileńszczyzny” refleksjami o życiu, wrażeniami z Wilna i receptą dla współczesnej rodziny.

– Obecna trasa koncertowa przebiega przez różne państwa, różne miasta, jak wpisuje się w tę trasę Wilno?

Rozpoczęliśmy w warszawskiej katedrze św. Floriana, później na antenie Polskiego Radia, a już 26 grudnia polecieliśmy do Paryża. I to dla nas było niesamowite doświadczenie. Zagraliśmy koncert w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, który przygarniał emigrantów, tułaczy po powstaniu listopadowym. Na posadzce, na której teraz koncertowaliśmy z naszymi gitarami, kontrabasami, saksofonami, modlił się kiedyś Adam Mickiewicz. I teraz zamykamy międzynarodową część trasy koncertem w Wilnie, mieście Adama Mickiewicza. Zatoczyliśmy pewien krąg i to jest dla nas wielkie przeżycie.

– Ma Pan również osobiste powiązania z naszym miastem...

Trzy osoby występujące na scenie: moja córka Basia, syn Franek i ja sam mamy szczególny związek z Wilnem, gdyż rodzice mojej żony, a ich mamy, urodzili się tutaj, pochodzą z rodziny Bielunasów, których grobowiec znajduje się na Rossie. Do połowy pusty, bo zawiłe losy historii zmuszały krewnych do opuszczania bezpiecznej, oswojonej przestrzeni i zmieniania jej na nowe miejsca, wymagające oswojenia, część trafiła na „nieludzką ziemię” – jak pisał Herling-Grudziński, część na tereny objęte repatriacją. Można powiedzieć, że nasze dzieci są więc zrośnięte z Ziemią Wileńską poprzez swoich dziadków. Babcia żony miała na Łukiskiej pralnię, a dziadek siedział w pobliskiej kawiarni (śmiech). Tak to kiedyś było…

– Stąd wątek Pani Ostrobramskiej w autorskiej kolędzie?

Tak, zaśpiewaliśmy kolędę, która w pewien sposób jednoczy rozproszoną po świecie rodzinę. Było nas w domu dziewięcioro, ale w czasie stanu wojennego czwórka rodzeństwa wyjechała m.in. do Chicago, do Australii, do Puerto Rico. Dlatego śpiewamy: Na koniec świata niech poleci nasza kolęda jak śnieg czysta. I znów będziemy tak, jak dzieci czekać na gwiazdkę, aby nam zabłysła. Pasterze będą z Puerto Rico, A trzej królowie z Gniezna lub z Panamy, Santa Maria z Guadelupe lub z Częstochowy, A nawet z Ostrej Bramy. Cieszymy się z tego, że ten kawałek naszego zwykłego, prostego, domowego obyczaju wynieśliśmy na estradę, na scenę, i okazało się, że budzi to szczery zachwyt w rożnych zakątkach świata i zdumienie, że można w kolędzie tak wiele przekazać.

– Aranżacje kolęd są niekonwencjonalne, mieści się w nich cała gama gatunków muzycznych...

Te kolędy są takim nietypowym pasem transmisyjnym, po którym przesuwa się i tradycja, i kultura. Można zmieścić na nim jednocześnie Chopina i sztukę ludową, i jazz, i Amerykę, i klezmerskie wątki, i wybitną pianistykę – pokazujemy to wszystko, co jest w nas: umiłowanie do polskiej klasyki, jazzowe inspiracje, folkową wierność tradycji, żywioł i witalność rockandrollową. I ciągle sprawia nam to wielką przyjemność, bawi nas, nawet jeżeli to już 16. koncert. Sami siebie zaskakujemy nowymi pomysłami.

– Skąd ta wewnętrzna siła?

Cały czas czerpiemy z tego naszego rodzinnego kolędowania mnóstwo satysfakcji i takiej zwykłej radości. Dzieje się tak, bo wychodzi to z nas, nic nie jest sztucznie wyuczone, to nie jest program, który powstał przy biurku. A po drugie, że my naprawdę potrafimy grać. Czasem, jak ludzie słyszą: rodzinny zespół, myślą sobie: to pewnie amatorzy, jeden gra na pianinie, inny śpiewa. A tu się okazuje, że jest grupa wybitnych instrumentalistów, na światowym poziomie. Niektórzy z nas zawodowo zajmują się komponowaniem, akompaniowaniem, śpiewem. Przełamujemy ten stereotyp rodzinnego muzykowania (śmiech).

– Dzieci przejmują pałeczkę po rodzicach i zespół robi się pokoleniowy...

Nasi rodzice nie byli profesjonalnymi muzykami, ale nie bronili nam sięgania po instrumenty. Jeżeli w domu zamiast komputera mamy fortepian, a zamiast tabletu i Facebooka – skrzypce, to łatwiej przekonać dzieci do takiej formy spędzania czasu. Młodym trzeba dawać przykład, gdybyśmy w domu nie grali, nie ćwiczyli, gdyby dzieci nie widziały, że bez pracy nie ma efektów, to pewnie dziś by nie grały. Teraz do rodziny dochodzą nowe osoby – mężowie, żony – i tak się składa, że najczęściej też są z branży artystycznej, muzycznej, więc nie ma problemu z kontynuowaniem rodzinnej tradycji.

– Mickiewicz powiedział, że Płomień rozgryzie malowane dzieje, (…) a Pieśń ujdzie cało... Pan potwierdził te słowa, mówiąc na scenie, że to, co dziejowe opierało się na pieśni, na kulturze...

Niepodległość Polski nie odrodziłaby się w takiej sile, gdyby nie to, że duch Narodu przetrwał w obyczaju, w rodzinie. Polska jest w kulturze, języku, zapiskach, poezji, książkach i w tym, co w domu się dzieje. I wy, Polacy na Litwie macie tego świadomość, ocalając to, co polskie w waszym najbliższym otoczeniu.

– Czy trudno w dzisiejszych czasach trwać w tych wartościach?

Gdyby to wszystko nie było zaopatrzone w naturalne przeżywanie własnego chrześcijaństwa, wiary, to byłoby pustym rytuałem, zwykłym koncertem, nieważnym spotkaniem. A to nie jest tak, bo jeżeli my te kolędy śpiewamy w rodzinie, w kościele z całą odpowiedzialnością za to, co staje się naszym udziałem, to nie są to puste dźwięki. Ja się czuję dumny z tego, że Jezus narodził się dla mnie, wywyższył moje człowieczeństwo. To daje siłę i pozwala trwać wiernie w wartościach przekazywanych przez pokolenia. Rodzina jest drogą do świętości, tutaj staramy się opanowywać emocje, zdobywać życiowe doświadczenie. Ale bycie razem, to też nieporozumienia, sprzeczki, czasem złość na kogoś. Dlatego ks. Jan Twardowski, pisząc z perspektywy lat i konfesjonału: Daj nam Boże wiarę, wiarę zawsze żywą, zdrowie na święta, dla bliskich cierpliwość – wiedział co pisze (Pospieszalscy mają w swoim repertuarze ten utwór, przyp. red.). Dla bliskich trzeba mieć dużo cierpliwości.

– Jaką ma Pan receptę dla współczesnej rodziny?

Wierność i trwanie! Dzisiaj świat proponuje alternatywne rozwiązania, ale one najpierw zakwestionowały Boga, a teraz – człowieka, jego płciowość, powołanie do małżeństwa. I tak naprawdę, to co świat proponuje pod hasłem wolności jest prawdziwym zniewoleniem. Naszą odpowiedzią jest ciągłość tradycji. Widzimy przyszłość w naszych dzieciach, w naszych wnukach kochanych, uśmiechniętych, które w pieluchach zanosimy do chrztu. I w ten sposób odpowiadamy na zagrożenia współczesnego świata.

– Dziękujemy za rozmowę i niezapomniany koncert!

Rozmawiały Monika Urbanowicz i Teresa Worobiej

Fot. archiwum DKP

Rodzina Pospieszalskich:

Basia – skrzypce, śpiew; Lidia – śpiew, bębenek; Natalia – flet, śpiew; Paulina (Pola) – flet, śpiew; Franek – kontrabas, gitara basowa, śpiew; Janek – gitara, kontrabas, śpiew; Karol – gitara, altówka, trąbka, tuba, śpiew; Łukasz – fortepian, klawisze, śpiew; Marcin – skrzypce, kontrabas, gitara basowa, cymbały, fortepian, śpiew; Mateusz – saksofony, flet, klarnet basowy, akordeon, klawisze, śpiew; Marek – saksofon, klarnet, śpiew; Mikołaj – kontrabas, gitara basowa, skrzypce, śpiew; Nikodem – perkusja, śpiew; Szczepan – trąbka, śpiew.

<<<Wstecz