Zawsze wierni „Piątce” (II)

Wspomnienia Idalii – świadectwo losów Wilna i ludzi

 

Bywała częstym gościem w redakcji „Czerwonego Sztandaru” i „Kuriera Wileńskiego”. Szła cichutkim krokiem, niemal opierając się o ścianę, jakby szukała w niej wsparcia czy obrony. Przed czym? Przed swoim życiem? Swoimi myślami, piętrzącymi się wspomnieniami, które same proszą się o kartkę papieru? Koleżanka szkolna z „Piątki” Halka Tuliszewska mówiła, że lekkie garbienie się Idalki Żyłowskiej jest jakby chęcią ukrycia się przed ludźmi. Porównywano ją do sarenki, tak samo subtelnej, łagodnej, melancholijnej i nieufnie badawczej.

Koleżanki uważały ją za geniusza, a swoją indywidualnością wyróżniała się z otoczenia – widziała ona więcej niż inni, a także inaczej niż inni. Widziała więcej niż koledzy z klasy w „Piątce”, niż w czasach późniejszych nauczyciele, z którymi dzieliła los pedagoga w szkole w Czarnym Borze, (dziś Gimnazjum im. św. Urszuli Ledóchowskiej). Tu przepracowała 34 lata.

Rodzice spotkali się w „Słowie”

Czarny Bór odegrał szczególną rolę w życiu Idalii Żyłowskiej. Jako dziecko, a było to przed wojną, bywała tu nieraz – tu bowiem mieszkał jej ojciec, słynny pisarz Józef Mackiewicz z żoną, również pisarką Barbarą Toporską. Los tak chciał, że z matką Idalki – Wandą Żyłowską – nie założyli rodziny, ale o Idalkę ojciec dbał. Dopóki nie wyjechał z Wilna w roku 1944, najpierw do Włoch, potem na jego drodze życiowej była Anglia, zmarł w RFN – w Monachium. Historia dziś go ocenia jako potęgę życia literackiego i politycznego Polski, chociaż nie ominęły go w różnym okresie, jak większości, błędy życiowe.

Józef i Wanda spotkali się w słynnej na całą Polskę, a wydawanej w Wilnie w okresie międzywojennym gazecie „Słowo”, którego redaktorem naczelnym był starszy brat Józefa Stanisław Cat-Mackiewicz. Pani Wanda pracowała tu jako korektor, Józef był dziennikarzem. Znajomość przekształciła się w uczucia, z tego związku przyszła na świat Idalka.

Życie poświęcone dzieciom

Ci, którzy dziś pamiętają Idalkę, nie mogą zapomnieć jej subtelności, skromności, jej głębokiego spojrzenia na życie, choć była zamknięta w sobie. Wilnianka Barbara Pyszniak pamięta ją ze wspólnych obiadów świątecznych u pani doktor Anieli Sielskiej.

– Dom pani Anieli był dla nas, dzieci mieszkających przy ul. Wileńskiej, piękną przystanią. Zapraszała na świąteczne śniadanie wielkanocne, na wigilię Bożego Narodzenia i po prostu na niedzielę, czy nawet zwykły dzień, gdy wiedziała, że niektórym dzieciom się w rodzinach nie przelewa. Pamiętam duży stół świąteczny, gdzie zasiadały dzieciaki niemal z całej ulicy Wileńskiej. Pani Aniela nie skąpiła dobroci, matczynej czułości. Właśnie tam poznałam Idalkę. Była raczej milcząca, ale chciało się na nią patrzeć. Pokora przez nią przemawiała, a jednocześnie jakiś milczący bunt – wspomina pani Barbara. To ona przechowuje archiwum Idalki, które syn Idalki po śmierci matki jej przekazał. (Część archiwum Idalii Żyłowskiej zachowała śp. Krystyna Pytlewiczówna-Kilienė, koleżanka z klasy, a po odejściu pani Krystyny jej córka Jūratė przekazała to bezcenne świadectwo losów ludzi i losów Wilna muzeum w „Piątce” – szkole im. Joachima Lelewela).

Aniela Sielska, lekarz-pediatra, absolwentka Uniwersytetu Stefana Batorego, od razu po studiach, jeszcze przed wojną podjęła się pracy w Domu Dziecka. Poświęciła temu 60 lat życia. „Moje życie stało się cząstką świata dzieci” – mawiała. W Domu Dziecka na Antokolu w latach 1948-1952 wychowywała się też Idalka. Jej matka zmarła w czasie wojny, w roku 1941, gdy dziewczynka miała zaledwie 11 lat, została więc pod opieką cioci, kobiety schorowanej. Pani Aniela ze szczególnym uczuciem traktowała tę inteligentną, subtelną w każdym ruchu i spojrzeniu dziewczynkę. Zostały przyjaciółkami przez całe dalsze lata. W roku 1977 Idalka odprowadzała w ostatnią drogę tę szlachetną wilniankę, panią doktor, człowieka o wyjątkowej szczodrości i czułym sercu.

– Była dla nas niczym matka, tyle ciepła od niej mieliśmy. Pani Aniela była nawet moją matką chrzestną, więc jej ciepło odczuwałam szczególnie. Trzeba powiedzieć, że chrześniaków miała wielu też w Polsce – wspomina pani Barbara.

Nie afiszowała się

Idalka została nauczycielką w Czarnym Borze. Po studiach na Uniwersytecie Wileńskim uczyła chemii i biologii.

Jej uczennica Alina Lassota przypomina, że była bardzo wymagającą nauczycielką. „I nigdy nie słyszeliśmy ani z ust samej nauczycielki, czy od innych ludzi z Czarnego Boru, że jest córką znakomitego pisarza polskiego. Pani Idalia nigdy tym się nie afiszowała”.

Alina Izabela Worotyńska jako nauczycielka historii tej szkole poświęciła również 35 lat, pracowała w tym samym czasie co Żyłowska.

– Dla mnie Idalia nigdy nie była zamknięta. Przyjaźniłyśmy się. To jej wiele zawdzięczam. Była naprawdę bardzo mądra, tak wiele wiedziała i umiała swoją wiedzę przekazać innym. Liczyłam się z jej zdaniem – wspomina pani Alina. – Była też bardzo zasadnicza, powiedziałabym twarda w swych poglądach. Dużo dyskutowałyśmy o różnych sprawach życiowych, jej opowiadań o Wilnie przedwojennym mogłam słuchać bez końca. Nieraz po lekcjach w szkole jechałyśmy do Wilna na kawę, do „Astorii”. Bywałam też częstym gościem w jej mieszkaniu na Karolinkach, aż do czasu, kiedy wyrósł jej syn i ożenił się. Idalka wzięła na wychowanie chłopaka z tego samego domu dziecka, gdzie przez cztery lata była sama oraz gdzie pracowała dr Sielska.

Alina przypomina, że czasem Idalka jadąc autobusem do Wilna, jechała o jeden przystanek dalej, czym zadziwiała kolegów.

– Nie rozumieliśmy wtedy, dlaczego ona to robi. Tylko po jakimś czasie dowiedziałam się, że tam, nieopodal przystanku „Leśniczówka”, był dom jej ojca Józefa Mackiewicza, w który mieszkał z żoną Barbarą Toporską. Rzeczywiście, Idalka nie afiszowała się, że jest córką słynnego pisarza i że w tym domu jako dziecko częstokroć bywała. Dlaczego była w tym taka tajemnicza? Przyczyna zrozumiała – Idalia odczuwała, że jest śledzona, a już na pewno telefon miała na podsłuchu. Bardzo ceniła listy od żony ojca Barbary Toporskiej, uważając, że w ten sposób pisze do niej ojciec. Widocznie dlatego listów od ojca jest niewiele i są raczej o treści neutralnej – opowiada Alina Lassota.

Józef Mackiewicz zmarł w roku 1985. Po pół roku zmarła jego żona Barbara Toporska. Oboje spoczywają na obcej ziemi, daleko od swego ukochanego Wilna.

Listy od ojca

– Dziękuję ci za śliczną kartkę z antokolskimi sosnami – pisze do córki Józef Mackiewicz z Monachium. – Śmieszne, że te domki o czterospadowych dachach są zupełnie podobne do tych, w których mieszkamy. Jeszcze do niedawna była to wieś, a teraz włączona w miasto, przepleciona już zupełnie nowoczesnymi willami. Las jest bardzo blisko i bardzo wielki… A nasze teraźniejsze mieszkanie to właściwie mieszkanko... O tanie mieszkanie jest tu bardzo trudno, nasze składa się z dwóch pokojów i dużej łazienki (…) Na oknie moc kwiatów a za oknem gąszcz krzaków bzu, jaśminów, złotego deszczu, forsycji, krategusów (…) W drugim pokoju panują już nad wszystkim książki, półki od góry do dołu, tylko tyle miejsca, żeby tapczan wcisnąć i szafę także z książkami. Nad tapczanem wisi kilka obrazków, dwie ikony, Ostrobramska, krzyż z Wilna…

W drugim liście, również z Monachium, czytamy: „Dziękuję ci za śliczną kartkę z Wilna. Tu mamy Alpy pod nosem, bardzo piękne widoki, cenne średniowieczne miasteczko, ale za Wilnem bardzo tęsknimy…”.

Fragmenty tych listów udostępniła dziennikarka Danuta Piotrowicz, zamieszczając je w „Kurierze Wileńskim” w roku 1994. Jak dziś wspomina pani Danuta, Idalka te listy bardzo ceniła, a oryginały skrzętnie chowała.

(Cdn.)

Krystyna Adamowicz

Na zdjęciach: matka – Wanda Żyłowska;
bezgranicznie kochająca dzieci dr Aniela Sielska;
przyjaciółki, od prawej – Idalia Żyłowska, Halina Choroszewska, Danka Borusewicz, Halina Tuliszewska podczas spaceru po okolicach Wilna
Fot.
archiwum Idalii Żyłowskiej

<<<Wstecz