Obserwacje z frankfurckiego lotniska

„Zahl von Muslimen in Europa wird deutlich steigen” („Liczba muzułmanów w Europie wyraźnie wzrośnie”) – taki tytuł w gazecie „Frankfurter Allgemeine Zeitung” przyciągnął mój wzrok, gdy trafiła mi do rąk na lotnisku we Frankfurcie.

Pierwszostronicowy news FAZ, podany lakonicznie, bez emocji i komentarzy, informuje niemieckich czytelników, że już za nieco ponad 30 lat liczba muzułmanów w Europie może się potroić. Z obecnych 4,9 proc. może wzrosnąć nawet do 14 proc. w roku 2050. Takie szacunki dla Europy przedstawił prestiżowy waszyngtoński instytut badawczy Pew Research Center.

Amerykański instytut w swych przewidywaniach zakłada kilka scenariuszy. Pierwszy (zupełnie nierealistyczny), że migracja muzułmanów do Europy całkowicie ustanie. Wtedy liczba wyznawców Mahometa wzrośnie w badanym okresie tylko o 10 mln – z obecnych 25,8 do 35,8 mln. Wzrost nastąpi kosztem przyrostu naturalnego, który w muzułmańskich rodzinach na Starym Kontynencie jest znacząco wyższy niż w rodzinach tubylców. Liczba tych ostatnich właśnie z powodu fatalnej demografii w tym samym czasie zmaleje aż o 50 mln. Oczywiście, wpłynie to odpowiednio na proporcje ludnościowe w europejskich miastach i miasteczkach.

Drugi scenariusz zakłada, że fala uchodźców z ostatnich lat do Europy zostanie zatamowana. Migracja muzułmanów na Stary Kontynent będzie się więc odbywała na „starych” zasadach. W takiej sytuacji ich liczba w krajach Unii (oraz Szwajcarii i Norwegii) wzrośnie wyraźnie ponad dwa razy – do 57,9 mln.

Jest też brany pod uwagę scenariusz trzeci. Pesymistycznym bym go nazwał. Dopuszcza on, że presja migracyjna na Europę jednak słabnąć nie będzie. Wówczas też będą odpowiednie konsekwencje demograficzne dla kontynentu. Dla Wielkiej Brytanii, na przykład, będzie to oznaczało potrójny wzrost liczby muzułmanów – do ponad 13 mln. Bardzo podobna dynamika dopadnie w tym scenariuszu też Francję (wzrost muzułmanów do 12,6 mln) i Niemcy (8,4 mln). Jeżeli zaś sprawę odniesiemy do procentowego udziału muzułmanów w społeczeństwie kraju, to zdecydowanym liderem może się wówczas okazać Szwecja, gdzie odsetek Mahometan wzrośnie do ponad 30 procent. Taką statystykę wieszczy amerykański instytut analityczny.

Przeczytałem ten chłodny, oparty wyłącznie na liczbach i prognozach, artykuł w opiniotwórczej niemieckiej gazecie i zadumałem się. Niemcy są narodem praktycznym, dobrze zorganizowanym, bzika wręcz mającym na punkcie przestrzegania porządku (wszak Ordnung muss sein). Jak oni zareagują na cyfry i statystyki, które mają być ich udziałem w relacjach z muzułmanami już w najbliższej przyszłości, przez chwilę spróbowałem to sobie wyobrazić.

No pewnie, przedsiębiorcy skalkulują, że skoro poważna gazeta daje takie prognozy odnośnie wzrostu liczby muzułmanów, to trzeba je odpowiednio uwzględnić w biznesowych planach. Geschaft ist Geschaft. A pecunia non olet (pieniądze nie śmierdzą), jak wiadomo.

Hodowcy trzody, na przykład, będą musieli skorygować swe poczynania i przestawić się w znacznej mierze z hodowli „zwierząt nieczystych” (świń), od jakich stronią prawowierni Mahometanie, na rogaciznę, którą z kolei wyznawcy Allacha chętnie spożywają. Przemysł tekstyliów też nie będzie mógł zasypiać gruszek w popiele, tylko uważnie śledzić nowe trendy mody, jeżeli chodzi o hidżaby, burki, turbany i inne stroje, w które zwykły się stroić modnisie z krajów Maghrebu. Branża fryzjerska takowoż będzie zmuszona nieco skorygować swój zwyczajny profil i zacząć raczej koncentrować się nad materią pielęgnacji długich muzułmańskich bród niż nad farbowaniem czupryn europejskim fircykom.

Sektor publiczny, władze municypalne również nieuchronnie będą zmuszone do zastanowienia się, jak podołać rosnącym zapotrzebowaniom przybylców na medresy (czyli szkoły wyznaniowe) i – rzecz oczywista – meczety, które wyznawcy proroka zwyczajnie życzą sobie mieć w eksponowanych dzielnicach europejskich miast.

Kłopoty zatem władze europejskich krajów nie ominą, ale i tak to zwykli mieszkańcy – einfache Burger – potencjalnie będą mieli największy ból głowy w związku ze statystyką FAZ. Bo to właśnie oni będą musieli rozwiązać najtrudniejszy rebus w odniesieniu do prognozowanego gwałtownego wzrostu ludności muzułmańskiej. Będą bowiem musieli wcześniej odgadnąć, jaką dzielnicę w ich mieście upodobają sobie przyszli potencjalni emigranci z Afryki, Azji czy jakiejś tam innej Erytrei. Muszą przewidzieć, by w czas stamtąd czmychnąć, żeby nie mieszkać w getcie, gdzie – jak wskazuje samo życie – porządki i prawo obowiązują wcale nie te, które uchwala miejscowy parlament. Tam bowiem na ogół obowiązuje szariat.

Jest symptomatyczne, że Niemcy, Francuzi, Anglicy i inne nacje zachodnioeuropejskie muzułmanizację własnych krajów już uważają za rzecz oczywistą. Za pewnik, od którego nie ma odwrotu. Gdy sami się odwrócili od własnych korzeni, czują się jak stado zagubionych baranów, które tylko czekają, aż ktoś ich spędzi do stada. Narzuci pęta na pysk i jarzmo na kark.

Lektura FAZ nie zmąciła wśród tubylców beztroskiej atmosfery lunchu w kawiarni na frankfurckim lotnisku.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz