Miejsce, którego już nie będzie nigdy

Po długich i, niestety, moim zdaniem, fatalnych dyskusjach rozstrzygnął się ostatecznie los Placu Łukiskiego w Wilnie. Po tym, gdy usunięto z niego pomnik wodza światowej rewolucji – Lenina, próżnię po Włodzimierzu Iljiczu ma wypełnić... bunkier partyzancki, który ma zostać nowym symbolem niepodległości.

Nic przeciwko partyzantom litewskiej niepodległości nie mam. Szanuję ich walkę i ofiarę dla Nepriklausomej. Zasłużyli jak najbardziej na wdzięczną pamięć potomnych i swoje pomniki. Tylko że, pardon, ziemianka na głównym placu Wilna? Czy aby to nie zbytnio wyrafinowana ekstrawagancja? Czy nie jest to pomnik jak z komedii Stanisława Barei, gdzie główny bohater mówi skromnie do przedstawiciela władzy: „To jest miś na skalę naszych możliwości”. Czy aby na pewno partyzancka ziemianka ma być tym uniwersalnym symbolem wolności, jakim chcemy uwiekopomnić 100-lecie naszej niepodległości?

Wątpię. I to z wielu powodów. Po pierwsze, nawet abstrahując od walorów architektonicznych pomnika-ziemianki, jest to zawężenie tematu walki o niepodległość tylko do jednego jego fragmentu. Owszem, ważnego, ale przecież nie jedynego. Eksponując partyzancki schron automatycznie wykluczamy z pola upamiętnienia wszystkie inne walki, których w historii mieliśmy przecież wiele. Ponadto partyzanci, skoro o nich mowa, już zostali upamiętnieni niemalże dokładnie w tym miejscu, gdzie ma stanąć pomnik. Po przeciwnej stronie alei Giedymina jest bowiem budynek katowni KGB, na którego granitowych fundamentach zostało wyrytych wiele nazwisk leśnych braci. Niestety, z pominięciem polskich patriotów, których w tymże budynku (tylko że kilka lat wcześniej) katowali i mordowali gestapowcy i ich litewscy sługusi. Ale to tylko dygresja…

Teraz ad rem. I to będzie po drugie: Plac Łukiski ma już swoją historię. Nie ma więc żadnej potrzeby wynajdywania mu nowej, z którą akurat w żaden sposób się nie asocjuje. Bo przecież Plac Łukiski już od półtora wieku kojarzy się wilnianom z inną walką o niepodległość. Z walką „za naszą i waszą wolność” powstańców styczniowych, których na placu wieszał Murawjow z przydomkiem właśnie „Wieszatiel”. Czy ta walka jest gorsza, czy mniej ofiarna od tej, którą podjęli leśni bracia, że musimy historię znanego wileńskiego placu przepisywać od nowa? Czy – być może – dla części współczesnych litewskich patriotów pojęcie tamtej walki sprzed ponad 150 laty było zbyt obszerne, bo dotyczyło i „naszej”, i „waszej” wolności. Teraz zaś patrioci chcą czcić tylko „naszą” wolność, odrzucając spuściznę historyczną miejsca? Stąd prawdopodobnie wykiełkowała idea w ich głowach nadania całkiem innego oblicza, innego symbolu wileńskiemu placowi na Łukiszkach, niż to, które ma historyczne uzasadnienie.

Moim zdaniem, jest to działanie ahistoryczne i niegodne. Zacieranie tak naprawdę autentycznego oblicza miasta w oczach potomnych. Ciekawe w tym kontekście jest pytanie, co się stanie z krzyżem powstańczym i skromną historyczną tablicą z symboliczną datą 1863 u jego podnóża po pełnej rekonstrukcji placu? Czy jego los będzie taki, jaki podzieliły niektóre stare nagrobki na historycznych cmentarzach, na których barbarzyńcy dokonują nowych pochówków?

Plac Łukiski ubrany w nową symbolikę nie będzie już sobą. Zniknie z mapy Wilna jak wiele innych symboli miasta, których już nie ma. Na jego miejscu powstanie nowy symbol. Owszem, ważny, ale nie wileński.

Dobrze, że w centrum placu planowana jest fontana. Bardzo nowoczesna, interaktywna, jakiej ponoć nigdzie więcej nad Bałtykiem nie uświadczysz. Będzie dynamiczna i zmienna, reagująca na ruch ludzi odpowiednią siłą wodotrysku. Zmienna zupełnie jak zmienna jest historia miejsca, w którym powstanie. Miejsca, w którym na szubienicy ginęli dzielni powstańcy w roku 1863, skąd konno trójkami na bój ruszyło ostatnie pospolite ruszenie szlachty wileńskiej, by bronić miasta od zalewu bolszewików w roku 1919 („Chłopcy, Ojczyzna, bolszewicy, takichmać, od prawa, do przodu trójkami” – taka padła wówczas lakoniczna komenda z ust legendarnego zagończyka Jerzego Dąbrowskiego, dowódcy oddziału), gdzie później – po kolejnej w dziejach okupacji – Lenin dłoń wznosił ku świetlanej przyszłości komunizmu, która nigdy nie nastała.

Miejsce, którego już nigdy nie będzie...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz