Czekamy na zrzutkę!

Stasys Dailydka, były wieloletni dyrektor litewskich kolei, nie poczuwa się do winy z powodu 28-milionowej kary, jaką Komisja Europejska nałożyła na „Lietuvos geležinkeliai” za ograniczanie przez spółkę konkurencji. „To nie mój problem”, odpowiedział buńczucznie na pytanie, czy nie czuje się winny z powodu swej decyzji o rozmontowaniu torów z Możejek na Łotwę, by nie pozwolić w ten sposób Orlenowi wywozić tamtędy ropę.

KE właśnie rozstrzygnęła spór sprzed 10 laty uznając, że „Lietuvos geležinkeliai” sztucznie ograniczały konkurencję rozbierając tory z Możejek do Renge, by w ten sposób zmusić koncern Orlen do eksportu ropy przez litewski port w Kłajpedzie. Polski koncern naftowy utracił w ten sposób konkurencyjną możliwość wywożenia swych produktów przez łotewski naftoport. KE uznała to za ograniczenie konkurencji, jak też stwierdziła, że litewska państwowa spółka kolejowa nie przedstawiła żadnych dowodów na to, że tory musiały być rozebrane z powodów bezpieczeństwa. Litewskie koleje broniły się bowiem gołosłownie w Brukseli, że tory na Łotwę były przestarzałe i nie gwarantowały bezpiecznego transportu.

To, że rzekomy brak bezpieczeństwa był tylko pretekstem do sabotażu wobec Orlenu wiedział na Litwie „żuk i żaba”. Była to cyniczna gra ze strony litewskich kolei państwowych wobec polskiego koncernu naftowego, której celem było dojenie Orlenu na przewózkach po zawyżonych taryfach. Warto przypomnieć, że na dzień dobry Orlen otrzymał od „Lietuvos geležinkeliai” znacząco wyższe taryfy za przewózkę w porównaniu z tymi, którymi cieszyli się poprzedni właściciele rafinerii w Możejkach – amerykański Williams International i rosyjski Jukos. Gdy Orlen odmówił oświadczając, że w takim razie ropę będzie eksportował przez Łotwę, litewskie koleje w odwecie rozebrały tory do łotewskiego Renge.

Przykro, ale w tym miejscu należy powiedzieć, że litewskie koleje zadziałały w tej sytuacji zaiste w stylu kremlowskim, czyli tak, jak Kreml w tym samym czasie obeszedł się z litewską rafinerią w Możejkach, której odciął dostawy ropy natychmiast, gdy kupił ją Orlen. Pamiętamy, że wtedy nagle pękła rura o wdzięcznej nazwie „Drużba”, którą ropa była pompowana z Rosji do Możejek. U ruskich więc nagle „pękła” rura, u „Lietuvos geležinkeliai” nagle tory wykrzywiły się, i śpiesznie, w ciągu trzech dni zaledwie, należało je zdemontować.

Metody w obu przypadkach były, oczywiście, gangsterskie. Zdolny uczeń Wielkiego Brata, jeżeli chodzi o nagłe awarie, Dailydka jednak nie wziął pod uwagę tego, że Kreml w swym gangsterstwie jest bezkarny w sposób absolutny, „Lietuvos geležinkeliai” zaś są (a właściwie były) bezkarne tylko na Litwie. Innymi słowy Bruksela na Kreml kary nałożyć nie mogła, a na firmę Dailydki – jak najbardziej. Gdy tak właśnie się stało, niegdyś nietykalny Dailydka rejterował się w krzaki. Oświadczył, że to nie jego problem, tylko „problem szczebla państwowego”. Wtedy, gdy tory znikły, sterem naszego państwowego okrętu sterował właśnie „tam tikras premieras” Algirdas Butkevičius. Swą wypowiedzią Dailydka sugeruje więc, że to nie on, tylko „szczebel państwowy” winien.

Oczywiście prawdą jest, że za czasów Dailydki litewskie koleje państwowe były uważane za wylęgarnię socdemów. Przy czym kierownictwo państwowych kolei z czasem na tyle wyemancypowało się z jakichkolwiek reguł i zasad obowiązujących w państwie prawa, na tyle poczuło się bezkarne, że „Lietuvos geležinkeliai” zaczęto nazywać wręcz „państwem w państwie”. Doprowadziło to w konsekwencji państwową spółkę do poważnych patologii. Dosyć powiedzieć, że prokuratura prowadzi dziś liczne dochodzenia w sprawie np. ustawianych przetargów przez „L.G.”, co naraziło litewskie koleje na milionowe straty.

Dailydka, zwolniony z firmy, ma więc o czym porozmyślać w wolnych chwilach. W przypadku afery z Orlenem wymyślił (czy może powiedział prawdę), że wszystko się działo zgodnie z powiedzonkiem: „Szafa gra, komoda tańczy”. Czyli jak szafa (czytaj rząd) zarządziła, tak komoda (czytaj „Lietuvos geležinkeliai”) zatańczyły z Orlenem. Za ten taniec jednak dzisiaj trzeba komuś słono zapłacić. Komu? „Szafie”? Czy może „Komodzie”?

Nijolė Oželytė, była posłanka, uważa, że potrzebna jest zrzutka i jednej, i drugiej, że zostaniemy w konwencji przysłowia o szafie i komodzie. „A co, o tym „biznesie” nie wiedzieli premierzy, szefowie partii (...)”, pyta i dodaje: „To dlaczego im dzisiaj nie zrobić solidarnie zrzutki na karę, by Bogu ducha winni podatnicy nie musieli płacić za działania aferzystów”.

No właśnie. Dailydka, gdy był szefem „L.G.”, płacił sobie krocie, bo jedną z najwyższych pensji w kraju w sektorze publicznym. Rachuneczek za arogancję i bezczelność z tamtych czasów właśnie został wystawiony.

Pirmyn zatem! Czekamy na zrzutkę.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz