Dramat rolników – milionowe straty w wyniku deszczów

Nadzieja jeszcze się tli...

Nieustające deszcze i ulewy spowodowały, że rolnicy nie mogą skończyć żniw i w całym kraju w końcu września na polach pozostawało około 30 proc. zasiewów. W północno-wschodnich rejonach Litwy, gdzie ilość opadów wielokrotnie przekroczyła średnią normę, nie sprzątnięto połowy zasiewów. W rejonie wileńskim, według danych Centrum Informacyjnego Rolnictwa i Przedsiębiorczości Wiejskiej, do 25 września niesprzątniętych było 46 proc. zadeklarowanych zasiewów. Rząd w ubiegłym tygodniu ogłosił sytuację ekstremalną.

W końcu lata i na początku jesieni ilość opadów w północno-wschodniej Litwie i na Żmudzi 3-4 razy przekroczyła wieloletnią normę. Jak stwierdził Bronius Markauskas, minister rolnictwa Litwy, „Tak krytycznej sytuacji w sektorze gospodarki rolnej nie było od 40 lat”.

– W wyniku nieustannie padających deszczów zatopionych zostało 140 tys. ha pól, nie sprzątnięto około 30 proc. urodzaju – z dramatyczną nutą w głosie alarmował minister rolnictwa. Według obliczeń ministerstwa, straty wynoszą ponad 40 mln euro. Izba Rolna natomiast przekonuje, że straty mogą wynieść nawet ponad 200 mln euro. Ogłoszenie przez rząd w ubiegłym tygodniu sytuacji ekstremalnej rolnicy przyjęli z ulgą i zadowoleniem, gdyż daje im nadzieję na pomoc europejską. Zanim rząd zdecydował się na ogłoszenie sytuacji ekstremalnej, w całym kraju 1/5 samorządów, z ogólnej liczby 60, samodzielnie podjęła taką decyzję.

Premier Saulius Skvernelis jeszcze przed podjęciem tej decyzji oznajmił, że rolnicy na pomoc ze strony rządu raczej nie powinni liczyć, gdyż fundusz rezerwowy rządu jest niemalże pusty, a z pustego i Salomon nie naleje.

Rolnicy nie mogli skorzystać z ubezpieczenia, gdyż nie ma takiej możliwości i żadna spółka ubezpieczeniowa nie podejmuje się ryzyka ubezpieczania urodzaju. Takiej kategorii ubezpieczenia po prostu nie ma na Litwie.

Rusłan Naruniec, kierownik Wydziału Rolnego administracji samorządu rejonu wileńskiego, sytuację rolników w rejonie podstołecznym ocenia jako dramatyczną i uważa, że jeśli rolnikom nie zostaną skompensowane straty, to część z nich zbankrutuje, a gospodarka rolna zostanie odrzucona na kilka lat do tyłu. Chwalił rząd za ogłoszenie w kraju sytuacji ekstremalnej, bo decyzja jest ważnym krokiem ku rozpoczęciu negocjacji z Komisją Europejską w kwestii zrekompensowania strat z powodu ulewnych deszczów.

Według niego, najbardziej ucierpiały gminy leżące na wschodnich obrzeżach rejonu i w strefie przygranicznej. Najbardziej w wyniku ulewnych deszczów ucierpiały: starostwo sużańskie, bujwidzkie, ławaryskie, miednickie. W nich w sierpniu średnia miesięczna norma opadów została przekroczona czterokrotnie. Zdaniem Naruńca, przy tak intensywnych opadach nie pomaga nawet system melioracyjny, gdyż jego przepustowość jest ograniczona. Ponadto stan techniczny drenażu jest opłakany, ale to jest zrozumiałe i wytłumaczalne, gdyż liczy sobie 40-50 lat.

– W ogóle zaś w rejonie wileńskim norma opadów w sierpniu i wrześniu została przekroczona półtora raza – poinformował kierownik wydziału. Dodał, że do 25 września np. w starostwie sużańskim pozostawało niesprzątniętych 2000 ha zasiewów, w podbrzeskim – 1600, w szaternickim – 1200, w wiejskim niemenczyńskim – 1000 ha.

Ucierpieli zresztą nie tylko ci rolnicy, co zasiali uprawy zbożowe, ale i ci, co posadzili większe areały ziemniaków. W rejonie wileńskim zadeklarowano 455 ha posadzonych popularnych kartofli. Ziemniak ma to do siebie, że jest wrażliwy na wilgoć i po sześciu dniach bycia w wodzie zaczyna po prostu gnić...

– Gleba na polach jest tak nasiąknięta wodą, że solidna nowoczesna technika o napędzie z przodu i z tyłu grzęźnie w błocie, a popularnych w czasach radzieckich traktorów gąsienicowych już nikt dziś nie posiada – komentował kierownik Wydziału Rolnego. Dodał, że najbardziej popularnymi kulturami zbożowymi w rejonie są: pszenica (ozima i letnia), pszenżyto oraz żyto. Z powodu dobrych cen skupu rolnicy coraz chętniej sieją rzepak i grykę.

Niepokój budzi również to, że z zadeklarowanych zasiewów zbóż ozimych zasianych zostało jedynie 12 proc. Rolnicy są naprawdę w trudnej sytuacji, a szczególne powody do niepokoju mają ci, którzy realizują projekty inwestycyjne i muszą w terminie się rozliczać. Nikt nie mógł przewidzieć, że pogoda spłata takiego figla i pokrzyżuje plany rolnikom.

Sytuację pogarsza fakt, że nie ma obecnie możliwości zasiania ozimych i, aby zrekompensować to jakoś na wiosnę, rolnicy będą musieli siać zboża jare, a ceny na nie z pewnością będą wyższe niż zwykle. Wyjściem może być zaciągnięcie kredytów, ale jest to ryzyko i dodatkowe wydatki. Zrozumiałe więc jest, że rolnicy liczą na pomoc rządu i przede wszystkim Komisji Europejskiej. Ta zresztą mgliście, ale obiecała, że nie zostawi rolników na Litwie samych sobie. Rząd jak na razie zaoferował jedynie pomoc konsultacyjno-prawną podczas rozmów z nabywcami.

Już teraz odczuwa się, że piekarniom, browarom i innym przetwórcom brakuje zboża i zapotrzebowanie na nie oraz ceny stopniowo zaczynają piąć się w górę. Skorzystają na tym rolnicy, którym warunki pogodowe pozwoliły na pomyślne zakończenie żniw, ale co mają robić ci, którzy takiej możliwości nie mieli?

Słowem, resort rolnictwa i rząd stoją przed niełatwym wyzwaniem. W wyniku kataklizmów ucierpiało wiele krajów Unii Europejskiej i spodziewać się hojnej europejskiej pomocy raczej nie należy. Rząd powinien więc znaleźć jakieś wewnętrzne rezerwy i podjąć próbę ratowania tej ważnej gałęzi gospodarki.

Rolnicy też do końca tego miesiąca powinni udokumentować straty i przedstawić je do starostw. Litwa już zwróciła się do Komisji Europejskiej z prośbą o zrekompensowanie strat, a więc nadzieja jeszcze się tli...

Zygmunt Żdanowicz

Na zdjęciu: technika po prostu grzęźnie na polu
Fot.
archiwum

<<<Wstecz