Ondyny druskienickich wód i ich miłośnicy

Z dawien dawna za patronki druskienickich źródeł wodnych uważano mitologiczne ondyny, czyli nimfy wodne. Zwiewne i uwodzicielskie ondyny kąpały się w wodach w świetle księżyca, zwodząc niewinnych młodzieńców. Adam Mickiewicz uwiecznił je w balladach Świteź i Świtezianka, a Juliusz Słowacki w dramacie Balladyna.

Nazwa miasteczka Druskieniki pochodzi od litewskiego słowa „druska”, czyli sól. Już w XIX-wiecznym „Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich” zauważono, że „Druzgieniki”, jak i „Druskienniki” – to nazwy błędne. Przed II wojną światową nazwę miasteczka z jednym „n” pisano zarówno w dokumentach oficjalnych, publikacjach na temat właściwości leczniczych tutejszych wód, jak i lokalnych pismach, na przykład w „Ondynie” z lat międzywojennych czy „Ondynie Druskienickich Źrodeł” z 1. poł. XIX w.

Druskieniki, pięknie położne wśród malowniczych pagórków i lasów, leżą u zbiegu dwóch rzek: Niemna i Rotniczanki. Okoliczne jeziora (Białe, Gruta, Ilgis, Łot) przyciągały od dawna kuracjuszy, wczasowiczów i wycieczkowiczów. „Roślinność na brzegach jezior tworzy jakby obszerne dwa ciemne leje, na których dnie rozlane wody odbijają niebieskie niebo. Zakryte od wiatrów nie drgają najmniejszą falą i trwają tak wiecznie tajemnicze, niebieskie, niewinne jak panieńskie oczy” – czytamy w sprawozdaniu z dwudziestolecia międzywojennego.

Druskienickie solanki

W najstarszych źródłach o Druskienikach wspomina się o tym, że pomysł zbadania tutejszych wód pod względem składu chemicznego, zrodził się za czasów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Oficjalnie gruntowne zbadanie (pod względem geologicznym i chemicznym) gruntów i wody w Druskienikach rosyjski rząd zlecił w 1838 r. chemikowi Ignacemu Fonbergowi (1801-1891), uczniowi i następcy prof. Jędrzeja Śniadeckiego. Fonberg, lekarz dworu cesarskiego i późniejszy profesor Akademii Medyko-Chirurgicznej w Wilnie, pierwsze badania przeprowadził w Druskienikach jeszcze jako student Uniwersytetu Wileńskiego.

W przedwojennych gazetach znajdziemy też wzmianki o tym, że już w XVI w. Krzyżacy w okolicy obecnych Druskienik produkowali sól. Piszący po polsku litewski historyk Teodor Mateusz Narbut (1784-1864), inicjator budowania zakładów wodoleczniczych w Druskienikach, w tę informację nie wierzył, ale w 1845 r. spisał wiele relacji miejscowych mieszkańców sędziwego wieku. Między innymi taką: „Były (w Druskienikach) właściwe źródła słone, z których wodę w kadziach drewnianych z miedzianymi spodami warzono, później w kotłach, a nareszcie sól zbierano w ostudniach, czyli naczyniach drewnianych bardzo szerokich i płaskich. Tak zebraną jeszcze przegotowywano w czystej wodzie niemnowej (z Niemna), a po wystudzeniu zsiadała się sól biała jak mleko, i najprzydatniejsza dla kuchni”.

Skład druskienickich źródeł wodnych badano pod względem chemicznym i leczniczym także w 20-leciu międzywojennym. Było to przecież zdrojowisko popularne. Przed II wojną światową Druskieniki co roku odwiedzało kilkanaście tysięcy osób. Reklamowały je polskie gazety, także wileńskie, a najbardziej – „Kresy Wschodnie” i „Ondyna”. O zaletach solanek i dziejach miasteczka pisali literaci. W jednym z przedwojennych wierszy pt. Na plaży w Druskienikach jest mowa o ondynie jako opiekunce tutejszych wód:

Mgieł rozsrebrzonych owijasz się szalem
Cudna Boginko druskienickich zródeł.
A kto cię poznał – żegna zawsze z żalem,
A kto cię widział – zapomina z trudem…

Słynni kuracjusze

W Druskienikach przez dłuższy czas nie było cmentarza, podobno żeby nie odstraszać kuracjuszy. Najbliższy cmentarz znajdował się w odległej o kilka kilometrów miejscowości Rotnica (lit. Ratnyčia). Wyróżniający się na tym cmentarzu zabytkowy nagrobek – to miejsce pochówku etnografa i poety Jana Czeczota (1796-1847), przyjaciela Adama Mickiewicza jeszcze z czasów szkolnych w Nowogródku. Czeczot, filomata, skazany na zesłanie do Syberii, wrócił do kraju dopiero w 1841 r. Nieuleczalnie chory na gruźlicę bezskutecznie szukał ratunku w druskienickich solankach. Po śmierci ze składek przyjaciół i rodaków wystawiono mu okazały pomnik, na którym jest wyryty poświęcony mu wiersza Adama Edwarda Odyńca.

Uzdrowisko odwiedzał także kompozytor Stanisław Moniuszko (1819-1872), w celach zdrowotnych oraz jako artysta muzyk dający koncerty, aby podreperować budżet rodzinny. Za czasów kompozytora „ciężko było z lekarzami”, korzystano więc przeważnie z usług miejscowych znachorów i gdy zaszła potrzeba, także konowałów. Największą popularnością na polu medycznym cieszył się Litwin, chłop o nazwisku Surmetis. Dopiero w poł. XIX w. na stale zamieszkał w Druskienikach lekarz Ksawery Wolfgang z siostrą Jadwigą, poetką. Razem wydawali w l. 1844-1846 lokalne pismo „Ondyna Druskienickich Źródeł”. Ksawery Wolfgang (zm. 1864) ogłosił drukiem kilka rozpraw naukowych na temat druskienickiej wody mineralnej, a także przepisy i zalecenia dla chorych, jak je stosować. W 1848 r. razem z Józefem Ignacym Kraszewskim, który też do Druskienik czasem zaglądał, wydali w Wilnie rozprawę Druskieniki, szkic literacko-lekarski. W sezonie letnim doktor Ksawery miał pomocników, członków Towarzystwa Lekarskiego Wileńskiego, ewentualnie medyków wykładających na uniwersytecie a praktykujących w wileńskim szpitalu. Łączyli oni przyjemne z pożytecznym, czyli pracę i wypoczynek. Przyjeżdżające razem rodziny miały darmowe utrzymanie i wikt. Jednym z bywalców był rodzony brat doktora Ksawerego, Jan Fryderyk Wolfgang, farmaceuta i botanik mieszkający w Połukniu (ob. rejon trocki).

Na kurację do Druskienik przyjeżdżała z pobliskiego Grodna także powieściopisarka Eliza Orzeszkowa (1841-1910), za drugim mężem Nahorska. Za jej czasów Grodno i Druskieniki, których okolice zamieszkiwali również Litwini, miały podobny skład narodowościowy: prawie połowę stanowili Polacy i tyluż było Żydów. W 1878 r. Druskieniki i pobliskie okolice liczyły 417 mieszkańców.

Nie mniej niż na 3 tygodnie

Sezon kuracyjno-wczasowy oficjalnie trwał od 13 maja do 13 października. W 1881 r. w sezonie kuracjuszy obsługiwało 4 lekarzy. Popyt na personel medyczny był oczywiście większy, gdyż powszechnie uważano, że skład wód druskienickich (solanka, brom, jod) był zbawieniem dla reumatyków i przynosił ulgę przy chorobach dróg rodnych. W pierwszym wypadku stosowano kąpiele z warzoną na miejscu solą, w drugim wytwarzany „ług maciczny” służący „do moczenia się i nacierania” miał być panaceum na dolegliwości kobiece. Mówiono, że w XVI w. w tej okolicy lubiła przebywać królowa Bona, małżonka Zygmunta Starego, również cierpiąca na dolegliwości kobiece. Na polance ponoć „moczyli swoje kupry w kadziach sosnowych” i kobiety, i mężczyźni. Warto tu wspomnieć, że panie zaczęły nosić majtki dopiero w 2 poł. XIX w. Wychodzono z założenia, że co przykryte, to jest bardziej pociągające, toteż bieliznę zakładały wtedy tylko kokotki. Druskienicke wody działały kojąco również na osoby mające kłopoty z trawieniem.

Dla zamożniejszej publiczności w latach 80. XIX w. wybudowano w Druskienikach 150 drewnianych eleganckich domów i willi. Wcześniej założono tu park spacerowy z ogrodem rekreacyjnym, wzniesiono budynek łazienkowy i krytą galerię na wypadek niepogody. Przez uroczą rzeczkę Rotniczankę przerzucono kilka drewnianych mostków z białymi ażurowymi balustradami. Od ok. 1850 r. była tu scena teatralna, na której z powodzeniem wystawiano komedyjki.

Chociaż źródła pisane wspominają, że do Druskienik w celu poratowania zdrowia jeździło się już w XVIII w., ze względu na ówczesne trudy podróżowania dotrzeć tu nie było łatwo. Dopiero kolej Warszawa-Wilno-Petersburg wybudowana w 1862 r. ułatwiła podróżującym życie. Pamiętać jednak trzeba, że przystanek kolejowy Porzecze leżał 18 km od Druskienik. Między wojnami kursowały autobusy i auta prywatne, ale do I wojny światowej tę odległość arystokraci i ziemianie (biedni w tym czasie na wczasy i kuracje nie jeździli) w wieloosobowych omnibusach konnych lub czterokonnych powozach. Czterokonny powóz to nie tylko ówczesna moda i sznyt osób zamożnych. Pamiętać trzeba, że podróżowano ze służącą, pokojówką, nianią do dzieci, niekiedy i z własnym kucharzem. Wieziono nie tylko ilość ubrań mogącą zapełnić co najmniej dwie szafy, ale i małe sprzęty meblowe, jak np. biureczko czy sekretarzyk, kanarki i papużki w klatkach, ukochane pieski i kotki, czasem nawet… karły.

Jan Konstanty Tyszkiewicz (1801-1862), pierwszy ordynat na Birżach, był adresatem listów od krewnych i znajomych, w których opisywano pobyt nad wodami druskienickimi. Zalecano tam jechać nie mniej niż na 3 tygodnie, gdyż inaczej uciążliwa podróż odbiera siły, które zdążyłeś podczas pobytu zregenerować. Kurację wodami uważano za skuteczną. Zachwalano wieczory taneczne, spotkania towarzyskie w klubie, zdrową wiejską kuchnię i cukiernie a là Paris. Nie omieszkano wspomnieć o wieczorowej rewii mody, szczególnie wieczorem, a głównie chodziło o prywatne powozy (karety, bryczki, landary) oraz damskie kapelusze i kreacje z modnej mory. Preferowane kolory – to stare złoto, zieleń, fiolet. Jak się okazuje, razem z niedomagającymi osobami dostawali się tu przedstawiciele marginesu społecznego – złodzieje, hochsztaplerzy, cwaniacy lubiący żyć na cudzy rachunek, oraz panienki lekkich obyczajów.

Ruch turystyczny w tym miasteczku nabrał tempa przed II wojną światową. Według wiadomości z 1930 r., nad jeziorem Gruta można było urządzić piknik, gdyż mieszkańcy wsi o analogicznej nazwie tanio sprzedawali powszechnie chwalony domowego wypieku razowy chleb i dobrej jakości nabiał. Nad Ilgisem działała przystań z wypożyczalnią łodzi i knajpką typu bufetowego. Nad jeziorem Łot wybudowano schronisko turystyczne na osiem łóżek, z kuchenką i obszerną werandą z widokiem na jezioro (na werandzie zalecano jeść śniadania i kolacje przy świecy). Z kolei jezioro Białe, długie i szerokie, sprzyjało żegludze. Nigdzie natomiast nie brakowało na brzegach rybaków lub łodzi rybackich, gdyż obfitujące w ryby wody ściągały także wędkarzy. W skromniejszych druskienickich pensjonatach, przeznaczonych dla przeciętnego obywatela podawano „na rano ryby, na obiad grzyby, na wieczór ryby i herbatkę”. W eleganckich hotelach (w Druskienikach pod koniec XIX w. było ich kilka), pośród których wyróżniał się „Europejski”, serwowano posiłki godne arystokratów, w tym chłodnik francuski Vichyssoise, na bazie porów i ziemniaków. Zupa ta, ale z grzankami na maśle, była poza sezonem podawana na ciepło w litewskich rezydencjach Ogińskich, Tyszkiewiczów i Platerów.

Między wojnami arystokraci i ziemianie zwykle wyjeżdżali na kuracje do zdrojowisk zagranicznych. Aby kapitał nie uciekał z kraju, państwo polskie postanowiło zadbać o należyte warunki pobytu i leczenia w Druskienikach także w warunkach zimowych. Członkowie Komisji Zdrojowej i Towarzystwa Przyjaciół Druskienik marzyli o kuracjuszach z całej Polski, których do Druskienik miały zachęcić odpowiednie warunki terenu i klimatu, a specjalny sentyment przyciągać tych, którym „dla zdrowia są potrzebne tamtejsze lasy, gawęda z tamtejszymi ludźmi i smak tamtejszych potraw”. Lubił te proste wiejskie potrawy marszałek Józef Klemens Piłsudski. Kapryśny wobec lekarzy i zalecanych diet, do Druskienik przyjeżdżał na kurację wielokrotnie. I choć to temat na odrębny artykuł ze względu na jego romans z pracującą tu młodą lekarką, warto pamiętać, że na pierwszym miejscu, jako deser, u marszałka były „ulubione poziomki z borów druskienickich”.

Liliana Narkowicz

Na zdjęciu: budynek łazienek zdrojowych w parku zdrowotnym na rys. Napoleona Ordy (lata 70. XIX w.).
Fot.
ze zbiorów autorki

<<<Wstecz