Złoty Jubileusz absolwentów szkoły w Podbrzeziu

Wzruszenie, radość i poznawanie się na nowo

– Świętujemy jubileusz trochę wcześniej. Powód jest prosty – z każdym rokiem coraz mniejsza możliwość, że spotkamy się wszyscy razem. Chyba nadszedł czas, by pośpieszyć się z realizacją wszelkich zamierzeń, dlatego spotykamy się dzisiaj – powiedziała Anna Geigalienė, przez jednoklasistów zapamiętana jako Gonkielewiczówna – jedna z organizatorek przedsięwzięcia. Razem z Henryką Oršauskienė (z domu Mieżaniec) prowadziła poszukiwania byłych kolegów z klasy, szykowała program spotkania, pomysłodawczynią zaś przedsięwzięcia jest Janina Raczyńska (z domu Gardziejewska).

Według Henryki Oršauskienė, kończąc szkołę, uczniowie nie planowali spotkania nawet po 5 czy 10 latach, tym bardziej nie myślano o świętowaniu 50-lecia ukończenia podbrzeskiej placówki. Ich klasa nie była szczególnie zgrana. Mimo to, na propozycję spotkania po prawie 50 latach od matury – zdawało ją 14 uczniów – odezwało się niemało, bo 11 osób (w spotkaniu wzięli udział również ci, którzy ukończyli mniej niż 10 klas).

Wzruszenie, radość i poznawanie się na nowo – tymi słowami można określić pierwsze spotkanie po latach. Nic dziwnego, przecież niektórzy z nich nie widzieli się ze sobą około półwiecza. Już podczas spotkania przy gmachu gimnazjum pokazywali sobie nawzajem zdjęcia z dawnych lat, wspominając kolegów i szkołę, która również kardynalnie się za ten czas zmieniła. Absolwenci z 1968 roku naukę w zakresie 8 klas szkoły podstawowej odbyli po polsku, natomiast wykształcenie średnie w rodzinnej miejscowości mogli zdobyć wyłącznie w języku rosyjskim. Obecnie w Podbrzeziu znajduje się Gimnazjum im. św. Stanisława Kostki z polskim językiem wykładowym i litewskie „Verdenė” – właśnie w jego budynku mieszczą się klasy, w których kiedyś zdobywali wiedzę dzisiejsi absolwenci-jubilaci.

Byli uczniowie na chwilę zasiedli w ławkach, ustalając przy tym, kto z kim siedział przed 50 laty i wspominając przy tym szkolne psikusy, ale też wydarzenia, z których można odczytać, czym żyło ówczesne społeczeństwo.

– Czy pamiętasz, Aniu, jak u was pojawił się pierwszy telewizor? A u mnie nie tylko telewizora nie było, ale i światła w domu. Marzyłam, by chociaż popatrzeć na niego, żebyś zaprosiła mnie do siebie. I tak się stało...

Wspomnienia kontynuowano w domu Stanisława Ostroucha, który gościnnie podjął kolegów z klasy: „Pamiętam, jak wszyscy pomagaliście mi w lekcjach – byłem ostatnim uczniem w klasie...”. „Poszłam do szkoły mając 6 lat, malutka, chuda...” – rozmowom i wspomnieniom szkolnych kolegów nie było końca.

– Skończyłam naukę w szkole na 9. klasie, z tego powodu, że nie należałam ani do październiątek, ani do pionierów, ani do komsomolców. Mój tata po tym względem miał bardzo zdecydowane poglądy: „ Nie będziesz należeć i koniec”. Tłumaczył, że wszyscy komuniści są jak ciemne butelki od piwa... – wspominała Zenona Sawicka, z domu Bartkiewicz.

Nie obyło się bez opowiadań niczym z filmu o przygodach Szurika.

– Zdawałam chemię, w komisji egzaminacyjnej była nauczycielka Zujewa. W trakcie egzaminu wychodziła z klasy i pytała nas, czekających na swą kolej, jakie pytanie chcielibyśmy wyciągnąć. Uzgadnialiśmy z nią, gdzie takowe będzie leżało. Również i ja tak zrobiłam. Wchodzę do gabinetu, ciągnę pytanie – nie to! Co robić? Kładę kartkę z powrotem i ciągnę powtórnie – znowu nie to! Zujewa wtedy zasłoniła sobą komisję i zaczęła coś mówić do nauczycieli, a ja tymczasem znalazłam potrzebną kartkę – wspominała z humorem jedna z absolwentek.

Wspominano i nauczycieli, i kolegów z klasy, którzy nie mogli przybyć na spotkanie ze względu na stan zdrowia. Pamiętano też o tych, którzy odeszli na zawsze. Absolwenci-jubilaci odwiedzili ich groby na miejscowym cmentarzu, zapalając znicze i modląc się za nich.

Przy stole, suto zastawionym smakołykami, wspominano nie tylko szkolne dzieje – każdy opowiadał również o swoich, nieznanych dla kolegów losach. Różnie się one potoczyły: ktoś zdobył wykształcenie medycznie, ktoś został nauczycielem, ktoś pracował długie lata przy obrabiarce w fabryce. Niektórzy zmieniali zawody – jedni z musu, inni z chęci spróbowania czegoś nowego. Życie osobiste również układało się niejednakowo. Każdy z zebranych opowiedział o tym, co mu się w życiu udało, z czego jest dumny.

– Najbardziej jestem dumna z tego, że wychowałam trójkę dzieci i ani razu nie usłyszałam, żeby jakiś człowiek powiedział o nich coś złego – stwierdziła Anna Geigalienė.

Alina Stacewicz

Na zdjęciach: absolwenci-jubilaci przy budynku szkoły; ostatni dzwonek w 1968 r., wychowawca Iwan Merkułow.
Fot.
autorka, archiwum

<<<Wstecz