7 maja – Dzień Matki

Macierzyństwo – to najcenniejsza nagroda

Nie ma jak u mamy – ciepły piec, cichy kąt… Szczęśliwy jest ten człowiek, który może się schronić w zaciszu macierzyńskich pieleszy, dotknąć troskliwych rąk matki, zwierzyć się z kłopotów i zmartwień, podzielić radością, poradzić… Bo dobra matka jest więcej warta, niż stu nauczycieli. Dopóty mamy matkę, mamy pełne prawo nazywać się dziećmi, niezależnie od tego, ile mamy lat.

W najbliższą niedzielę na Litwie będziemy obchodzili Dzień Matki (w Polsce matki swoje święto mają 26 maja). Z tej okazji prezydent naszego kraju Dalia Grybauskaitė tradycyjnie uhonoruje Medalami Orderu „Za zasługi dla Litwy” wielodzietne rodzicielki, które swe dzieci wychowały na uczciwych ludzi i dobrych, wiernych obywateli. W gronie wyróżnionych znalazły się także 86-letnie Genowefa Stankiewicz z Bujwidz i Stefania Szuszkiewicz z Czepurniszek, z rejonu wileńskiego. Niestety, z powodów zdrowotnych nie będą one mogły wziąć udziału w ceremonii nagradzania w Pałacu Prezydenckim. Medale w późniejszym terminie zostaną im doręczone przez pracowników kancelarii głowy państwa, zgodnie z obowiązującym protokołem. Jednak w tym ważnym dniu ani pani Genowefie, która urodziła i wychowała siedmioro dzieci, przebywającej obecnie w szpitalu opieki paliatywnej w Niemenczynie, ani pani Stefanii, matce aż ośmiorga latorośli, w tym znamiennym dniu nie zabraknie uwagi najbliższych i najbardziej ukochanych – dzieci, wnuków i prawnuków.

Wszystko, co najpiękniejsze

– Mamie zależało na tym, abyśmy byli dobrze wychowani. To dzięki rodzicom, zwłaszcza mamie, zdobyliśmy wykształcenie. Uczyła nas szacunku do ludzi, wiary w Boga. Mama przez całe swoje pracowite życie zawsze bardzo lubiła przyrodę i nam tę miłość zaszczepiała. Dała nam życie i nauczyła kochać wszystko, co dobre i piękne – z czułością mówi Maria Liudkevičienė, jedna z dwóch córek zasłużonej matki – Genowefy Stankiewicz z Bujwidz.

Udar mózgu w maju ubiegłego roku panią Genowefę przykuł do łóżka. Jednak jak stwierdza jej córka Maria, nie ma ani dnia, żeby obłożnie chorej mamy i babci w szpitalu nie odwiedziło któreś z dzieci czy wnuków. Oprócz szóstki dzieci – Wacława, Jana, Marii, Tadeusza, Anny, Józefa (najstarszy syn Stanisław zmarł w 2001 roku) Genowefa Stankiewicz ma 17 wnuków i 12 prawnuków. Mąż Józef zmarł w 1989 roku.

– Mama urodziła się na Białorusi. Pochodziła z rodziny, gdzie wychowywało się czworo dzieci. Była najstarsza, toteż na jej barki przypadło najwięcej obowiązków. Rodzice na Litwę przyjechali w 1958 roku i początkowo zamieszkali we wsi Tautuliszki, zaś w 1961 roku przenieśli się do Bujwidz. Troje najstarszych dzieci przyszło na świat na Białorusi. Mama wychowywała dzieci i pracowała jako woźna w szkole. Gdy wyszła na emeryturę, nadal pracowała w przedszkolu jako praczka – opowiada o swej mamie pani Maria.

Rodzice ciężko pracowali, aby swym latoroślom dać porządny start w życie. Sadzili dużo warzyw, mieli spore gospodarstwo, aby nie tylko wykarmić dzieci, ale i dać im stosowne wykształcenie.

Ciężka próba

– Mama lubiła pracować i nas tego uczyła. We wszystkich pracach domowych towarzyszyliśmy rodzicom: my, dziewczyny, razem z mamą pracowałyśmy w ogrodzie, przy kwiatach, których zawsze sadziło się na naszym podwórzu sporo, przy doglądaniu zwierząt gospodarskich. Chłopaki, szczególnie starsi, pomagali ojcu w wykonywaniu cięższych męskich prac: szykowaniu drzew na zimę, noszeniu wody... Latem chodziło się po jagody i grzyby – wspomina Maria Liudkevičienė, która porzuciła miasto i razem z mężem zamieszkała w rodzicielskim domu w Bujwidzach, aby opiekować się mamą, gdy podupadła na zdrowiu.

– Bardzo kochamy naszą mamę i choć w tym momencie przeżywamy nie najweselsze chwile, przecież jest tak bardzo chora, cieszymy się, że ją jeszcze mamy, że możemy do niej przemówić słowo, o coś zapytać, wziąć za rękę… – mówi kochająca córka.

Licznej gromadce Stankiewiczów nigdy nie brakowało macierzyńskiego ciepła i miłości. Gdy któremuś z dzieci coś się nie udawało, mama zawsze była najlepszą doradczynią i przyjacielem.

– Jest najlepszą matką na świecie, i chociaż ma już dwie radzieckie nagrody za wzorowe macierzyństwo, myślę, że dla niej przez całe życie tą prawdziwa nagrodą byłyśmy my – dzieci. Nikt z nas nie powiedział jej przykrego słowa, niczego nie odmówił – stwierdza pani Maria.

Rodzinna szkoła życia

Zgłoszona przez Wydziału Opieki Społecznej administracji samorządu rejonu wileńskiego do Medalu Orderu „Za zasługi dla Litwy” Stefania Szuszkiewicz razem z mężem Zygmuntem wychowała ośmioro dzieci – pięciu synów: Stanisława, Witolda, Eugeniusza, Tadeusza oraz Mariana i trzy córki: Marię, Danutę i Teresę.

– Mama starała się nas dobrze wychować, uczyła pracować i dla każdego miała czas. Teraz wszyscy mieszkają w pobliżu, w sąsiednich wioskach. Nikt nie wyjechał za granicę – mówi Maria Szuszkiewicz, najstarsza córka, która mieszka razem z matką. Wszystkie dzieci Szuszkiewiczów chodziły do szkoły w Rukojniach. Niektóre dalszą edukację kontynuowały w technikum. Rodzice dbali o to, aby dzieci uczyły się jak najlepiej. Pani Maria nie ukrywa, że o ich dobre stopnie szczególnie dbał tata. Zmarły 11 lat temu ojciec był srogi i wymagający, dlatego dzieci bały się go i… chowały dzienniczki, jeśli pojawiała się w nich gorsza ocena.

– Kiedyś baliśmy się i dyrektora, i nauczycieli, i rodziców, nie tak jak dzisiejsze dzieci. Szanowaliśmy starszych od siebie – stwierdza. – Mama sumiennie wykonywała swe obowiązki, więc jeśli trzeba było stawić się na zebranie rodzicielskie, to rzucała wszystko i jechała czy do szkoły, czy do technikum. Gdy studiowałam w Białej Wace, szliśmy na przystanek spotykać nasze mamy. Ach, jaka to była radość widzieć, że moja mama akurat przyjechała! Gdy przychodziliśmy po lekcjach do domu trzeba było pomagać rodzicom w pracach domowych, w gospodarstwie. Mama była pracowita, więc i nas przyuczała do pracy. Ja i moje siostry umiałyśmy i na drutach „wiązać” i inne typowo kobiece prace wykonywać. Ojciec uczył chłopców męskich prac. Nie byliśmy rozpieszczeni – podsumowuje pani Maria.

Nieposłuszne ręce...

Według Marii Szuszkiewicz, mama jak magnez wszystkich przyciąga do rodzinnego domu. Rodzinne święta zawsze są gwarne i wesołe, gdy zbierają się wszyscy bracia i siostry, 6 wnuków, dwaj prawnukowie. Dzień Matki pani Stefania spędzi razem z rodziną. Do Pałacu Prezydenckiego w Wilnie nie pojedzie. Największa w tym przeszkoda – sterane zdrowie. Zadyszka, bardzo poważne problemy z kręgosłupem. Na spacer po podwórku może wyjść jedynie na wózku inwalidzkim.

– Nigdy nie myślałam, że tak będzie! Gdzie podziały się moje siły? – dziwuje się pani Stefania w rozmowie z „Tygodnikiem”. – Ręce zrobiły się nieposłuszne. Niczego nie mogę utrzymać. A jeszcze niedawno, gdy miałam lat 80., jeszcze skarpetki wnuczkom „wiązałam”. A teraz już nie mogę nici przekręcić, nie mogę niczego zaszyć, nitki nawlec na igłę... Coś się stało z moimi oczyma. Nie mogę chodzić, parę kroków stąpnę i już mi duch zapiera. Jak miałam 70 lat, to jeszcze pracowałam – zwierza się sędziwa kobieta.

Zapytana o dzieci pani Stefania mówi, że wychowywanie dzieci nie było dla niej obciążeniem. Gdy podrastały, jeden drugiego pomagały hodować. Zbyt wiele czasu dla dzieci nie było, bo trzeba było chodzić do kołchozu, doglądać gospodarstwa. Na emeryturę przeszła mając 55 lat.

– Dzieci we wszystkim pomagały. Dużo pracowaliśmy, ale wszystko mieliśmy swoje, nie tak jak teraz – wszystko kupowane. Nawet chleb własny piekłam. Dobrze smakował i jakże pachniał!.. Ludzie z miasta przyjeżdżali do mnie po ten chleb – opowiada zasłużona matka, która jeszcze w minionej epoce została uhonorowana Medalem Macierzyństwa.

– W codziennej rutynowej pracy, polegającej głównie na wypłacaniu rozmaitych wypłat socjalnych, rozwiązywaniu trudnych problemów życiowych mieszkańców, typowanie ludzi do takich ważnych odznaczeń i powiadamianie ich rodzin o tym, to ogromna przyjemność – podkreśla Eleonora Simonowicz, st. specjalistka rejonowego Wydziału Opieki Społecznej. Mądrość ludowa twierdzi, że szczęśliwa jest ta chatka, gdzie mieszka matka. Oby takich szczęśliwych domów było na Wileńszczyźnie jak najwięcej!

Irena Mikulewicz

Na zdjęciach: 80. jubileusz Genowefy Stankiewicz zgromadził w Bujwidzach prawie całą rodzinę – obok brat pani Genowefy; Stefania i Zygmunt Szuszkiewiczowie pobłogosławili syna Mariana na nową drogę życia.
Fot.
archiwa rodzinne

<<<Wstecz