Kieszonkowa partia?

Nie było żadnego głosu sprzeciwu podczas głosowania w Sejmie nad wnioskiem o pozbawienie Gintarasa Steponavičiusa immunitetu poseskiego. 109 parlamentarzystów przegłosowało za tym, by oddać podejrzanego o korupcję polityczną kolegę z ławy poselskiej w ręce prokuratury.

Steponavičius trafił pod lupę Temidy przy okazji głośnej sprawy korupcyjnej byłego lidera liberałów Eligijusa Masiulisa. Wtedy konfabulował, że do prokuratury na przesłuchania był wzywany jedynie jako świadek. Po pewnym czasie jednak się okazało, że Steponavičius był przesłuchiwany przez prokuratorów nie jako zwykły świadek, tylko „świadek specjalny”, a więc osoba, której prokuratura zamierza postawić zarzuty w momencie, gdy zbierze wystarczające dowody winy. Komiczne były wtedy tłumaczenia prominentnego liberała, że na przesłuchaniach nie orientował się w sprawie swego statusu. Nie wiedział ponoć, że jest świadkiem specjalnym, choć – jak wyjaśniali znawcy – musiał przed każdym przesłuchaniem się podpisać, że zapoznał się ze swym statusem w relacjach z prokuratorami.

No, trudno. Wtedy Steponavičius „nie wiedział”, teraz, kiedy pozbawiono go immunitetu, zorientuje się wreszcie, czego chce od niego prokuratura. Będzie musiał przypomnieć sobie w szczegółach swe relacje z koncernem MG Baltic, który hojnie finansował zarówno zakładane przez posła fundacje, jak i jego osobistą kampanię w okręgu jednomandatowym. Potem przyjdzie czas na wytłumaczenie się ze swych głosowań w Sejmie, które – dziwnym trafem – wyjątkowo sprzyjały interesom sponsora.

Jednak – jak ujawniają media – do odświeżania pamięci musi być przygotowany nie tylko Steponavičius, ale najprawdopodobniej, cała „wierchuszka” liberalnej partii. Sprawa politycznej korupcji, która pogrążyła już Masiulisa i ciągnie na dno Steponavičiusa, może być rozwojowa. Wynika z niej bowiem, że liberałowie wręcz za filozofię swego istnienia na scenie politycznej obrali toksyczny deal na styku biznesu i polityki. „Pieniądze wędrowały z kieszeni do kieszeni” – tak opisują media zawiłe mechanizmy nielegalnego, jak podejrzewają prokuratorzy, finansowania politycznej działalności liberałów przez struktury biznesu. Proceder kwitł od lat i za ten czas sięgnął setek tysięcy euro. Pomysłodawcami i inspiratorami zakładania różnego rodzaju fundacji o liberalnych proweniencjach, przez które potem pieniądze sponsorujących je firm pomagały budować polityczny wizerunek liberałów, byli sami przywódcy partii żółtych barw – Masiulis, Steponavičius, Gentvilas, Glaveckas i inni. Takie są ustalenia organów ścigania. A pytanko, czy rekiny biznesu hojnie finansowały liberalne fundacje wyłącznie z altruistycznych pobudek, zostaje do wyjaśnienia...

Te wyjaśnienia, obawiam się, mogą obalić kreowany wizerunek liberałów jako partii nowoczesnej, postępowej, posiadającej jakieś własne wizje. Istnieje poważna obawa, że zza parawanu postępowości i nowoczesności może wyłonić się zupełnie coś innego, pokazującego, że partia eksmasiulisów jest w rzeczywistości tworem przypominającym skrzyżowanie podwładnego z pachołkiem. Organizacją, którą sterują w dużym stopniu aktywa „patriotycznych” firm polotu MG Baltic. Artūras Zuokas, były szef liberałów, sugeruje wręcz, że to ten koncern stał za rozłamem w partii, bo chciał na przewodniczącego zamontować zamiast niego właśnie Steponavičiusa. Nie wiem, na ile jest wiarygodny Zuokas we własnej sprawie, ale ogólnie po wszystkich rewelacjach prokuratury trudno nie oprzeć się wrażeniu, że liberałowie poprzez swój szczególny związek z rekinami litewskiego biznesu pasują bardziej na miano partii kieszonkowej niż na poważną organizację polityczną.

Zobaczymy, oczywiście, jak rozwojowa sprawa liberałów i MG Baltic potoczy się dalej. Jeżeli jednak zachowa swą dotychczasową dynamikę, obawiam się, że dla koncernu Kurlianskisa zabraknie milionów, by ratować nadszarpnięty aferami wizerunek.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz