Nie oglądaj TV 1 kwietnia

Nowy rząd Litwy w ciągu pierwszych 100 dni zaoferował nam taką dawkę „rozrywki”, że sam się boję i innym nie radzę oglądania litewskiej telewizji 1 kwietnia. Nie będziesz do końca wiedział, co jest żartem, a co prawdą... Nawet informacja o rozbiórce wieży telewizyjnej, jako reliktu z czasów sowieckich, nikogo by nie zdziwiła.

Zaczęło się jakby zupełnie niewinnie, od pomysłu przeniesienia urzędu ministerstwa rolnictwa do Kowna, chociaż nie wiadomo: po co? Że niby życie w Kownie jest tańsze i miasto znajduje się w centrum Litwy, wszystkim jest do niego blisko. Myślę jednak, że sama przeprowadzka kosztowałaby tyle, że musiałoby minąć chyba całych 10 lat by się opłaciła. Czyżby partia chłopska miała nadzieję aż tyle czasu pozostać przy władzy? A może tutaj chodziło o to, że, np. w przeprowadzce uczestniczyć mieliby specjaliści i technika „Agrokoncernu”, a przy okazji zaginęłaby część jakichś dokumentów. Przy takiej „przeprowadzce” aferka z wynajęciem samochodu dla pięknej blondynki wyglądałaby jak bajeczka dla przedszkolaków. A przecież i tego wystarczyło, aby w jednym z okręgów wyborczych odbyły się nowe wybory do Sejmu.

Następnie rząd wziął się za zniesienie ulg za ogrzewanie, motywując ten krok tym, że ulga jest jednakowa dla wszystkich, nawet dla najbogatszych. To znaczy rząd bardziej boi się, że u jednego milionera pojawi się dodatkowy tysiączek, niż że 100 rodzin jeszcze bardziej zaciśnie pasa i więcej ludzi przyjdzie prosić o zapomogę.

Walka z niebotycznymi cenami leków rozpoczęła się też jak gdyby nie z tego końca. Mianowice, z podniesienia cen na najbardziej dostępny lek dla ciała i duszy – alkohol. I pomysłów na to, jak utrudnić dostęp do „eliksiru na wszystkie bolączki”, rządzący mają do cholery: a to wynieść sklepy monopolowe poza miasto, a to sprzedawać go tylko na kartki bankowe, a jeszcze zwiększyć grzywny za pojawienie się w miejscu publicznym w stanie nietrzeźwy… A dlaczego nie wszystko razem – i za miasto, i wyłącznie na kartę, i tylko po okazaniu dowodu osobistego, spisaniu danych kupującego i godziny zakupu. Nie daj Boże w oficjalnych godzinach pracy! Chciałbym zobaczyć minę stojącego przy kasie w markecie gościa z zagranicy, który chciałby uraczyć się litewskim trunkiem – forsę ma, wiek odpowiada i… musi wyjść oblizując się…. A może ograniczenia dotyczyłyby tylko rdzennej ludności, po okazaniu paszportu innego kraju dodatkowo przysługiwałaby zniżka? Albo emeryci mogliby dodatkowo zarobić, kupując wysokoprocentowe produkty dla kogoś, kto oficjalnie jest w pracy.

W kolejce – problem ilości spożycia cukru, a ceny w aptekach… Jak przestaniemy pić i słodko jeść, nie będziemy potrzebowali leków, a znaczy ceny same upadną, razem z aptekami.

Nawet wszystkie wiadomości mają być zbudowane na klasycznej zasadzie: mam dla was dwie nowiny – jedną dobrą i drugą „nie bardzo”. Tylko jak wiedzieć, którą widz miałby chęć usłyszeć jako pierwszą? Trochę łatwiej jest z gazetą: dzielimy na pół – najpierw wiadomości dobre, a w drugiej połowie złe. Nie zdziwcie się, jeżeli zauważycie więcej zakończeń tekstów na dalszych stronach gazety, wszystko co dobre przeczytacie na początku, a jeśli ktoś chce doświadczyć negatywnych emocji, może zajrzeć na dalsze strony. Pozostali czytelnicy będą mieli tylko pozytyw. Już nawet widzę, jak rząd powołuje komisję, która za „skromne miliony” przyszykuje wielotomową rekomendację dla dziennikarzy, jak mają podawać informację.

Na początku roku wzrosły płace dla pedagogów, ale nie minęło i 100 dni, jak ministerstwo dało odczuć, że nie za darmo. Zaczęły się rozmowy o przedłużeniu roku szkolnego, jakby to rozwiązanie miało polepszyć poziom nauczania. A mnie się wydaje, że chodzi po prostu o zwykłą zazdrość, że nauczyciele mają najdłuższe urlopy, na dodatek w najlepszym okresie – latem. Bo jak zrozumieć, że można będzie uczyć się np. w sierpniu. Tylko czego? Powtarzać ubiegłoroczny program czy szykować się do nowego? Wszystko zakończy się tym, że nauczyciele będą musieli chodzić na kursy „jak wyłazić ze skóry, aby dzieciom latem się nie nudziło w szkole”. Kursy na pewno będą płatne i najlepiej na tym wyjdą właśnie organizatorzy takich szkoleń. A tak niedawno wszyscy zachwycali się rekomendacjami pewnego nauczyciela z Włoch, który radził uczniom, żeby po prostu nauczyli się widzieć piękno wokół siebie…

Ostatnio omal nie upadłem z wrażenia, gdy przeczytałem, że władze szykują się do wycięcia drzew na Górze Trzykrzyskiej… Nie bacząc na odstraszający widok Góry Zamkowej! Czyżby miał być wykonany jakiś plan dostawy ilości drewna z terytorium miasta Wilna? Albo zagospodarowania betonu, którego u dobrego znajomego jest za dużo? Czy na Litwie dwa razy trzeba nadepnąć na te same grabie (czy grabel, jak kto woli), aby w głowie zaświtało?..

Tak się jakoś składa, że wszelkie zmiany urzędowe w naszym kraju są jakieś „nieludzkie”; władza wszystkiego skąpi własnym obywatelom. Premier nie wie, jak powstrzymać emigrację i jedynym wyjściem, chociaż dziś sam wzdryga się na tę myśl, jest zamknięcie granic, a dopełniająco wybudować mur – i chore dziki nie wejdą, i resztki zdesperowanych obywateli nie uciekną.

Jak żyć, jeżeli władza jedynie nad tym się głowi, jak tu jeszcze komuś coś zabrać? I nie tym najbogatszym. Robi wszystko, by w kraju nie było klasy średniej. Władze się zmieniają, a cel pozostaje ten sam.

Tadeusz Fedorowicz

<<<Wstecz