Pomnik dla nieodbrązowionego patriarchy

Po długich zmaganiach i zawiłych perypetiach rozstrzygnięto wreszcie konkurs na pomnik Patriarchy Narodu Jonasa Basanavičiusa vel Iwana Basanowicza, który ma stanąć na parkingu, co naprzeciwko Wileńskiej Filharmonii.

Perypetie zresztą to chyba zbyt słabe słowo. Znawcy sztuki bowiem, po tym gdy poznali prace konkursowe, wpadli w konsternację. Poziom artystyczny prac powalał wręcz z nóg... swym beztalenciem, prostactwem i brakiem wizji. „Chyba ktoś zamiast upamiętnić, chciał poniżyć Patriarchę Narodu”, aż kipiało ze złości i oburzenia w liście 80 ekspertów sztuki sprzeciwiających się takiemu poziomowi konkursu. I nie dziwota. Bo, gdy się spojrzy na makiety proponowanych pomników nawet okiem laika, to nie wiadomo, czy śmiać się, czy współczuć z powodu traumy, jaką zadały „dzieła” wyostrzonemu poczuciu estetyki krytyków sztuki. Monika Krikštopaitė, redaktor naczelna czasopisma „7 dni kultury”, „pašiurpo”, gdy zobaczyła propozycje: „Wszyscy są w konsternacji, gdyż propozycje nie wychodzą poza klisze Stalina i Lenina”, nie kryła oburzenia dodając, że „gdyby choć jedna z proponowanych rzeźb znalazła się naprzeciwko filharmonii, to byłoby to poniżeniem Basanavičiusa”.

Istotnie można zrozumieć Krikštopaitė, gdy się spojrzy na przykład na makietę przedstawiającą Patriarchę w nonszalanckiej pozycji opartego o coś, co przypomina miotłę wywróconą do góry nogami, choć – domyślam się – w zamierzeniu autora miało być to drzewo. Tyle, że wygląda wizualnie jak pałka ze sterczącymi u góry witkami – dokładnie jak w miotle Baby Jagi. Inna propozycja – to drętwy dżentelmen z profilu przypominający Patriarchę z takąż flagą w ręku, mającą emitować „trispalvė”.

Na szczęście wariant, który komisja ogłosiła zwycięski, jest inny. Choć może banalny w swej prostocie, ale przynajmniej trzyma się ziemi. Przedstawia Basanavičiusa kroczącego do przodu z laską w ręku. „Śmiało kroczy ku przyszłości”, dopatrzyła sie wizji w pomniku komisja i propozycję ogłosiła zwycięską. I tego się trzymajmy.

Basanavičius, który kroczy ku przyszłości, tylko że nie wiadomo jakiej. Tak przynajmniej uważa docent Instytutu Stosunków Międzynarodowych, specjalistka w dziedzinie badań nad litewską tożsamością Nerija Putinaitė, która twierdzi wręcz, że „Basanavičius nie jest aktualny”. W wywiadzie dla „Lietuvos žinios” Putinaitė jest bardzo kategoryczna, charakteryzując Patriarchę jako litewskiego nacjonalistę etnokulturowego bez wizji politycznej państwa. Ba, słusznie zauważa, że Basanavičius w litewskiej historiografii musiałby zająć miejsce fantazjującego megalomana, który za cel swego życia uznał wykreowanie ahistorycznej tezy o pochodzeniu Litwinów od starożytnych Traków. Miało to świadczyć o nadzwyczajności i wielkości narodu litewskiego. „Basanavičius był wprost owładnięty ideą o trackim pochodzeniu Litwinów. Chodziło mu o pokazanie, że Litwini to stary, posiadający autentyczne korzenie naród”, przedstawia opinię Kazysa Girniusa o Patriarsze docent Putinaitė.

Zauważa też, że rola Basanavičiusa w okresie międzywojennym była ograniczona. Nie był on wówczas centralną figurą polityczną. W przestrzeni publicznej traktowany był raczej jako symbol. Dla przykładu, nawet nie brał udziału w przygotowaniu Aktu Niepodległości. „Był twórcą mitu narodu, mitu poetyckiego”, którego podstawą miał być litewski etnonacjonalizm, pokutujący zresztą wśród Litwinów do dzisiaj, przekonuje Putinaitė. Ponadto poglądy Patriarchy Narodu były antyeuropejskie i antychrześcijańskie, dodaje. Uważał on, że litewskość należy utożsamiać z pogaństwem, a chrześcijaństwo jest elementem obcym, jeżeli chodzi o litewską tożsamość. Zamiast Boga ubóstwiał język litewski. Być może, dlatego do dzisiaj jesteśmy „opętani manią jego ochrony”, dywaguje naukowiec.

Jeżeli byśmy mieli porównywać Basanavičiusa do współczesnych animatorów litewskości, to na godnego zastępcę Patriarchy jak ulał pasowałby Trinkūnas, propagator – w wieku XXI – powrotu Litwinów do pogańskich korzeni jako do żródła ich tożsamości. Mania łączenia litewskości z pogaństwem doprowadziła Trinkūnasa w ostateczności do tego, że na jego pogrzebie sprzed kilku lat zobaczyliśmy zamiast krzyża pogański sękaty kij wajdeloty. Taki musiał być naturalny koniec kogoś, kto pomylił pojęcia w naturalnym biegu historii. Sięganie do pogańskich korzeni, by szukać tam prawdziwej i czystej litewskości, to anachronizm, patriotyzm cofnięty i bezrozumny. Tak sądzę. Nie warto go naśladować.

Putinaitė kończy swój wywiad dla „L. ž” dość przewrotną puentą. Przypomina, że Basanavičius, mimo jego czczenia przez naród, do dzisiaj nie doczekał się swej monografii. Prawdopodobnie dlatego (spekuluje naukowiec), że samo pisanie życiorysu Patriarchy byłoby rzeczą ryzykowną, gdyż robiąc to należałoby obalić mity na jego temat. „Pisanie o osobie, która stała się symbolem narodu, o jego chorobach, dziwnych skłonnościach i interpretacjach jest zadaniem nie-bezpiecznym”, dwuznacznie rozważa fakt nieistnienia aż do dnia dzisiejszego książki o jednej z głównych postaci litewskiej niepodległości specjalistka od etnokultury.

Ryzykownego zadania podjął się historyk Eligijus Raila. Nie zdąży on jednak monografii napisać na jubileusz stulecia ogłoszenia Aktu Niepodległości. Wygląda więc na to, że naród zanim pozna odbrązowionego swego Patriarchę, już wydźwignie go na cokół.

Tylko co będzie, jeżeli to Putinaitė historia przyzna rację...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz