Przedtem psy nas strzegły, teraz my ich pilnujemy

Rzeź niewiniątek

Mieszkańcy kilku wiosek w gminie duksztańskiej (rejon wileński) nie czują się bezpiecznie. Wilki od dłuższego czasu spędzają im sen z oczu, a ofiarami czworonożnych drapieżników najczęściej padają psy. Wacława Baniukiewicz, starosta gminy, mówi, że wilki sterroryzowały okoliczne wsie. Zabiły i pożarły co najmniej kilkanaście, a niektórzy przekonują, że nawet kilkadziesiąt psów. Słowem, prawdziwa rzeź niewiniątek.

Pani Wacława przekonuje, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy została dosłownie zasypana skargami od mieszkańców, bo wilki rozzuchwaliły się tak bardzo, że atakują swych oswojonych, słabszych pobratymców nie tylko w nocy, ale nawet i w dzień.

– Drapieżniki atakują przyjaciół człowieka nie tylko w gospodarstwach, które znajdują się na uboczu bądź na skraju wsi, ale i w samym jej środku – ze zgrozą w głosie mówi Baniukiewicz. Najgorsze jest to, że czują się bezkarnie, gdyż sezon łowiecki na nie zakończył się i myśliwi tylko bezradnie rozkładają ręce.

Tak dalej być nie może

Według prawa, okres polowania na wilki trwa od 15 października do 1 kwietnia, ale każdego roku Ministerstwo Ochrony Środowiska ustala limit odstrzału drapieżników i, jeżeli został wykorzystany, sezon zamyka się wcześniej. W roku bieżącym został on zakończony 13 stycznia. W jego trakcie zastrzelono 60 szarych czworonogów.

Prawo przewiduje jednak, że w wyjątkowych wypadkach, gdy szkody wyrządzone przez wilki są duże, to samorząd ma możliwość ubiegania się o specjalne zezwolenie na dodatkowy odstrzał drapieżników. Starosta gminy duksztańskiej zapowiedziała, że wykorzysta tę możliwość, gdyż tak być dalej nie może.

– Chodzi nie tylko o psy. Ludzie obawiają się również o swoje bezpieczeństwo. Spora część mieszkańców gminy w sezonie letnio-jesiennym zajmuje się zbieraniem jagód i grzybów, których w okolicznych lasach nie brakuje. Dla niektórych jest to podstawowe źródło utrzymania, ale obecnie wielu z nich obawia się zetknięcia oko w oko z drapieżnym czworonogiem – tłumaczyła skonsternowana gospodyni gminy duksztańskiej.

Ostrożne i przebiegłe

Irena i Jurij Fiedusiukowie mieli małego i bardzo wiernego pieska. Przed kilkoma tygodniami wilk bądź wilki wyciągnęły go razem z łańcuchem ze stodoły i gospodarzom – jakby na pamiątkę – zostawiły tylko ucho.

– Znajomi proponują nam szczeniaka, ale boimy się go brać, gdyż obawiamy się, że spotka go podobny los – tłumaczą zgodnie małżonkowie. Dodają, że ludzie próbowali stawiać na drapieżniki pułapki i wnyki, ale trafiały do nich najczęściej… koty. Wilki są ostrożne i przebiegłe.

Pies Onufrego Ratiukasa po pewnej nocy przepadł bez śladu. Właściciel nie ma wątpliwości, kto jest sprawcą tajemniczego zniknięcia wiernego przyjaciela. Teraz trapi go inna myśl, czy podobny los nie spotka konia. Trzyma go w oborze, ale wiosną przecież będzie musiał wyprowadzić na pastwisko.

– Nie będę kusił losu i zamierzam go sprzedać – ze smutkiem w głosie zapowiedział pan Onufry.

Antanas Pratnickas też ma swoje porachunki z wilkami. Przed rokiem porwały mu psa wraz z łańcuchem. Jego resztki znalazł w przydrożnym rowie. Nabył nowego, no, bo jak na wsi bez psa? Strzeże go jak źrenicę oka. Na noc zamyka w pomieszczeniu, do którego wejścia strzegą żelazne kraty. Przyznał, że niedawno nieproszeni goście złożyli mu ponownie wizytę, ale nocą usłyszał skowyt psa, wyszedł na ulicę z latarką i zobaczył ogony dwóch uciekających drapieżników.

Pieski w szklarni

Opłakujących tragiczny koniec swoich czworonożnych przyjaciół w Duksztach, Antokalcach, Ojranach, Alejuncach i innych wsiach na palcach dwóch rąk nie policzysz. Lidia Martyniuk mówi, że wilki poniosły strażnika ich domostwa w październiku ubiegłego roku. Pozostała po nim obroża i kałuża krwi.

Ilja Nieczieporiuk do dziś nie może przeboleć straty przyjaciela. Był to dorodny pies i, jak twierdzi gospodarz, wilków musiało być, co najmniej dwóch, żeby z nim się uporać. Z grymasem nieukrywanego bólu na twarzy pokazuje zdjęcia, na którym widać tylko głowę i przednie łapy rozszarpanego czworonoga.

– To prawdziwe „nasłanie boskie”. Nie pamiętam niczego podobnego od 60 lat. Może ktoś specjalnie zwiózł tych zabójców w nasze strony? – rozważał na głos niepocieszony Ilja. Powiedział, że zupełnie niedawno ponownie pod jego domostwo przychodziła wilczyca z wilczkami. Tym razem musiała odejść z kwitkiem, gdyż gorzka lekcja nie poszła na marne i gospodarz trzyma dwa młode pieski zamknięte w szklarni…

Ludzie opowiadali też, że wilki atakują nie tylko w nocy, ale i w dzień. Pewna pani szła z niewielkim pieskiem drogą, a wilk nagle wyskoczył zza przydrożnych krzaków, i capnął biedaczka za kark i tyle go widziano…

Krwawa nocna eskapada

Zenon Nieścier, hodowca owiec, zaradny i ceniony w okolicy gospodarz, zeszłej jesieni, w wyniku nocnej eskapady wilków, w liczącym 120 głów stadzie nie doliczył się siedmiu zarżniętych owiec, a osiem zostało mocno okaleczonych.

– Nie pomógł ani elektryczny pastuch, ani odbiornik radiowy, który zostawiałem włączony na noc na pastwisku w pustej beczce, ani włączona noworoczna girlanda z migocącymi lampkami. Wilki dokonały swego krwawego dzieła – ze smutkiem opowiadał pan Zenon.

Jedynym pocieszeniem dla hodowców owiec jest to, że krwiożercze zwierzęta są zaliczane na Litwie do kategorii zwierząt chronionych, dlatego też samorządy kompensują straty przez nie wyrządzone. Jak poinformowała Czesława Apolewicz, starsza specjalistka Wydziału Rolnego administracji samorządu rejonu wileńskiego, w roku ubiegłym z tytułu kompensaty wypłacono 2258 euro, a w 2015 – 2801 euro. Jak wytłumaczyła pani Czesława, wysokość kompensaty ustala specjalna komisja, a podczas obliczeń uwzględniana jest waga zarżniętego zwierzęcia i aktualna cena rynkowa za baraninę. Za psy żadna kompensata nie jest przewidziana.

Sami sobie winni?

Tadeusz Navsutis, prezydent klubu myśliwskiego „Ąžuolas”, potwierdził, że otrzymał pismo od starosty gminy duksztańskiej z prośbą o pomoc w zwalczaniu plagi rżnięcia psów, ale bezradnie rozkłada ręce.

– Nie jesteśmy kłusownikami i nie możemy wziąć strzelby w ręce, gdy ustawa tego zabrania. Zgodnie z przepisami, nie możemy też oddać strzału, jeżeli odległość do najbliższego zabudowania jest mniejsza niż 200 m – tłumaczył Navsutis. Dodał również, że upolowanie wilka nie jest sprawą łatwą i tylko doświadczeni myśliwi mogą się taką zdobyczą pochwalić. Prawie zaś niemożliwe jest zastrzelić szarego drapieżnika, jeżeli nie ma śniegu.

Zdaniem myśliwego, ludzie poniekąd są sami sobie winni, gdyż prawdopodobnie psy zarzynają nie wilki, gdyż te unikają bliskości człowieka i boją się światła, a tzw. hybrydy, czyli mieszańce wilka z psem.

– Niegdyś pełno było bezdomnych psów. Włóczyły się one po okolicy i lasach. Możliwe, że skrzyżowały się one ze swymi dzikimi braćmi i dzisiaj zbieramy owoce ludzkiego zaniedbania – podsumował szef kółka myśliwskiego.

Nie zdążył odwdzięczyć się

90-letnia Maria Kabelska, niegdyś mieszkanka wsi Rezy w niemenczyńskiej gminie wiejskiej, wspominała, że w latach jej młodości wilków było dużo. Pamięta jak wilk podkopał podmurówkę w ich oborze i zarżnął kotną owcę. Nasycony urżnął na miejscu drzemkę. Brat Antoni zastał go słodko śpiącym i chciał „odwdzięczyć się” mu za wizytę, sięgając po stojące w chlewie widły. Nie zdążył. Wilk wyczuł zagrożenie, przeskoczył zagrodę obok zaskoczonego mężczyzny i tyle go widziano.

Opowiadała też jak dwa drapieżniki atakowały przywiązaną na sznurze pokaźnych rozmiarów maciorę. Doskakiwały do niej to z jednej, to z drugiej strony i momentalnie odskakiwały, gdy odpędzała ich ryjem. Zamęczyłyby ją pewnie, gdyby nie zauważyli tej dantejskiej sceny mężczyźni, którzy chwycili za cepy i widły, odstraszając napastników.

Koncert dla wilków

W tamtych czasach opowieści o spotkaniach z wilkami nie należały do rzadkości. Opowiadano np. o pewnym wiejskim grajku, który wracał z zabawy późnym wieczorem i zetknął się z dwoma wilkami. Wyszczerzyły do niego kły, a on chwycił za harmonię i zaczął grać. Na dźwięk muzyki wystraszone zwierzęta odskakiwały na kilkadziesiąt kroków, ale gdy muzykant chciał odpocząć, niebezpiecznie do niego się zbliżały. Nieszczęśnik musiał znowu naciskać na guziki i ciągać miech, a nie było to zgoła łatwe, bo zdarzenie miało miejsce zimą i przy siarczystym mrozie. I chociaż palce mu skostniały z zimna dotarł do swej wioski, a wilki, gdy zobaczyły pierwsze kontury domostw zawyły na pożegnanie, czy to w podzięce, czy z żalu i znikły w nocnej mgle.

Opowiadano też o kobiecie, która układała do snu dziecko. To kaprysiło i zanosiło się od płaczu. Raptem za niskim oknem wiejskiej chaty rozległ się żałosny skowyt. Matka odwróciła się w kierunku okienka i jakież było jej przerażenie, gdy za szybą ujrzała szarą paszczę skowyczącego wilka.

Bohaterowie wielu powieści

Prawdopodobnie była to wilczyca. Nie od dziś wiadomo, że instynkt macierzyński u tych zwierząt jest bardzo rozwinięty. Przypomnijmy sobie chociażby Mowgliego z „Księgi dżungli”, autorstwa angielskiego pisarza i noblisty Rudyarda Kiplinga. Historia w rzeczywistości zna przypadki „wychowania” przez dzikie zwierzęta dzieci, w tej liczbie wilków. Niegdyś czytałem o dwóch dziewczynkach – Amali i Kamali – wyrosły wśród wilków. Poruszały się na czworakach, odżywiały się surowym mięsem, wyły jak ich dzicy rodzice i groźnie szczerzyły zęby. Próby ich ucywilizowania skończyły się fiaskiem. Dziewczęta darły na sobie ubrania, nie udało się też nauczyć ich mówić i obie wkrótce zmarły.

Wilki – wolne, bezwzględne, odważne, wytrwałe, przebiegłe i czasami mściwe zwierzęta fascynowały wielu pisarzy i były bohaterami powieści takich znanych pisarzy jak: Jack London, James Oliver Curwood czy Czyngiz Ajtmatow.

Zygmunt Żdanowicz

Na zdjęciach: Jurijowi Fiedusiukowi po wiernym piesku pozostał tylko łańcuch z uchem; nie pomógł ani elektryczny pastuch, ani włączony radioodbiornik, ani migocąca girlanda.
Fot.
archiwum

Populacja wilków na Litwie nie jest duża. Co roku – jeżeli jest śnieg – odbywa się ich liczenie. W tym roku ewidencja tych osobników miała być przeprowadzona 7 i 10 lutego. Według prowizorycznych obliczeń, na terytorium kraju było 292 wilków i 97 rysiów.

W roku 2013 naliczono ich 203. Najwięcej szarych drapieżników było w powiecie wileńskim – 81, poniewieskim i telszańskim – po 33 oraz olickim – 32.

<<<Wstecz