Polskie obozy zagłady – zemsta eksnazistów

Niemiecka telewizja publiczna ZDF dopiero wymuszona wyrokiem sądowym sprostowała zakłamane stwierdzenie: „polskie obozy koncentracyjne” na „niemieckie obozy koncentracyjne”. Zrobiła to z ociąganiem i nie tak, jak nakazał sąd. Zamiast umieścić na pierwszej stronie swej witryny internetowej całe sprostowanie, zamieściła tam jedynie link do sprostowania.

Trudno przychodzi niemieckiemu nadawcy publicznemu zmierzenie się z prawdą historyczną, mówiącą o winie Niemców za popełniane podczas II wojny światowej zbrodnie. Dotychczas spekulowano, że kłamstwa o „polskich obozach zagłady”, które pojawiają się w niemieckich mediach z regularnością szwajcarskiego zegarka, są wynikiem niewiedzy, ignorancji albo zwykłej niechlujności autorów perwersyjnej nieprawdy. No, może czasami może wchodzić w rachubę również zła wola, dodawali niektórzy naiwni komentatorzy.

Tymczasem prawda jest zupełnie inna. Kłamstwa niemieckich środków masowego przekazu nie są wcale dziełem przypadku, a krnąbrność z ich prostowaniem, jak w rządowym ZDF, jest raczej symptomatyczna niż przypadkowa. Stało się to jasne, gdy na genezę ukutego zwrotu „polskie obozy koncentracyjne” światło rzucili historycy znad Wisły. Piszę „ukutego”, bo zwrot nie powstał samoistnie jako skutek nonszalancji czy historycznego analfabetyzmu żurnalistów. Zwrot „polskie obozy koncentracyjne” został celowo wprowadzony do obiegu publicznego przez służby specjalne RFN jeszcze pod koniec lat pięćdziesiątych, w celu relatywizacji niemieckiej winy za zbrodnie holocaustu. Autorami zwrotu (czy może być większa perwersja) byli naziści, którzy po wojnie płynnie zostali zaadoptowani przez zachodnich aliantów na swoje potrzeby, z racji na cenną wiedzę o tajemnicach III Rzeszy. Byli to, jak ujawnia historyk i znakomity znawca tematu prof. Grzegorz Kucharczyk, Reinhard Gehlen i Alfred Benninger, eksnaziści, którzy postanowili działać na wzór swego byłego szefa Josepha Goebbelsa, zwykłego mówić, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.

Taktyka Goebbelsa zastosowana przez Gehlena i Benningera po części się sprawdziła. Fehler o „polskich obozach koncentracyjnych” stopniowo upowszechnił się nie tylko w Niemczech, ale i na całym świecie. Nawet były prezydent USA Barack Obama nie zdołał się go wystrzec. „Palnął byka” publicznie (oczywiście czytając ze szpargałki przygotowanej przez niedouczonych doradców) podczas laudacji na cześć Jana Karskiego, polskiego emisariusza, który pierwszy głośno powiedział na Zachodzie o zbrodniach Niemców popełnianych w okupowanej Polsce. Goebbels rechotał zza grobu.

Żyjemy w epoce post-prawdy, zauważa coraz to większa liczba obserwatorów życia publicznego na całym świecie. Oznacza to, że każdą prawdę można przedstawić tak, że w efekcie końcowym pozostaną tylko jej pozory. „Polskie obozy koncentracyjne” – to największy wytwór post-prawdy. Bo przecież obozy nazistowskie były na terytorium Polski, stąd ten przymiotnik, tłumaczą obłudnicy. Inni z kolei pouczają Polaków, że poprawne politycznie jest mówienie, że obozy były nazistowskie nie niemieckie (czytaj rzecznika „Nowoczesnej” Rabieja). Jacy to kosmici, ci naziści, chciałbym dopytać panów pokroju Rabieja. A może pan Rabiej pokaże na mapie międzywojennej państwo z nazwą „Nazistowska Republika Federalna”, które zakładało obozy nazistowskie?..

Dyskusja z ignorantami, obłudnikami czy prowokatorami nie ma sensu. W tym miejscu użyteczny może być tylko paragraf dobrego prawa. Dobrze, że wreszcie rząd Polski takie prawo przygotował i zamierza je uchwalić. Jest wzorowane na prawie żydowskim, które karze każdego, kto neguje zbrodnię holocaustu. Również polskie prawo będzie karać za określenie „polskie obozy koncentracyjne”, co jest adekwatną reakcją w sytuacji, gdy już znamy genezę perfidnego kłamstwa eksnazistów. Jeżeli ktoś sądzi jednak, że rzecznicy post-prawdy łatwo ustąpią – myli się. Brylujący w tym tygodnik „Newsweek” zareagował na przeprosiny ZDF w swoim stylu. Uprzejmie przypomniał, że po wojnie były też polskie obozy koncentracyjne. Były to obozy, które urządziły swym przeciwnikom komunistyczne władze narzucone Polsce przez Stalina. Te obozy, zafundowane polskim patriotom przez komunistów, były bezpośrednią konsekwencją agresji Hitlera i Stalina na Polskę. Bez tej agresji nigdy by nie powstały. Wysuwanie więc przez „Newsweek” argumentu o istnieniu powojennych polskich obozów koncentracyjnych jest niczym innym jak tylko próbą zrównania zbrodni niemieckich obozów koncentracyjnych z polskimi obozami. A nazywając rzecz po imieniu – manipulacją i dywersją skierowaną przeciwko interesom Polski, czym zresztą od lat zajmuje się wroga polskiemu państwu separatystyczna organizacja Ruch Autonomii Śląska. Jej lider Jerzy Gorzelik twierdzi, że Polacy w tych obozach eksterminowali Ślązaków. Tak się stało, że Gorzelika poznałem jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych podczas stypendium w Niemczech. On też był stypendystą jednej z niemieckich fundacji. Potwierdzam, że już wtedy szkalował Polskę podobnymi bredniami.

Ale to dygresja. Wracając natomiast do meritum tematu warto pamiętać, że zaplanowanej akcji można przeciwstawić się tylko w sposób planowy, konsekwentny i nieustępliwy. Dobry przykład dali internauci, którzy zatkali dosłownie witrynę krnąbrnego ZDF-u memami z przesłaniem w języku angielskim: „German death camps. Not polish. Remember!”.

Natomiast dla rodzimych renegatów mam na koniec cytat klasyka: „Tedy słuchajże mi panie Kuklinowski (tu Kmicic nachylił się i spojrzał w same oczy zabijaki), jesteś szelma, zdrajca, łotr, rakaż i arcypies! Masz dosyć, czyli mam jeszcze w oczy plunąć?”. Słuchajże, Waść Gorzelik, Kmicica i rozmyślaj nad swoim upadkiem...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz