Nie podpalać Polski

Dawno temu przyjąłem zasadę, aby nie komentować bieżącej polityki w Macierzy wychodząc z założenia, że jako Polak zza Buga szanuję polityczne wybory Rodaków w kraju. Dzisiaj jednak czuję potrzebę zrobienia małego odstępstwa od podjętej zasady. Uważam, że mam moralne prawo odnieść się do tego, co akurat w ostatnich dniach dzieje się na ulicach Warszawy. Bo Polska jest jedna i nikomu nie wolno Jej podpalać.

A ostatnie zajścia, które mają miejsce na ulicach polskiej stolicy, zwłaszcza pod Sejmem RP, nie mogą nie napawać troską, ale i zażenowaniem zarazem każdego Polaka niezależnie od tego, gdzie mieszka. Jak już napisałem na wstępie, nie biorę udziału w bieżącej bardzo burzliwej polityce w Polsce, ale też nie mogę milczeć, gdy widzę jak określone siły całkiem już otwarcie próbują zdestabilizować sytuację nad Wisłą i – być może – liczą na obalenie władzy siłą. Władzy, która ma legitymację demokratyczną, czego nie zaneguje nawet największy cynik, bo została wyłoniona przez Polaków w wolnych i odpowiadających wszelkim standardom demokracji wyborach.

Podjęła się ona wielkiego wyzwania naprawy Polski, wprowadzenia zmian na miarę, jakiej dotąd nie podjął żaden poprzedni rząd. Przy tak dużym przedsięwzięciu możliwe są błędy i potknięcia, bo mylić się jest rzeczą ludzką. Nie oznacza to jednak, że reformatorski rząd można próbować obalić przy pomocy „ulicy bądź zagranicy”, jak to próbują zrobić, niestety, współcześni targowiczanie. Warszawskie ulice były właśnie ostatnio świadkami takich prób puczu, albo jak niektórzy mówią polskiego Majdanu.

Próby wywołania zamieszek przed Sejmem RP, który akurat głosował nad tzw. ustawą dezubekizacyjną (pozbawiającą przywilejów emerytalnych członków byłych jednostek represyjnych PRL – UB i SB), nasunęły mi najgorsze skojarzenia z wydarzeniami, których już byłem świadkiem przed ponad 20 laty. Byłem wówczas studentem na Uniwersytecie Warszawskim i pamiętam, jak nocą został w trybie nagłym obalony rząd premiera Jana Olszewskiego po tym, gdy podjął on próbę ujawnienia listy tajnych współpracowników UB i SB. Dekomunizacja i oczyszczenie życia publicznego od agentów tajnych służb ongiś zniewalających Polskę wtedy nie udały się. Górą były elity i politycy starego systemu oraz wspierające ich media na czele z „Gazetą Wyborczą”.

Dziś scenariusz mamy bliźniaczo podobny. Historia się powtarza w innych realiach, ale chodzi o to samo. Zakonserwować patologie PRL i za wszelką cenę obalić władzę, która zagraża byłemu systemowi. Cena nie jest ważna. Choćby i Majdan, i jeszcze gorzej...

Symbolem prowokacji na zadymie pod sejmem będzie padający młodzian, który chciał udać ofiarę represji policji, napuszczonej przez rząd, oczywiście. Upadek na glebę nie był jednak wystarczająco dramatyczny, bo padający bał się uszkodzić sobie pupę. Położył się więc tylko wygodnie w poprzek jezdni, licząc na efekt w mediach zagranicznych. Oto rząd pałuje manifestantów, są ofiary. Niedoszła „ofiara” miała jednak pecha, bo całe wydarzenie zostało nagrane na kamerę. Potem dziennikarze ustalili, że padający – to niejaki Wojciech Dieduszko, blisko związany ze środowiskiem lewackiej „Krytyki Politycznej” (w 90 proc. finansowanej przez zagranicę, jak ostatnio potwierdził sam redaktor pisma Sławomir Sierakowski). Mocodawcy płacą (żona „ofiary” specjalizuje się na łamach tego pisma w atakowaniu polskiego Kościoła za judaszowe srebrniki), trzeba więc ryzykować pupą. Dobrze, że wyszło jak wyszło.

O wiele sprawniej poszło firmie, która jest odpowiedzialna za retransmisję sygnału telewizji publicznej w Polsce. W momencie, kiedy TVP nadawała orędzie premier Beaty Szydło, którego celem było przede wszystkim wyciszenie emocji w kraju (podgrzewanych przez wiele mediów prywatnych), niespodziewanie po raz pierwszy w historii znikł (albo został zakłócony) sygnał nadawczy TVP w większej części kraju. Znikł, zauważmy, bez żadnego naturalnego powodu, bo żadnych burz ani anomalii pogodowych nad Polską w tym czasie nie było. Ot tak sobie „przypadkiem”. Ubecy, specjaliści w podobnych sprawach, pewnie by wyjaśnili, że sygnał jest przecież częścią KOD-u i teraz w ramach protestu samozakłóca się.

Ci, którzy liczą na Majdan w Polsce, przeliczą się. Przeliczą się z jednego prostego powodu: bo Polacy tego nie dopuszczą. Polacy bowiem wybrali władzę, której ufają, od której oczekują zmian i której – w razie potrzeby – będą bronić. Bo chcą Polski suwerennej, nie teoretycznej.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz