Wspomnienia o śp. Gabrielu Janie Mincewiczu

Polacy na Litwie stracili wielkiego patriotę, poetę, kompozytora

Z ogromnym żalem i smutkiem przyjąłem wiadomość o odejściu dra Jana Mincewicza, osoby wielce zasłużonej dla Wileńszczyzny.

Chociaż Ziemia Wileńska miała bardzo wiele zasłużonych dla niej, dla wiary, dla polskości ludzi, to utrata Jana Mincewicza jest porównywalna – według dorobku, zasług, talentów i postawy życiowej – do odejścia przed 5,5 laty patriarchy Wileńszczyzny, Człowieka symbolizującego całą epokę powojenną, księdza prałata Józefa Obrembskiego. W osobie Jana Mincewicza Polacy na Litwie stracili wielkiego patriotę, poetę, kompozytora, jednego z czołowych założycieli polskiego zorganizowanego środowiska na Litwie po ostatniej wojnie.

Jan Mincewicz jeszcze w dalekich latach 60. był założycielem tajnej wówczas organizacji religijnej „Promień”, założycielem Reprezentacyjnego Polskiego Zespołu Pieśni i Tańca „Wileńszczyzna”, który niezmiennie prowadził do śmierci. Natomiast w okresie odrodzenia narodowego na Litwie, po tzw. pierestrojce był jednym z założycieli Związku Polaków na Litwie i jednym z pierwszych prezesów czołowego, największego jego oddziału – wileńskiego oddziału rejonowego. Później to właśnie Jan Mincewicz objął kierownictwo w Związku Polaków na Litwie w jego najtrudniejszym okresie w 1991 r., tuż po bezprawnym rozwiązaniu polskich samorządów na Wileńszczyźnie.

Jego osobista postawa w krzewieniu i obronie polskości była często inspiracją dla mojej działalności społecznej. Jana Mincewicza bliżej poznałem jesienią 1991 roku, we wspomnianym najcięższym okresie dla Związku. W tym i późniejszych okresach w ważnych dla polskości sprawach z Nim się radziłem i wiele inicjatyw konsultowałem. Od 2000 roku miałem zaszczyt przez 4 lata zasiadać w parlamencie w jednej ławie poselskiej z Janem Mincewiczem, którego energia, pryncypialność i głęboka wiara dawała mi przykład do działania i naśladowania.

Ostatnio, sprawując funkcję wicemera rejonu wileńskiego, pokładał ogrom wysiłków przy, jak się okazało, nadwyrężonym stanie zdrowia w kierunku wzmocnienia regionu Wileńszczyzny, pozyskiwania inwestycji, w tym w projektach unijnych na tak bliskie mu dziedziny kultury i oświaty polskiej, dla których jest niezmiernie zasłużony.

Ziemia Wileńska jest wdzięczna Opatrzności, że na niej się urodził, żył i działał tak Wielki Człowiek. Jej mieszkańcy bez wątpienia przyczynią się do przedłużenia wielkich dzieł i idei, które realizował, i na pewno naszym wspólnym zadaniem jest godne upamiętnienie Jego dorobku i kontynuacji Jego działalności. Wierzymy, że „życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy…”.

Waldemar Tomaszewski,
przewodniczący AWPL-ZChR, europoseł

Tak wiele zrobił dla Ziemi Wileńskiej

To była wielka postać, wielki człowiek, tak wiele zdziałał na rzecz całej Wileńszczyzny. Nie da się przecenić zasług śp. Jana Mincewicza dla rejonu wileńskiego, Wileńszczyzny, całej wspólnoty polskiej na Litwie. Nie da się też szczegółowo wymienić Jego prac, działań i aktywności na rzecz polskiej mniejszości – tyle tego było.

Wileńszczyzna straciła dobrego syna. Bedzie nam bardzo brakowało Pana Jana. Jego odejście spowodowało ogromną pustkę w naszym życiu, ale ból i smutek nie może przyćmić naszego poczucia odpowiedzialności i obowiązku, by godnie kontynuować zaczęte przez Niego prace, w dalszym ciągu realizować Jego pomysły, idee, przedsięwzięcia. Nie możemy pozwolić na to, by Jego odejście postawiło kropkę w tak wielu podjętych przez Pana Jana inicjatywach, ponieważ są dziełami wielkiej wagi i znaczenia dla nas, Polaków na Litwie.

Jan Mincewicz był człowiekiem o wysokich standardach, był wymagający zarówno wobec siebie, jak też innych. Z tym, że nie należy oceniać tego w kategoriach negatywnych, tylko odwrotnie – jako bodziec do lepszego, aktywniejszego działania mając na widoku bardzo wyraźny cel.

Był osobą, która nie poprzestawała na dokonanym – cały czas pracował, tworzył, działał ku chwale Wileńszczyzny i Boga. Nie pozwalał, aby błahostki, drobne przeszkody stanowiły barierę w realizowaniu nakreślonych celów – był osobą bardzo skupioną i nastawioną na wytyczony cel i z ogromną precyzją dążył do jego urzeczywistnienia. Wieczny odpoczynek racz Mu dać, Panie.

Rita Tamašunienė,
starosta Frakcji AWPL-ZChR w Sejmie RL

Kochał młodzież, dbał o jej wychowanie patriotyczne i duchowe

Nie ma takich słów, które by oddały żal, jaki czujemy po stracie śp. dra G. J. Mincewicza, wieloletniego, niestrudzonego wicemera.

Ramię w ramię kroczyliśmy razem od 2007 r. To nie tylko zastępca, który uczciwie pełnił swe obowiązki i na którym można było polegać. Jako polityk i zaangażowany społecznik dzielił się swym doświadczeniem. Robił to w sposób delikatny i taktowny. Był bardzo skromnym człowiekiem.

Odpowiadał za priorytetowe dziedziny w samorządzie: oświatę i kulturę. Nie był teoretykiem, tylko praktykiem: założyciel i kierownik zespołu „Wileńszczyzna”, inicjator i organizator festiwalu „Kwiaty Polskie”, duchowy przewodnik festiwalu „Ciebie, Boże, wystawiamy”, jak również organizator wielu innych imprez kulturalnych i oświatowych. Jako nauczyciel muzyki i katecheta rozumiał, jak ważną rolę w życiu młodzieży odgrywa wychowanie duchowe. To nauczyciel z prawdziwego zdarzenia nie tylko dla uczniów, ale też dla całej rzeszy nauczycieli i wychowawców. Kochał młodzież, pracował dla niej, dbał o jej wychowanie patriotyczne i duchowe.

Niezastąpiony orędownik spraw oświatowych. Z zapałem angażował się w sprawę obrony oświaty polskiej. Na wszystko znajdował czas i nie szczędził swych sił i zdrowia. To ogromna strata nie tylko dla samorządu rejonu wileńskiego, ale i całej Wileńszczyzny.

Tak Wielka Postać na zawsze pozostanie w sercach i pamięci mieszkańców Wileńszczyzny. Niech spoczywa w pokoju.

Maria Rekść,
mer rejonu wileńskiego

Jest przykładem do naśladowania

Jan Mincewicz był na tyle energiczny, że wydawało się, iż musiałby żyć wiecznie. W naszej pamięci pozostanie taki na zawsze.

To wielki człowiek – bardzo skromny, a jednocześnie wielki.

Przez całe swoje życie udowodniał swoim postępowaniem, pracą, stosunkiem do ludzi, do sprawy polskiej, społecznej, że jest człowiekiem czynu, człowiekiem nieugiętym, który wiedział, co robi. Swoim przykładem konsekwentnie to udowadniał pracując i z młodzieżą, i w szkole, a szczególnie dbając i pielęgnując wiarę chrześcijańską, o którą w tamtych latach nie było łatwo. Robił to nie zważając na różne nurty polityczne. I jak widzimy po upływie czasu, On miał rację. Również w czasach obecnych zawsze miał własne zdanie.

Mądry nauczyciel, wielki społecznik. To, co stworzył na Wileńszczyźnie, jest wielkim dziełem. Wychował wielu ludzi i jest przykładem do naśladowania. W mojej pamięci zostanie jako dobry człowiek.

Zdzisław Palewicz,
mer rejonu solecznickiego

Był osobą szczególną dla Wileńszczyzny

Dla mnie osobiście to jest osoba bardzo ważna dla Wileńszczyzny.

Jego „Wileńszczyzny drogi kraj” jest wizytówką i odzwierciedleniem naszej tożsamości: dobrze to wyczuł, takie słowa i w taką melodię to ubrał – to świadczy, jak sercem dobrze czuł to wszystko. Otwartość na wszystkie sprawy, które nas dotyczą – to wypływa z miłości do ziemi i ludzi, którzy tu mieszkają.

To była bardzo przez Pana Boga utalentowana osoba: i do muzyki, i do poezji – sam pisał słowa i melodie, później jako muzyk i jako kierownik zespołu. Z tym zespołem objechał dobry kawałek świata, to też dowodzi wysokiego poziomu zespołu amatorskiego, jakim faktycznie jest „Wileńszczyzna”.

Dla mnie, dla księdza, bardzo ważne jest Jego zaangażowanie w życie duchowe, w życie religijne, a więc i działalność nielegalną w czasach sowieckich, kiedy gromadził wokół siebie młodzież i niósł treści, które były zakazane albo, co najmniej, zarezerwowane dla księży, a On potrafił to robić i bez pozwolenia dosyć skutecznie.

Był też intelektualnie rozwinięty, biorąc pod uwagę, że jest doktorem teologii. Skończył studia i doktorat napisał. Pod każdym względem był osobą szczególną dla Wileńszczyzny.

ks. Tadeusz Jasiński,
proboszcz parafii pw. Ducha Świętego w Wilnie

Otwierał nam okno na świat

Jana Mincewicza znałem od 50 lat. Poznałem go będąc uczniem w Szkole Średniej Nr 26 w Wilnie, gdzie Jan Mincewicz pracował jako nauczyciel muzyki.

Prowadził chór chłopięcy „Orlęta”, do którego należałem. Woził nas do Wilna na różne przedsięwzięcia, koncerty – tak naprawdę nam, młodzieży z Nowej Wilejki, otwierał okno na świat.

Będąc uczniem klasy 6., przez dłuższy czas leżałem w szpitalu. Jan Mincewicz przychodził do szpitala i, jako członkowi chóru, przynosił mi owoce. Ale robił to anonimowo. Przez dłuższy czas nie wiedziałem, od kogo to mam. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że to nauczyciel przychodził.

Później, niestety, zwolniono go ze szkoły za wydawanie gazetki „My chcemy Boga”. Była to gazetka pisana odręcznie, niektóre egzemplarze zachowałem dotychczas. Uczył nas katechezy, a wtedy było to nielegalne. Wytropili, że na lekcjach muzyki uczy religii, stracił pracę. Dopiero po dłuższym czasie przyjęto go do niemeńczyńskiej szkoły.

Później pisałem o koncertach „Jutrzenki”, która była wówczas bardzo popularna. Pamiętam pierwszy koncert „Wileńszczyzny”. Kiedy pracowałem w „Czerwonym Sztandarze”, poprosił o napisanie broszury o „Wileńszczyźnie”. Niestety, cenzura nie zgodziła się na artykuł o jej pierwszym koncercie, który opatrzyłem tytułem „Powstał zespół „Wileńszczyzna”. Nie poszło do druku w tej formie, artykuł ukazał się pod nazwą „Będzie nowy zespół”. Cenzura zakazała używania słowa „Wileńszczyzna”. Po pierwszych koncertach zespołu pisałem broszurę ilustrowaną, gdzie w końcu udało się po raz pierwszy przemycić słowo „Wileńszczyzna” – jeszcze nie w gazecie, ale w broszurce.

Przez wiele lat w dniu imienin Michała przychodził do mnie do pracy, a pracowałem wówczas w wydawnictwie rosyjskojęzycznym, wraz z dwoma zespolakami ubranymi w stroje ludowe, by powinszować z okazji dnia imienin. Co roku przynosili nowe, duże, kolorowe zdjęcie „Wileńszczyzny”, bym widział, jak zespół rośnie. Na odwrocie zdjęcia wybijano co roku, a ta tradycja trwała około 10 lat, pieczątkę z napisem: „Zespół „Wileńszczyzna” swemu chrzestnemu ojcu”.

Michał Mackiewicz,
prezes ZPL, poseł na Sejm RL

Był dla nas ojcem...

To wielki Człowiek. Niestrudzony nie tylko w pracy zespołu, ale też w działalności na rzecz całej społeczności polskiej na Wileńszczyźnie.

Przyszedłem do zespołu w wieku 16 lat. To był 2004 rok. Byłem wtedy najmłodszym członkiem zespołu, teraz jestem najstarszym. Jan Mincewicz był dla nas ojcem. Teraz zostaliśmy sierotami. Od początku do ostatnich dni kierował chórem i całym zespołem, czuwał nad całością. Był motorem całego zespołu.

Grzegorz Rungo,
chórzysta

Zespół – najważniejszą Jego miłością

Z „Wileńszczyzną” jestem związana od 1981 roku. Najpierw jako tancerka, a po studiach zostałam choreografem i do dziś kieruję grupą taneczną. Pana Jana Mincewicza poznałam jeszcze wcześniej, w roku 1977, dzięki prowadzonym przez Niego kółkom religijnym.

Poprzez zespół, kółka religijne w tych czasach, kiedy religia była zabroniona, starał się prowadzić młodzież, jak też dorosłych, do przodu, do prawdy, by tworzyli ten świat, wzbogacali swoje życie. Całą swoje energię oddawał zarówno zespołowi, jak też każdej sprawie, w którą się angażował, będąc nauczycielem, posłem, wicemerem, działaczem społecznym. To człowiek, który zawsze coś planował, realizował, robił.

Zespół „Wileńszczyzna” był dla Niego na pierwszym miejscu. To pierwsza i najważniejsza Jego praca. Dbał o zespół, organizację, program, wyjazdy. To dzięki Niemu „Wileńszczyzna” koncertowała niemal na wszystkich kontynentach i świat dowiedział się o niej.

Zespół był najważniejszą Jego miłością.

Tyle przez Niego pieśni napisanych, odnowionych, odkrytych, opracowanych dla zespołu. Na 35-lecie zespołu przygotował premierę walca „Brzózka” dla 6-głosowego chóru.

Nigdy nie skarżył się na zdrowie, nie mówił o tym, co Mu dolega. Zawsze mówił tylko o pracy i planach.

Leonarda Klukowska,
choreograf zespołu „Wileńszczyzna”

To człowiek legenda

Z „Wileńszczyzną” byłem związany prawie 20 lat. Do zespołu trafiłem w 1996 roku, najpierw jako tancerz, a potem przez 12 lat byłem choreografem wraz z Leonardą Klukowską.

Jan Mincewicz to człowiek legenda. Był dla mnie przykładem, wiele się od Niego nauczyłem.

To On wszczepił we mnie miłość do folkloru, z którym związany jestem do dziś. I chociaż od roku nie jestem związany z zespołem, w mej pamięci na zawsze zostanie jako miejsce, gdzie nauczyłem się tańczyć, poznałem swoją żonę. Zespół był niemal rodziną. Dzięki właśnie kierownikowi. I może nie zawsze okazywał nam swe uczucia, emocje, ale było wiadomo, że zespół jest Jego największą miłością. Był też wspaniałym oratorem. Podczas swych przemówień na wielu scenach świata, gdzie koncertowaliśmy, nigdy się nie powtarzał. Potrafił zaciekawić widza. Jako kierownik, chórmistrz, kompozytor dążył do perfekcji.

German Komarowski,
były tancerz i choreograf

Przekazywał nam niezakłamaną historię

Śp. Jana Mincewicza znałam jeszcze ze szkoły średniej nr 26 (obecnie J. I. Kraszewskiego) – uczył mnie w połowie lat 70. muzyki, uczęszczałam także na tajne lekcje katechezy, które stały się powodem zmiany szkoły i odejścia do Niemenczyna. Potem, gdy powstał zespół „Wileńszczyzna”, wziął mnie do chóru. Byliśmy wtedy spragnieni tego, co polskie, bliskie i rodzime, też – jakiejkolwiek działalności społecznej, a zapał i oddanie sprawie, także i charyzmat Jana Micewicza zrobiły swoje: czuliśmy się jak jedna duża rodzina. Próby przygotowujące do koncertów nie ograniczały się wyłącznie do nauki śpiewu. Kierownik troszczył się także, by przekazać podopiecznym wiedzę teoretyczną. Poznając utwory poszczególnych kompozytorów m. in. St. Moniuszki, dowiadywaliśmy się, w jakich okolicznościach powstawały; tym samym Jan Mincewicz przekazywał nam niezakłamaną historię naszego kraju.

Wspólnie szliśmy do Teatru Opery i Baletu na spektakle, na które trudno było zdobyć bilety, koncerty w filharmonii, potem wspólnie omawialiśmy występy, dyskutowaliśmy. Wszelkie wymagania kierownika, dyscyplina były dla nas rzeczą naturalną, tak jak naturalnym wydawało się, że dla dobra zespołu trzeba było zrezygnować z własnego „widzimisię”. Nauczył nas, że dla wywołania efektu jest potrzebny wysiłek. Tworzyliśmy „Wileńszczyznę”, ale jednocześnie i zespół (charyzma kierownika) nas „tworzył” – naszą osobowość i świadomość.

Jego odejście – to ogromna strata dla „Wileńszczyzny” i Wileńszczyzny.

Anna Iwatowicz,
była chórzystka

O sprawy polskie walczył z otwartą przyłbicą

Z ogromnym bólem przyjęliśmy wiadomość o niespodziewanej śmierci Jana Mincewicza, człowieka bezgranicznie oddanego Ziemi Wileńskiej, jej ludziom i ich życiu duchowemu. Nie sposób się pogodzić, że tak aktywnego polityka, naukowca, kompozytora, muzyka i Człowieka o ogromnej żywotności, działacza nie będzie wśród nas. Potrafił walczyć o sprawy polskie na Wileńszczyźnie z otwartą przyłbicą, stworzył zespół polski, który w krótkim czasie stał się jednym z najbardziej reprezentacyjnych zespołów naszej ziemi, w najtrudniejszych chwilach dla społeczności polskiej swoim samozaparciem i ogromną determinacją umiał przyjść z pomocą, jak to było również w przypadku zespołu „Wilia”: po odejściu do Domu Ojca jego wieloletniego kierownika Wiktora Turowskiego Jan Mincewicz wziął się do pracy, aby doprowadzić nasz zespół do uroczystości związanych z jego 25- leciem. Dzisiejsza „Wilia” jest Mu wdzięczna za to. Wdzięczni są ludzie Wileńszczyzny i rozsiani po świecie Polacy rodem z Ziemi Wileńskiej za pieśń, która stała się hymnem regionu, a dla śp. Jana stała się prorocza: „Ukochana moja ziemio/ Wileńszczyzny drogi kraj/Na nic ciebie nie zamienię/ Z tobą żyć i umrzeć daj”. W tej pieśni Pan Jan zawsze będzie z nami. Wyrazy ogromnego żalu i współczucia składamy Jego najbliższym, zespołowi „Wileńszczyzna”, ludziom, którzy Go cenią, a pamięć o Nim w ich sercach nie zaginie.

W imieniu Polskiego Artystycznego Zespołu Pieśni i Tańca „Wilia”

Renata Brasel,
kierownik zespołu „Wilia”

Człowiek, który kochał muzykę

Z wicemerem rejonu wileńskiego G. J. Mincewiczem przyszło mi się spotykać podczas imprez artystycznych. Festiwale i olimpiady muzyczne w rejonie wileńskim są ściśle powiązane z profesjonalnymi komentarzami dr. Mincewicza, sprawiedliwymi i bardzo wymagającymi Jego uwagami, bezpośrednimi spostrzeżeniami oraz zachętą.

Byłam szczerze zachwycona, gdy po raz pierwszy usłyszałam kierowany przez Niego chór „Wileńszczyzny”. To – Człowiek, który szczerze kochał muzykę i swoją pracę, potrafił zmusić do usłyszenia i spostrzeżenia, dążenia do doskonałości. Odszedł od nas Człowiek, który w sposób szczególny cenił kulturę, muzykę, dbał o wysoki poziom artystyczny i kulturalny w rejonie wileńskim.

Lina Jaskevičienė
nauczycielka muzyki Gimnazjum „Ryto“ w Rudominie

Dla dobra młodzieży nie szczędził sił

Mieszkańcy Wileńszczyzny i cała Litwa stracili wiernego swego Syna Gabriela Jana Mincewicza, osobę szlachetną, Człowieka, który kochał z całego serca... Kochał wszystkich, szczególnie – dzieci i młodzież. Dla ich dobra nie szczędził swoich sił, czasu i zdrowia.

Moja znajomość ze Zmarłym rozpoczęła się w 1977 roku, kiedy według mianowania przyjechałam do pracy w rejonie wileńskim. Oboje przygotowywaliśmy uczniów do konkursu telewizyjnego „Dainų dainelė” w roku 1978. On – dziewczęcy zespół wokalny „Stokrotki”, ja – solistę Siergieja Szarandę.

Do dnia dzisiejszego zajmując zaszczytne i odpowiedzialne stanowisko wicemera rejonu wileńskiego pozostał wierny swemu powołaniu – miłości do muzyki, dzieci i młodzieży.

Szczerze troszczył się o uczestników konkursu telewizyjnego „Dainų dainelė” z rejonu wileńskiego w latach 2014 i 2016, o ich tegoroczne występy w Litewskiej Telewizji, o uhonorowanie uczestników.

Nie może nie zachwycać powołany i przez wiele lat kierowany przez Niego Reprezentacyjny Zespół Pieśni i Tańca „Wileńszczyzna”, szczególnie – wykonywane przez chór mieszany utwory muzyki sakralnej.

Zaledwie przed kilkoma dniami rozmawialiśmy z Szanownym Panem Mincewiczem o sprawach organizacyjnych zaplanowanego na nadchodzący rok V Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Sakralnej „Chrystus króluje! Alleluja!”.

On, podobnie jak i w przypadku poprzednich festiwali, obiecał swoje ojcowskie wsparcie i udział.

Szczerze wierzę, że tak się stanie, bo Jego miłość pozostaje z nami.

Spoczywaj w pokoju, Drogi Kolego, Szanowny Maestro, kochany przez wszystkich Wicemerze.

Panie, przytul Go do Swego Serca.

Nijolė Čičinskienė
nauczycielka muzyki Szkoły Muzycznej w Pogirach w rejonie wileńskim, kierownik artystyczny Festiwalu Muzyki Sakralnej „Chrystus króluje! Alleluja!”

Był dla nas Darem od Dobrego Boga

Nieodżałowana strata, ból, żal z powodu odejścia, pustka, świadomość, że coś się skończyło na zawsze. A jednocześnie ogromna wdzięczność Bogu, że był wśród nas, formował, ubogacał, dawał nam siebie, kochał i nam się poświęcał bez granic, żył dla nas. Dziś uświadamiamy sobie, że w zamian niczego nie chciał, o siebie wcale nie dbał. Dawał, wyniszczając się do końca. Odchodząc w Godzinie Miłosierdzia i w przeddzień Święta Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej czujemy, że nasz ukochany Nauczyciel jest Wielki również w oczach Boga.

Janina Mozol,
katecheta Gimnazjum im św. Jana Bosko w Jałówce

Niech Mu Ziemia Wileńska stanie się Świętą…

Niezmiernie trudno mówić o śp. Janie Mincewiczu w czasie przeszłym, emocje nie pozwalają wypowiedzieć wszystkiego, co się czuje. A czuję ogromną pustkę, co pewnie odczuwa większość członków obecnego zespołu czy też weteranów. Ponad 20 latach, które wyśpiewałam w „Wileńszczyźnie”, i kolejnych, kiedy szeregi zespołu zapełniły się naszymi dziećmi, Kierownik był tą Osobą, na której można się wzorować. Zanurzony całym sobą w kulturze Ziemi Wileńskiej, oddany bez reszty sprawom oświaty i polskości, zakochany w swoim zespole. Co środę, bez względu na pogodę, śpieszący na próbę do szkoły na Antokolu, mozolnie szlifujący brzmienie każdej pieśni.

Oprócz śpiewu religia była dla Pana Jana rzeczą świętą. Nigdy nie opuszczał Mszy świętej i nam, zespolakom, starał się to zaszczepić. Pamiętam, niejednokrotnie, po późnym powrocie z koncertu czy to w Polsce, czy we Francji lub Danii o 6 czy 7 rano jeszcze zaspani szliśmy do kościoła, by uczestniczyć w liturgii i podziękować za udany występ czy szczęśliwy powrót. Wymagający, stanowczy, niezmienny w swych poglądach, czasami nawet uparty, a jednocześnie niezwykle skromny i cichy starał się osiągnąć to, co zamierzał. Tak było z organizacją festiwalu „Kwiaty Polskie” czy też z festiwalem pieśni religijnej „Ciebie, Boże, wysławiamy”.

Zaledwie kilka dni wcześniej odebrałam telefon dotyczący wyjazdu „Wileńszczyzny” do Izraela, do Ziemi Świętej, jeszcze w środę rano o 9.00 Pan Jan wysłał wiadomość do córki, że próby dziś nie będzie... Tylko On umiał tak wszystko uporządkować, poukładać. Miał w sobie ogromną potrzebę i chęć działania dla innych, miał niespożyte pokłady energii na dalsze lata działalności zespołu, przy tym nie zwracając uwagi na własne dolegliwości. Niestety, ostatnie marzenie się nie ziściło… Niech więc Mu Ziemia Wileńska stanie się Świętą…

Cześć Jego Pamięci!

Wioletta Leonowicz,
weteran zespołu „Wileńszczyzna”, kierownik chóru parafialnego w Mejszagole „Moderato”

Pozostanie w naszej pamięci, nutkach piosenek, na stronach książek

Na razie trudno jest uwierzyć, że Pana Jana Mincewicza już nie ma wśród nas, że odszedł tak nagle. Jako muzyk szczególnie przeżywam to odejście.

W ciągu wielu lat z osobą Pana Mincewicza kojarzyły się różne stanowiska i tytuły, lecz dla mnie to przede wszystkim pomysłodawca i główny organizator „Kwiatów Polskich”, niestrudzony kierownik zespołu „Wileńszczyzna”, nauczyciel muzyki. Srogi i wymagający, jednak wkładający wiele serca w muzyczne kształcenie młodzieży.

Nasza zawodowa przyjaźń ze śp. Janem Mincewiczem rozpoczęła się ponad 25 lat temu, czyli od pierwszych „Kwiatów Polskich”. Chociaż tak naprawdę wydaje się, że znamy się od zawsze. A to chyba dlatego, że chóry z Gimnazjum im. ks. J. Obrembskiego w Mejszagole, którymi kieruję od wielu lat, zawsze były aktywnymi uczestnikami i „Kwiatów Polskich”, i „Ciebie, Boże, wysławiamy”, i różnych przeglądów oraz konkursów. Bardzo sobie ceniłam dobre opinie Pana Mincewicza o naszych zespołach artystycznych. Cieszę się, że z grona naszych artystów Pan Jan wybrał sporo osób do zespołu „Wileńszczyzna”. Trzeba zaznaczyć, że do „Wileńszczyzny” należy już nie jedno pokolenie mejszagolan. I dla wszystkich śmierć Pana Jana to wielka strata.

Zespół „Mejszagolanki” również z wielkim smutkiem przyjął wiadomość o śmierci Jana Mincewicza. Już od paru lat nie odbywał się festiwal „Kwiaty Polskie”, ale zarówno ja, jak również inni muzycy, miałam nadzieję, że jak nie w tym, to w następnym roku zakwitną w Niemenczynie biało czerwone „Kwiaty Polskie”. Teraz, widocznie, na kolejny festiwal trzeba będzie poczekać, aż znajdzie się podobny zapaleniec jakim był Jan Mincewicz… A z „Kwiatów Polskich” mam jak najlepsze wspomnienia, kiedy jako dyrygent co roku miałam możliwość dyrygować tysięcznym łączonym chórem. Ostatnie jubileuszowe „Kwiaty Polskie” były dla mnie wyjątkowe, gdyż z rąk Ambasadora RP Jarosława Czubińskiego otrzymałam medal „Zasłużony dla kultury polskiej”. Zawdzięczam to Panu Mincewiczowi, ponieważ to on docenił moją działalność i zgłosił moją kandydaturę do tego wysokiego odznaczenia.

Na zawsze pozostanie w naszej pamięci. Pozostanie w nutkach Jego licznych piosenek, na stronach wydanych książek i podręczników.

Jasia Mackiewicz,
nauczyciel metodyk muzyki w Gimnazjum im. ks. J. Obrembskiego w Mejszagole

Przekazał młodym to, co miał najlepszego, głęboko doznanego

Śp. Pan Jan Gabriel Mincewicz podjął pracę w Niemenczyńskiej Szkole Średniej 1 września 1975 roku. Młody nauczyciel okazał się niezwykle energiczny i pełen pomysłów. Wykształcenie dyrygenta chórów inspirowało go do tej działalności. Od razu postanowił, że zorganizuje chór. Pomysł ten miał wielu sceptyków. Pierwsze próby odbyły się z pewnym zgrzytem, ale potrafił przekonać młodzież do swego zamiaru. Piosenką zaczęła żyć cała szkoła. Wiele pracował nad repertuarem. Do znanych melodii ludowych układał nowe słowa, komponował własną muzykę. Muzykę szczególną, śpiewną i swojską dla słuchacza. Pierwszy koncert odbył się w szkole, a dalej chór „Jutrzenka” podbijał serca wciąż nowych i rozkochanych w zespole widzów. Wkrótce z chóru wyłonił się zespół wokalny „Stokrotki”. Osiem uroczych dziewcząt szybko nawiązywało kontakt z publicznością, porywało do wspólnego śpiewu i przeżywania na nowo beztroskiego świata uroczych melodii. Uczniowie kończyli szkołę, a rozstawać się z piosenką nie chcieli. Tak niezadługo powstanie słynna na świecie „Wileńszczyzna”. Pierwszy koncert zespołu odbył się 1 maja 1981 roku na scenie Domu Kultury w Niemenczynie.

Zmieniło się również nauczanie muzyki w szkole. Okazało się, że to bardzo poważny przedmiot, że można muzykę nie tylko słyszeć, ale również opisać swoje odczucia i wrażenia. Poznawać wybitnych kompozytorów i ich dzieła. Niezwykle ciekawie jest oglądać balet, słuchać opery czy utworów symfonicznych. Wypady do teatru opery i baletu, filharmonii stały się nieodłącznym czynnikiem kształcenia muzycznego w szkole. Zaradził również tragicznej sytuacji z podręcznikami muzyki w języku polskim. W roku 1973 wydaje bardzo pomocny dla nauczycieli „Śpiewnik” dla klas 4-8, w latach 1998-1999 podręczniki muzyki dla tychże klas.

Jednak było coś, co w tamtych odległych latach wydawało się nie do pomyślenia w szkole sowieckiej. Otóż równolegle z rozkwitającym życiem muzycznym, zaczęła się krzewić wiara chrześcijańska. Tajne kółko religijne „Świt” powstało już na wiosnę. Pierwszy wspólny pacierz z nauczycielem zostawił niezatarte wrażenia. Spotkania na łonie przyrody, w prywatnych domach, a nawet w gabinecie muzyki obfitowały w rozmowy i dyskusje o istocie wiary, we wspólne przeżywanie i poznawanie prawd Chrystusa. Oczywiście, podczas wielu z tych spotkań nie brakło żartów, wesołych zabaw i obowiązkowo wspólnego śpiewu.

Wydaje się, że obie te najważniejsze sprawy w życiu Jana Mincewicza wspierały jedna drugą i nie da się ich od siebie oddzielić. Kiedy został posłem, a później wicemerem, z czegoś musiał zrezygnować. Trudno było pełnić obowiązki nauczyciela muzyki, jednak nauczycielem religii został do ostatniej chwili. Nie stracił kontaktu z młodzieżą i to, co miał najlepsze i głęboko zakorzenione, przekazywał młodym, by pamiętali kim są i jakimi wartościami powinni kierować się w życiu.

Odszedł naprawdę Wielki Człowiek, cała epoka w dziejach Wileńszczyzny. Jego czyny są widoczne na każdym kroku i będą miernikiem człowieczeństwa i patriotyzmu dla wielu pokoleń.

Społeczność Gimnazjum im. Konstantego Parczewskiego w Niemenczynie

Uczył nas miłości do Boga, szacunku do człowieka i polskości

Znajomość z Panem Janem rozpoczęła się w latach 60. Najpierw poznaliśmy go jako nauczyciela muzyki, którego przedmiot musieliśmy znać nie gorzej od matematyki. Oprócz obowiązkowego programu poznawaliśmy piosenki patriotyczne, jak również polskie przeboje tamtych lat. A chwile spędzone z przyjaciółmi w kółku młodzieżowym „Promień” były czymś niezwykłym. Uczył nas miłości do Boga, szacunku do człowieka i polskości. Do dziś dnia zachowane mamy redagowane przez Pana Jana czasopisma młodzieżowe „My chcemy Boga”, a przecież to była wtedy działalność konspiracyjna.

Wspominaliśmy te czasy podczas ostatniego spotkania Pana Jana z młodzieżą Gimnazjum im. Stanisława Moniuszki w Kowalczukach w lutym 2014 r.

Zygmunt i Regina Jaświnowie,
Gimnazjum im. Stanisława Moniuszki w Kowalczukach

Czas dany nam jest od Boga i my go nie znamy…

Odszedł do Pana bardzo drogi nam człowiek śp. Gabriel Jan Mincewicz. W moim życiu zostawił On niezatarty ślad. Dla mnie był i pozostanie przewodnikiem życiowym i wzorem do naśladowania. Poznałam Go, gdy jeszcze pracował w Nowej Wilejce. Tak się złożyło, że jako studentka miałam praktykę w III klasie, gdzie Mincewicz miał lekcje śpiewu (jako eksperyment tylko w tej klasie prowadził śpiew od I klasy według własnych metod). Już wówczas w moich oczach był to Wielki Pedagog, któremu nie sposób dorównać. Już wtedy zrozumiałam, że jest Wielkim Człowiekiem, choć był drobnej postury, skromny, cichy. W nim w jakiś niepojętny dla mnie sposób łączyła się wielkość i prostota.

Nasze drogi przecięły się, gdy przyszłam pracować do Bujwidz. Zawsze miałam strach przed wielkością talentu tego człowieka, a potem miłe rozczarowanie: spokój, ciepło, serdeczność.

Nie sposób zapomnieć spotkania ze śp. Gabrielem Janem Mincewiczem w naszej szkole. Umiał mówić prosto, dostępnie, trafiał do serca każdego. Pamiętamy Jego słowa: „Bujwidze – to serce polskości”. Pamiętał o tym i zawsze przy spotkaniach pytał: „Co słychać? Czy to serce nadal bije?”

Przez 15 lat byłam stałą uczestniczką Drogi Krzyżowej w Kalwarii organizowanej przez śp. Jana Mincewicza. To nie było zwykłe przejście od stacji do stacji. To było przekazywanie mądrości chrześcijańskiej. Na ścieżkach naszego życia bardzo nam będzie tego człowieka brakowało. W pamięci zostaną Jego słowa, porady, myśli.

Słowa śp. Gabriela Jana Mincewicza wypowiedziane podczas jednej z dróg krzyżowych: „Nie możemy mówić, że nie mam czasu. Czas dany nam jest od Boga i my go nie znamy. Możemy tylko mówić, że nie umiemy należycie dysponować czasem” – stały się mottem mojego życia.

Halina Rawdo,
dyrektor Gimnazjum w Bujwidzach

Niech Ziemia Wileńska będzie Mu lekka

Pierwsze spotkanie tete-a-tete z Panem Janem Mincewiczem miało miejsce w sali posiedzeń jednej z fabryk wileńskich po występie „Szumianki”. Mieliśmy zaszczyt tam koncertować. W naszym programie było „Szumskie wesele”. Wiele fragmentów zapożyczyliśmy od „Wileńszczyzny”. Na tak dużej scenie występowaliśmy pierwszy raz i podcięło nam nogi, kiedy w sali zobaczyliśmy Pana Jana.

W czasie przerwy z grupą koleżanek podeszłam, by tłumaczyć się, że mieliśmy tremę, że gdzieś fałszowaliśmy. Dodał otuchy słowami „Dobrze, że coś robicie, że śpiewacie ludziom”.

Minął jakiś czas. Otrzymałam telefon z propozycją udziału w festynie „Kwiaty Polskie”. Propozycję przyjęliśmy i pod kierownictwem Mistrza popłynęła polska pieśń lekko, wesoło…

A następne spotkanie odbyło się już w szkole. Pan Jan zapoznał się z warunkami pracy, porozmawiał z dyrekcją, nauczycielami. Ubolewał, że szkoła pracuje na dwie zmiany. Pragnął widzieć polskie szkoły, jako placówki przestronne, przytulne, z dobrym wyposażeniem. I o to walczył. Czuliśmy to, czytaliśmy i słuchaliśmy, myślą byliśmy razem. Ten wielki człowiek poświęcił siebie polskości, wyśpiewał ją w rożnych zakątkach i częściach świata. Niech Ziemia Wileńska będzie Mu lekka, wiatr wyśpiewa niedośpiewane melodie, a pod otwartym niebem niech kwitną ojczyste kwiaty.

Janina Zienkiewicz,
dyrektor Szkoły Podstawowej w Szumsku

Na zdjęciu: zespół „Wileńszczyzna” przy grobie swego kierownika.
Fot.
Marian Paluszkiewicz

<<<Wstecz