Niebezpieczne gadżety dla młodzieży

Talizman na nieszczęście

Czy właściciele wileńskich supermarketów znają łacinę – to pytanie sporne, ale to, że w swym biznesie jak najbardziej kierują się maksymą z czasów cesarza Wespazjana: „Pecunia non olet” (Pieniądze nie śmierdzą), jest faktem. Tylko że cesarz zarabiał na latrynach, a właściciele sklepów – na propagowaniu voodoo wśród młodzieży.

Chyba każda dorosła osoba na Litwie słyszała o haitańskiej religii voodoo, opartej na dawnych afrykańskich wierzeniach i magii. Przynajmniej niektóre jej (lub jej odłamów) przejawy są powszechnie znane, chociażby sporządzanie lalek voodoo w celu zapewnienia sobie szczęścia lub – co jest szerzej znane – sprowadzenia nieszczęścia na inną osobę. Dorosłość zakłada posiadanie pewnej dozy zdrowego rozsądku, który zazwyczaj powstrzymuje od „pakowania się” w podobne praktyki – zarówno noszenie wszelkiej maści amuletów, jak i pragnienie zła innym zawsze obraca się przeciwko praktykującemu takie czynności. Co innego, gdy podobne działania, poprzez voodoo maskotki, polecane są młodzieży (opakowanie głosi, że produkt jest przeznaczony dla osób powyżej 14 lat), która dopiero uczy się dokonywania właściwych wyborów, a na dodatek jest ciekawa nowych doznań.

Według informacji na opakowaniu, breloczki voodoo mają przyczynić się do zrealizowania potrzeb, pragnień i marzeń nastolatka. Tylko że, pomijając nawet szkodliwość noszenia talizmanów (i to niezależnie, czy nosi się je z przekonania, czy dla ozdoby – są symbole, działające niezależnie od wiary człowieka), nastolatek nauczy się przy okazji bagatelizować treści okultystyczne, oswoi się z nimi, a w przypadku voodoo są to treści demoniczne. I chyba żaden rodzic nie chce, by ktoś sporządził taką laleczkę w celu zaszkodzenia jego dziecku.

Co o tym sądzą rodzice tych, dla kogo te breloczki są przeznaczone? Spytaliśmy o to osoby, oglądające stoisko z lalkami voodoo w jednym z wileńskich supermarketów.

– Słyszałam dotychczas złe rzeczy o voodoo, że to niebezpieczna religia, że, robiąc taką lalkę i wbijając w nią szpilki, można komuś bardzo zaszkodzić, a tu tak pięknie zaprezentowano te breloczki na stoisku, w sklepie cieszącym się dobrą opinią – może to ja mam niewłaściwe informacje, a w rzeczywistości to są rzeczy pozytywne? – zawahała się pierwsza rozmówczyni.

– Nie interesuje mnie to. Nie kupowałabym dziecku takich rzeczy. Po co? Czemu one służą? Ani to lalka, ani co – zdecydowanie odparła druga rozmówczyni. – Ale gdy dziecko będzie miało 14 lat, to nie będzie się pytało, czy można, tylko samo kupi. Czy zareaguję na to? Proszę pani, dzieci mają teraz tyle rzeczy, których by mieć nie powinni…

Alina Stacewicz

Na zdjęciu: według informacji na opakowaniu, breloczki mają przyczynić się do zrealizowania marzeń nastolatków, a w rzeczywistości oswajają ich z bardzo niebezpiecznym kultem.
Fot.
autorka

<<<Wstecz