Wiedział, nie powiedział..., jak tam było tak?

Jak Państwo sądzą, jaka jest różnica pomiędzy świadkiem a świadkiem specjalnym – mówimy w kategoriach prawa karnego? Do dzisiaj wydawało mi się, że świadek specjalny to ten sam świadek, tylko ważniejszy, cenniejszy dla śledztwa z uwagi np. na wiedzę dotyczącą badanego przestępstwa. Nic bardziej mylnego. Od dzisiaj wiem, że różnica pomiędzy świadkiem a świadkiem specjalnym jest taka, jak – przysłowiowo – między krzesłem a krzesłem elektrycznym.

Jako laik w znajomości prawa karnego, dowiedziałem się o tym po przeczytaniu newsa dnia o zawieszeniu w prawach członka partii kolejnego eksponowanego liberała, wiceszefa starosty sejmowej frakcji tej partii i ongiś ministra oświaty z jej nadania – Gintarasa Steponavičiusa. Otóż, ów Steponavičius zawiesił siebie w prawach członka partii po tym, gdy media ujawniły, że w sprawie korupcyjnej byłego lidera liberałów E. M. figuruje on nie jako świadek, tylko jako świadek specjalny. I w tym miejscu wyjaśniam sedno sprawy tym, którzy tak jak ja, do tej pory nie rozróżniali, na czym polega różnica pomiędzy świadkiem a świadkiem specjalnym.

Różnica jest zasadnicza. Świadek w pojęciu prawa karnego jest osobą, która może posiadać wiedzę na temat prowadzonego śledztwa i tą wiedzą może się podzielić ze śledczymi. Status świadka jednocześnie przekazuje opinii publicznej, że ta osoba nie ma związku z popełnionym przestępstwem. Tymczasem status świadka specjalnego jest dokładnie czymś odwrotnym. Wskazuje na związek osoby przesłuchiwanej z przestępstwem. Ba, prokuratorzy posądzają daną osobę o popełnienie przestępstwa, tyle że w określonym momencie nie dysponują wystarczającymi dowodami, by to udowodnić w sądzie.

I właśnie taki status w korupcyjnej sprawie E. M. (który – przypomnijmy – jest oskarżany o przyjęcie łapówki w wysokości 106 tys. euro od jednego z biznesmenów), ma Steponavičius, jak poniewczasie ujawniły media. Sam liberalny poseł do tej pory twierdził, że w przykrej sprawie korupcyjnej partyjnego kolegi jest jedynie świadkiem. – Byłem przesłuchany w tej sprawie w sierpniu, odpowiedziałem na pytania i dalej „nesukau sau galvos” (nie zawracałem sobie głowy), broni się parlamentarzysta przekonując, że dopiero z mediów dowiedział się, iż błędnie określił swój status.

Gintaras Steponavičius z wykształcenia jest prawnikiem, trudno więc uwierzyć, że nie zdawał sobie sprawy z tego, w jakim charakterze był przesłuchiwany przez śledczych. Nie ma takiej możliwości, by pomylić status świadka i świadka specjalnego, przekonuje adwokat Audrius Juozapavičius. Raz, że do samego przesłuchania potrzebna jest zgoda prokuratora, pod którą osoba przesłuchiwana musi się podpisać, zaświadczając tym samym, że zapoznała się z rolą, w jakiej jest przesłuchiwana i w związku z tym została pouczona o swych prawach i obowiązkach. Dwa, że osoba przesłuchiwana jako świadek specjalny jest indagowana na temat własnych czynności w badanej sprawie karnej, a nie czynności osób trzecich. Wymówka, że zmiana statusu jest możliwa bez wiedzy osoby zainteresowanej (co sugerują liberałowie) też nie wchodzi w grę, gdyż – jak wyjaśnia zastępca prokuratora generalnego Žydrūnas Radišauskas – procedura w takich sytuacjach jest zawsze taka sama: przydział statusu osobie w konkretnej sprawie karnej następuje zawsze na podstawie wcześniejszej decyzji prokuratora, o której osoba zainteresowana jest poinformowana przed przesłuchaniem.

Zważywszy na powyższe, wydaje się jasne, że ktoś tutaj rżnie głupa. Albo Steponavičius, który twierdzi, że był przesłuchiwany w charakterze świadka i wyszedł z przesłuchania w tymże charakterze, albo prokuratura, która wyraźnie mówi, jakie są w takich sytuacjach procedury. Tak czy inaczej sprawę należy pilnie wyjaśnić, bo gdyby wariant pierwszy okazał się prawdą, oznaczałoby to, że Steponavičius zdobył mandat poselski we wrześniowych wyborach parlamentarnych, fałszując dane (każdy kandydat na posła powinien ujawnić w specjalnej ankiecie swój aktualny status w relacjach z organami praworządności). Startował w wyborach nie jako świadek specjalny w bulwersującej opinię publiczną aferze korupcyjnej byłego lidera liberałów, a jedynie jako świadek. A różnica, jak już napisałem na początku, pomiędzy tymi pojęciami jest jak między krzesłem a krzesłem elektrycznym.

Pytanie zasadnicze brzmi więc: czy Steponavičius wiedział, ale nie powiedział, czy jednak nie wiedział? Odpowiedź w tej sprawie musi szybko stać się dostępna opinii publicznej. I jest to zadanie dla nowych władz, które chcą uchodzić za litewską „dobrą zmianę”. Bezkarność korupcji na najwyższych szczeblach władzy kompromituje bowiem aparat państwowy i rządzących. „Eksmasiulisy” bezczelnie brylujący po sejmowych korytarzach, to – parafrazując klasyka – opium dla narodu.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz