Intronizacja a ateiści

Ponad 100 tys. osób wzięło udział w uroczystościach w krakowskich Łagiewnikach, podczas których wierni Kościoła katolickiego uroczyście ślubowali uznanie panowania Chrystusa Króla nad narodem polskim. Doniosły Akt w obecności zarówno hierarchów kościelnych, jak i prezydenta RP Andrzeja Dudy został dokonany z okazji 1050-lecia chrztu Polski, miał on na celu potwierdzenie dogmatu o wszechmocy Bożej i Jego władzy nad wszystkim, co stworzył.

Historyczne wydarzenie zostało opisane w liście pasterskim polskich biskupów, który odczytano we wszystkich parafiach w Polsce. Uroczystość, co znamienne, nie pozostawiła też obojętnymi mediów religijnie obojętnych, tak je nazwijmy. Komentowały to na swój sposób – banalnie, prześmiewczo, prymitywnie. „Prezydent Duda powinien abdykować, skoro Królem Polski został Chrystus”, „Żyd Królem Polski! Co za hańba, gdzie nasz honor?”, padały głupkawe żarciki z łamów gazety, którą czytają „osoby na pewnym poziomie”, jak sama o sobie zwykła mniemać „Gazeta gender Wyborcza”. Jej filia na Litwie, „Lietuvos rytas” mam tutaj na myśli, poszła jeszcze dalej w prymitywnych krotochwilach. Piórem swego warszawskiego korespondenta, którego nazwiska awersja nie pozwala mi wymienić, dworowała, że i Litwa pod intronizację pewnie podpadła (nawet wbrew jej woli), gdyż w akcie przysięgi mówi się o wszystkich ziemiach, na które Polska przyniosła chrześcijaństwo. A więc mowa też i o Litwie, którą – wiadomo – Rzeczpospolita applicare w roku 1387.

Inny autor litewskiej mutacji „gender wyborczej” chciał być jeszcze bardziej oryginalny w głupocie, niż korespondent, że jeszcze raz nie wymienię jego nazwiska, dlatego do sprawy przypiął też zaprzysięgniętego na premiera Sauliusa Skvernelisa. Zaczął prześmiewczo nad nim się użalać, że niepotrzebnie stara się o reset w stosunkach z Polską, gdyż i tak wszystkie jego wysiłki (chociażby dotyczące oryginalnej pisowni polskich nazwisk) pójdą na marne, jako że Polacy z góry uznają Litwinów za pogan, gdyż ci jeszcze nie dokonali aktu intronizacji. No, prawda, Wileńszczyna popełniła w tej materii falstart, ale tego będzie za mało, rechotał mentalny troglodyta.

Jest czymś wręcz zajmującym, muszę przyznać, że gazety, jak „gender wyborcza” czy jej litewska mutacja, które nie mają nic wspólnego z Kościołem katolickim, jednocześnie tak bardzo żyją jego życiem. „Troszczą się” o jego kondycję, obserwują jego święta i uroczystości, pochylają się nad jego nauką albo wręcz ślęczą nad każdym słowem papieża (które potem interpretują na ogół na swe neoliberalne kopyto). No i oczywiście, nieustannie pouczają Kościół, jakie nauki powinien głosić, a jakie nie powinien, kogo powinien potępiać, a kogo afirmować, kiedy powinien wtrącać się do polityki, a kiedy od niej stronić.

Z przymrużeniem oka na ogół przyjmują takie mentorstwo nauczycieli nowoczesności zarówno Polacy, jak i Litwini, traktując ich raczej jako niegroźnych wariatów. Tymczasem na Zachodzie Europy sytuacja pod tym względem wygląda zupełnie inaczej. Tam chrystianofobia w bardziej bądź mniej widoczny sposób przeniknęła do niemal każdej dziedziny życia. Dobrym przykładem jest Francja, do niedawna jeszcze przecież najwierniejsza córa Kościoła, a dziś już, niestety, bardziej podobna do świeckiej lafiryndy, która mizdrzy się do moralnych aberracji jak do swego gacha. Gdy jakiś czas temu opinia publiczna zaczęła burzyć się (mimo całej swej poprawności politycznej) przeciwko karykaturom „Charlie Hebdo”, które w żenujący i wulgarny sposób poniżają religię chrześcijańską, francuska minister bodajże sprawiedliwości orzekła, że gazeta (albo raczej szmatławiec) ma takie prawo. Karykaturzyści szmatławca mogą obrażać chrześcijan, bo pozwala im na to republika, wyjaśniła mianowicie ministerka. Skoro republika pozwala obrażać, to niech ministerka przyjmie to osiągnięcie wraz ze stwierdzeniem, że pasuje ona mentalnie bardziej do roli błazna w obwoźnym cyrku niż do swej ministerialnej funkcji.

To, że Francja przechodzi akurat ostatnie już stadium zidiocenia, podkreśla nie tylko „Charlie Hebdo”, ale i władza republiki, która poprzez swe sądownictwo ostatnio orzekła, że szopki bożonarodzeniowe owszem mogą być eksponowane w pomieszczeniach publicznych, ale tylko pod warunkiem, że nie będzie w nich elementów religijnych. Czyli osiołek w szopce może być, ale dla Jezusa tam już miejsca nie ma. Innym znamiennym „osiągnięciem” świeckiej Francji jest najświeższa decyzja jej Naczelnej Rady Audiowizualnej, która zabroniła reklamy z uśmiechniętymi dziećmi z zespołem Downa, bo może on (uśmiech znaczy się) mieć deprymujący wpływ na te matki, które uśmierciły swe dzieci, gdy stwierdzono u nich w fazie prenatalnej właśnie ten zespół.

Ateiści kontestują Kościół katolicki, bo mają kompleksy wobec osób wierzących. Kiedyś w Polsce urządzili taką akcję banerową, na których wypisali mniej więcej tak: „Jestem ateistą. Nie piję, nie kradnę i jeszcze coś tam złego nie robię”. Jakby tym samym chcieli wyrzucić z siebie ten kompleks niepełnowartościowych, chociaż – zauważmy – Kościół nigdy nic takiego im nie zarzucał.

W Medjugorje, miejscu objawień Matki Bożej, Maryja kiedyś powiedziała jednej z widzących, że to ludzie sami siebie podzielili na wierzących i niewierzących. Jezus tymczasem dzieli ludzi tylko na tych, którzy już poznali Jego miłość i tych, którzy jeszcze tej miłości nie poznali.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz