Jestem patriotką tej ziemi

Rozmowa z ANNĄ JESVILIENE, dyrektor Domu Polskiego w Ejszyszkach, radną samorządu rejonu solecznickiego

- Pedagog, działaczka społeczna, polityk, w której z tych ról czuje się Pani najlepiej?

Najlepiej czuję się w roli, która nie została wymieniona – w roli matki i żony. Mówiąc zaś o obowiązkach pozarodzinnych, to najbardziej na sercu leży mi praca społeczna. Nie lubię szarej codzienności, a praca daje szerokie pole do pomysłów i działań, panuje w niej duch wolności i twórczości. Przed południem mogę realizować jakieś działania razem z młodzieżą szkolną, natomiast w drugiej połowie dnia pracować z seniorami. Nie dałabym rady siedzieć za biurkiem przez cały dzień. Swoją energię chcę przekazać uczniom Gimnazjum w Ejszyszkach. Często w czasie lekcji włączam muzykę, aby stworzyć luźną, otwartą i twórczą atmosferę w klasie. Nie każde dziecko jest aktywne, są też wyciszeni uczniowie. Trzeba więc znaleźć klucz, aby do nich dotrzeć, pomóc uwolnić się od tremy, zachęcić ich do pracy zespołowej, nauczyć dzielić się własnymi pomysłami z kolegami, nauczycielami.

- Co zadecydowało o wyborze kierunku studiów po ukończeniu szkoły?

O kierunku pierwszych studiów zadecydował mój ojciec. Od 9 do 12 klasy po lekcjach w Ejszyszkach dojeżdżałam na zajęcia w niedzielnej szkole zorganizowanej w wileńskim Gimnazjum im. A. Mickiewicza, gdzie do studiów prawniczych w Krakowie maturzystów polskich szkół przygotowywali wykładowcy z Polski. Rodzina i znajomi nie byli zachwyceni moim pomysłem. Przestrzegali przed tym, że daleko od domu, w Polsce, będę czuła się samotnie. Ostatecznie ojciec namówił mnie, abym została na Litwie i wstąpiła na kierunek żywienia człowieka do Pomaturalnej Szkoły Rolniczej, którą po latach nauki ukończyłam z wyróżnieniem.

I w tym momencie na horyzoncie znowu pojawiła się Polska. Rozpoczęłam studia magisterskie w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, których nie ukończyłam. Byłam już mężatką i nie chciałam mieszkać daleko poza domem. Po powrocie do Ejszyszek otrzymałam propozycję pracy nauczyciela technologii i prac w ojczystym gimnazjum. Rozpoczęłam studia na wydziale pedagogiki socjalnej Litewskiego Uniwersytetu Edukologicznego, które pomyślnie ukończyłam w 2004 roku.

- Od 10 lat kieruje Pani pracą Domu Polskiego w Ejszyszkach. Jakie znaczenie w życiu społecznym miasta ma ta placówka?

Dom Polski w Ejszyszkach pełni szczególną rolę. Wystarczy przypomnieć, że był pierwszą tego typu placówką na Litwie. Otwarto go wtedy, gdy Dom Kultury Polskiej w Wilnie był jeszcze w stanie budowy. Już od prawie 16 lat drzwi Domu Polskiego są otwarte dla każdego ejszyszczanina. Dbamy o to, aby każdy tu czuł się jak u siebie w domu. Jest to nie tylko miejsce spotkań przyjacielskich, ale też różnorodnych szkoleń i warsztatów dla dzieci, młodzieży i seniorów, imprez kulturalnych, wystaw artystycznych i dyskusji literackich. Dom Polski w Ejszyszkach był i będzie otwarty na wszystkie propozycje i potrzeby mieszkańców miasta. Poprzez jego działalność staramy się promować szeroko pojętą kulturę polską, nasz region, sprzyjać kontaktom oraz współpracy ludzi.

- Aktywna działalność każdej placówki potrzebuje należytego finansowania. Z jakich źródeł jest opłacana praca Domu Polskiego w Ejszyszkach?

Naszymi podstawowymi sponsorami są: Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” oraz Związek Polaków na Litwie. Nie zapomina o nas też samorząd solecznicki. Wielki wpływ na możliwości finansowe naszej placówki ma wsparcie i pomoc ze strony partnerskich samorządów z Polski, przede wszystkim mam na myśli powiat wolsztyński (starosta Ryszard Kurp) oraz gminę Korsze (burmistrz Ryszard Ostrowski). Dla przykładu Wolsztyn zamontował u nas nowy system grzewczy i kotłownię na biopaliwo, systematycznie pomaga w organizowaniu warsztatów i szkoleń artystycznych dla młodzieży. Gmina Korsze organizuje dla miejscowych dzieci letni odpoczynek w Macierzy, od sześciu lat opiekuje się naszym zespołem wokalnym „Fantazja”, który często koncertuje w Polsce.

- Żyjemy w czasach, kiedy młode rodziny bardzo często opuszczają ojczyste strony w poszukiwaniu lepszego jutra. Nigdy Pani nie przychodził do głowy pomysł, by wyjechać z Ejszyszek?

Jestem patriotką Ejszyszek i nie wyobrażam sobie życia w innym mieście. Gdy mieszkałam w Warszawie, tęskniłam za rodzimym domem i miastem. Warszawa nie skusiła mnie swoim blaskiem. Traktuję nasze Ejszyszki jako wspólny dom, z jedną wielką rodziną, w której zawsze można znaleźć coś do udoskonalenia. Możemy to zrobić razem, pamiętając o tym, że zawsze należy zaczynać od samego siebie.

- Jak Pani, jako patriotka swej miejscowości, odebrała ostatnie wyskoki wandali w mieście?

Jak i wszyscy byłam zbulwersowana i wstrząśnięta tymi barbarzyńskimi wyczynami. Pierwszy atak został dokonany w noc przedwyborczą, kiedy nieznani sprawcy zalali farbami Krzyż Pamięci Mieszkańców Ziemi Ejszyskiej – ofiar II wojny światowej oraz represji stalinowskich, a także św. Jana przy ul. Wileńskiej. Krzyż pamięci wandale oblali białą farbą, natomiast pomnik św. Jana – czerwoną. Dobór czasu oraz kolorów farby nasuwa myśl o możliwym podłożu politycznym. Drugi atak wandali nastąpił dwa tygodnie później. Spiłowali oni krzyż przy kościele! Mieszkańcy Ejszyszek, bez względu na narodowość są w szoku. Wszyscy mamy nadzieję, że policja znajdzie wandali i nie unikną oni kary.

Rozmawiał Andrzej Kołosowski

<<<Wstecz