W Wilnie wystąpiła Urszula Kryger

Po prostu kocham muzykę

28 października wilnianie mieli okazję podziwiać pieśni polskich kompozytorów w interpretacji polskiej śpiewaczki, jednej z najsłynniejszych wykonawczyń muzyki kameralnej, mezzosopranistki Urszuli Kryger.

Występ polskiej śpiewaczki w Wileńskiej Galerii Obrazów jest jednym z czterech koncertów, zaplanowanych w ramach cyklu pt. „M.K. Čiurlionis i jego miasta”. Miał on stworzyć muzyczny pejzaż Warszawy przełomu XIX i XX w. – miasta, w którym studiował i przez jakiś czas mieszkał Čiurlionis. Urszulę Kryger do Wilna zaprosił prawnuk Čiurlionisa, pianista Rokas Zubovas, który wystąpił razem ze śpiewaczką. Muzycy wykonali m. in. utwory Witolda Lutosławskiego, Karola Szymanowskiego, Stanisława Moniuszki, Mieczysława Karłowicza.

– Jestem bardzo ciekawa publiczności, ciekawa odbioru tej muzyki w Wilnie – akurat to miasto kojarzy mi się z wielką muzykalnością jego mieszkańców – w przeddzień koncertu powiedziała „Tygodnikowi” Urszula Kryger, dodając, że wielu polskich kompozytorów urodziło się tutaj i w ich muzyce jest pewna melodia duszy Wschodu, kresów, która, jak sądzi, powinna być bliska wrażliwości wilnian.

Oprócz pieśni w języku polskim artystka wykonała utwory Karola Szymanowskiego, napisane do poezji wielkiego perskiego poety Hafiza w tłumaczeniu niemieckim. Jak mówi śpiewaczka, praca nad tekstem jest niezwykle ważną częścią badań utworu – wykonawca, śpiewając w obcym języku, również powinien doskonale znać tekst, wiedzieć, o czym idzie w nim mowa i umieć to wykorzystać, m.in. by w tym obcym języku właściwie wyrazić uczucia. Ważne jest też zauważyć melodię mowy, wiersza.

– Pracę nad utworem zaczynam od tekstu – to jest bardzo ważne – a potem szukam tego, w jaki sposób kompozytor wzmacnia i układa ten tekst – mówi Kryger, która jest również profesorem Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi. – To poszukiwanie sposobów interpretacji jest bardzo ciekawe. Kompozytor, pisząc melodię, tworzy taki stelaż, konstrukcję, która wskazuje drogi, ale te drogi mogą być różne i to od wykonawcy zależy, którą wybierze. I to nas różni od siebie, że tę samą pieśń interpretuje kilka osób i za każdym razem wydaje się niby taka sama, a jednak troszkę inna.

W repertuarze Urszuli Kryger można znaleźć barokowe oratoria, włoskie i niemieckie opery, ale również wiele pieśni.

– Nie wszyscy śpiewacy wykonują pieśni, ja od samego początku zaczęłam i nie wyobrażam sobie, by nie obcować z tą formą muzyczną – tłumaczy artystka, która m.in. zna około 200 pieśni Moniuszki (kompozytor stworzył prawie 300 pieśni).

– Ciągle do nich wracam, ciągle je śpiewam, przerabiam na nowo, ciągle się nimi zachwycam – mówi Kryger, dodając, że poruszają ją zawarte w nich historię, jak chociażby o Zosi-sierocie, która płacze po śmierci swojej matki i ubolewa, że ta nawet po śmierci ciężko pracuje – widzi ją we śnie, dźwigającą jakieś wiadra. Aż nagle okazuje się, że dziewczynka, płacząc nad matką, sprawia jej kłopot – w wiadrach nosi ona nie co innego, jak łzy swojej córki.

Od najdawniejszej muzyki po współczesną, napisaną dosłownie w ostatnich tygodniach – taka jest rozpiętość zainteresowań muzycznych artystki, cieszącej publiczność swym kunsztem już 22 lata. Śpiewaczka woli unikać określania, który z kompozytorów jest najbardziej ulubiony. Muzyką, która ją pociąga, z pewnością jest twórczość Ryszarda Straussa, pośród polskich kompozytorów artystka wymienia Karola Szymanowskiego, ale był czas, gdy „nie widziała świata” poza pieśniami Chopina. Artystka może też długo opowiadać o wspaniałościach utworów Brahmsa, Schuberta czy niebywale pięknych pieśniach współczesnych, np. Pawła Szymańskiego.

– Ja po prostu kocham muzykę i właściwie wszystko, czym się zajmuję, jest w tym momencie najważniejsze, najlepsze, najpiękniejsze – stwierdza.

Według śpiewaczki, podstawą dobrego wykonania utworu, które sprawia wrażenie na słuchaczu, jest swoboda techniczna – wykonawca powinien przede wszystkim śpiewać „swoim głosem”, najbardziej naturalnym.

– Jeśli ten głos jest wolny, technicznie bez zarzutu, to on ma jakąś dziwną zdolność bardzo szybkiego i takiego podświadomego dotarcia do słuchacza – tłumaczy pedagog, dodając, że śpiewak powinien mieć też przemyślane to wszystko, co kompozytor zawarł w swym dziele.

– Szczerość i prostota przekazu, bez udziwnień, „wiązania kokard”, bez eksponowania siebie przed kompozytorem, wszystko powinno być w służbie kompozycji – wymienia składniki sukcesu śpiewaka Kryger, dodając, że wykonawca jest tylko środkiem do pokazania muzyki.

Artystka odniosła się do opinii, że nie warto promować polskiej kultury w świecie poprzez twórczość XIX-wiecznych artystów, np. Moniuszki.

– Często mówię o konieczności promowania polskiej muzyki wśród Polaków, i wtedy dopiero można myśleć o tym, żeby tę muzykę promować dalej, poza granice kraju – odparła słynna mezzosopranistka, dodając, że niedbanie o to, co mamy, świadczy o braku jakiegoś podstawowego rozsądku.

Według artystki, należy troszczyć się o to, by prezentowana za granicą polska muzyka była na najwyższym poziomie wykonawczym. Warto również widzom, np. przed spektaklem, tłumaczyć konteksty, gdyż tak jak Polacy bez tłumaczenia nie rozpoznają strojów, nie zrozumieją znaczenia postaci z opery japońskiej, tak samo znaczenia patriotycznych oper Moniuszki nie dotrą do zagranicznego widza.

Urszula Kryger ciepło wspomina swój pierwszy pobyt w Wilnie – przed wielu laty, kiedy przybyła tu razem ze swą słynną nauczycielką Jadwigą Pietraszkiewicz. Przez 11 lat była ona solistką Litewskiego Teatru Opery i Baletu, a po wyjeździe do Polski w 1959 r. wykonywała główne partie w utworach, wystawianych na deskach warszawskiej i łódzkiej oper oraz wykładała w Akademii Muzycznej w Łodzi (artystka zmarła w 2013 r.).

– Będąc na jakichś wymiennych koncertach, wzięła kilkoro swoich studentów, m. in. mnie, i pojechaliśmy do Wilna – wspomina artystka. – Muszę przyznać, że była to fascynująca podróż – oprócz tego, że zobaczyliśmy, jak wiele osób jeszcze pamięta ją ze sceny, jak wielkim uznaniem się cieszyła, to jeszcze odwiedziliśmy drogie jej miejsca. Było to bardzo ciekawe i przejmujące; muszę powiedzieć, że dobrze tę wizytę w Wilnie zapamiętałam, ona ciągle we mnie tkwi – powiedziała artystka.

Alina Stacewicz
Na zdjęciu: plakat koncertowy.

<<<Wstecz