Nie dokończyć już przerwanej rozmowy
Nie dorzucić jednego słowa
Matko Boża powiedz dlaczego
Przeszłość nieruchoma
Zatrzymało się tam i z powrotem
Wszystko w jedną i w drugą stronę
Nic nie może się z miejsca poruszyć
Przeminęło więc osądzone

      ks. Jan Twardowski „Przeszłość”.

Miejsce snu wiecznego, pamięci i miłości

Zastanawiałam się często, dlaczego najstarsze katolickie nekropolie wileńskie – cmentarz na Rossie i cmentarz św. św. Piotra i Pawła na Antokolu (obecnie Saulės, czyli Słoneczny) są usytuowane wysoko i przypominają kształt mogilnika? Sądzę, że częściowo łączy się to z tradycją romantyczną i jednym z jej symboli – kurhanem, jako mogiłą w kształcie kopca. Miejscem spotkania dwóch światów: ziemskiego i metafizycznego.

Nic więc dziwnego, że i w Wilnie na miejsce wiecznego spoczynku wybrano tereny pofałdowane, o tarasowych zboczach, zwieńczone jednym lub kilkoma pagórkami. Wszak starożytni Słowianie, nasi przodkowie, grzebali zmarłych na polanach leśnych i polach sypiąc z piasku kopczyki, żalnikami (od słowa „żal”) zwane.

Dziady a chrześcijaństwo

W XI w. powstają przy świątyniach pierwsze chrześcijańskie przestrzenie do grzebania zmarłych. Są to mogiły zbiorowe, a umarłych grzebie się warstwami. W celu szybszego rozkładu ciał grabarze wrzucali do dołów trupy nago lub w lnianych koszulach a nie, jak dzisiaj, w najlepszych ubraniach. Kondukt żałobny żegnał zmarłego tuż przed wyznaczoną przestrzenią grzebalną uważaną za zdrowotnie niebezpieczną, więc samego wpadania nieboszczyka do dołu nikt oprócz grabarzy nie widział. Prastary zwyczaj odprawiania na Litwie i Białorusi obrzędu dziadów na mogilnikach oznaczał wspólną modlitwę na przestrzeni grzebalnej, a potem duchy zmarłych zapraszano na wieczerzę do domów żyjących. Dziady, obchodzone w 3 tygodniu po Różańcowej, na Wileńszczyźnie, Oszmiańszczyźnie i Nowogródczyźnie, były praktykowane do I wojny światowej.

Zgodnie z uchwałą Soboru Rzymskiego z 1059 r. rozmiary publicznych miejsc pochówku przy kościele nie mogły być większe niż na 60 kroków. Nic dziwnego, że zapełniały się one bardzo szybko, szczególnie podczas epidemii cholery czy zarazy morowej. A nikt wtedy jeszcze nie wpadł na pomysł dezynfekcji rozkładających się ciał w dołach poprzez przysypywanie ich warstwą popiołu lub wapna. Rozkład nie za głęboko leżących umarłych, woń i walające się resztki trupów, powyciągane przez zwierzęta i ptaki nocą, przeszkadzały nie tylko udającym się do kościołów. Mogilniki w epoce niskiej higieny osobistej były niebezpiecznym ogniskiem chorób zakaźnych. Możnowładcy i dostojnicy kościelni mieli zapewnione miejsce w świątyniach lub w podziemiach klasztorów, co stało się poniekąd zwyczajem powszechnym w epoce renesansu, lubującej się w wystawności i bogactwie dekoracji.

Dekrety cmentarne

Powszechnie uważa się, że to Francuzi, zawsze bardziej od innych dbający o higienę, jako pierwsi zdobyli się na przeniesienie miejsc pochówku poza obręb miasta, wyznaczając na to specjalne, ogrodzone tereny. W XVIII w. zaczęto też używać słowa „cmentarz”. Francuzi zapożyczyli je z łacińskiego coemeterium, Polacy z francuskiego cimetière. Odpowiednie dekrety na cmentarze zamiejskie (na podstawie najstarszych cmentarzy możemy dziś sądzić, w którym miejscu w XVIII w. kończyło się Wilno) na ziemiach dawnej Litwy i Korony wydawały państwa obce, gdyż Rzeczpospolita Obojga Narodów w tym czasie, w wyniku rozbiorów, utraciła niepodległość na ponad 120 lat. Niestosowanie się do wymogów groziło karą. Zresztą któż by chciał być pochowany jak kuglarz czy wykluczony ze społeczeństwa trędowaty? Pojawiły się nawet drukowane broszurki (pierwsze polskojęzyczne w 1781 r. we Lwowie) z zaleceniami jak organizować i sprawiać pogrzeby, między innymi polecające jak najmniejszą wystawność obrządku, którego głównym motywem powinien być żal i ból z powodu odejścia, a nie przepych ceremonii towarzyszącej śmierci i pochówkowi.

Wzór z Paryża

Wileński cmentarz na Rossie, erygowany w 1769 r., początkowo skromny, z nastaniem XIX w. stopniowo przeistaczał się w okazałą nekropolię. Według specjalistów z zakresu historii cmentarzy, także dla innych miejsc bodźcem do tego, by wypięknieć, stał się pokazowy Cimetierè du Père Lachaise w Paryżu, założony na przełomie lat 1803/04, gdzie spoczywa przeszło 300 tys. osób (na wileńskiej Rossie około 25 tys., ale tylko 17 tys. jest udokumentowanych). Na nierówno wyrzeźbionym przez naturę, pofałdowanym terenie dawnego przedmieścia stolicy Francji powstał panteon krajobrazowo-parkowy z egzotyczną bujną roślinnością, z nie za gęsto między sobą położonymi pomnikami i artystycznymi rzeźbami nagrobnymi, ławeczkami do siedzenia, kaplicą do modlitwy, placem widokowym do kontemplacji. Przypomnijmy, że na wyżej wymienionej paryskiej nekropolii został pochowany kompozytor Fryderyk Chopin, a przy pisarzu Honoriuszu Balzaku spoczywa snem wiecznym jego polska żona – Ewelina z Rzewuskich Hańska („Ona kochała jego sławę, a on – jej pieniądze”). Są też tam groby Tyszkiewiczów – generała Tadeusza Tyszkiewicza z linii ukraińskiej i przepiękny nagrobek-obelisk z postacią kobiecą Klary Bancroft, żony Benedykta Tyszkiewicza z Czerwonego Dworu koło Kowna.

Grób a status społeczny

Z jednej strony cmentarze są publiczną przestrzenią sakralną, z drugiej – miejscem prywatnego kultu o charakterze pamięciowo-żałobnym. Odejście bliskich, znajomych czy wybitnych, rytuał pochówków i dbanie o groby zajmują ważne miejsce w polskiej tradycji kulturowej. U schyłku XVIII w. także w Wilnie stało się modne nie tylko życie i obracanie w lepszym towarzystwie, ale i po śmierci spoczywanie wśród wybranych. Cmentarze zaczęto staranniej utrzymywać: wytyczono główną aleję i dróżki spacerowe, podzielono na parcele, zasadzono zieleń, o którą regularnie dbał zastęp miejskich ogrodników. Wśród zamożnych i znaczących w modę weszło budowanie na cmentarzach rodzinnych grobowców i nagrobków w kształcie kolumn, edykuł, obelisków, niekiedy ogrodzonych jako prywatny teren bogatym metalowym okuciem.

Cmentarze niczym dokumenty pokazywały na jakie warstwy, klasy społeczne i grupy dzieliły się te czy inne miasta. W Wilnie, jak i w Paryżu, centralną i najbardziej wyniosłą część obszaru cmentarnego przywłaszczyła sobie arystokracja. Po bokach lub nieco niżej chowano szlachtę i urzędników państwowych bądź ludzi nauki i kultury. U stóp pagórków i na ich stromych stokach, bez wytyczonych przez planistę ścieżek, grzebano pospólstwo. Odpowiednio: żałobne wózki konne jechały aleją, przy bocznych dróżkach ustawiały się wózki ręczne. Ale i tak po śmierci wszyscy stają się równi i ta sama ziemia – niczym czuła matka – jednakowo każdego przygarnia.

To też historia...

Po utracie niepodległości przez Polskę, a więc i Litwę, cmentarze uważano za mityczne arkadie, gdzie przyroda zlewała się w jedną całość z grobami przodków i galerią pamiątek narodowych w formie pomników, przeciętych kolumn czy symboli na nagrobkach, tablicach i płytach. Były nie tylko miejscem wspomnień i przeżywania żałoby, ale także refleksji i przemyśleń. Były też odbiciem tradycji konkretnego narodu, kultury, w której zmarły żył i tworzył, stopnia zamożności, warunków socjalnych, wzorów estetycznych i gustu.

Co ważne, a co przydałoby się i dzisiaj, wędrowano od grobu do grobu nie tylko w celu oddania hołdu pamięci krewnym, ale i w celu lekcji poglądowej historii, przypominając dzieciom (od pomnika do pomnika) o zasłużonych dla miasta ludziach kultury, sztuki i oświaty.

Z biegiem lat cmentarne nekropolie na dawnych ziemiach kresowych Polski stały się kotwicą Polaków, polskich korzeni i polskiej pamięci. Do II wojny światowej chowano na nich nie tylko osoby prywatne, ale i zasłużonych dla kraju uczonych, muzealników, architektów, poetów, artystów, wojskowych, polityków, przemysłowców, bankowców, społeczników...

Dokąd pamięcią im się płaci...

Spacerując po Rossie, pomiędzy zachowanymi nagrobkami (27 z nich uważa się za zabytki o znaczeniu narodowym) w pierwszej kolejności podziwiamy te z herbami, reliefami, bogatymi napisami, antycznymi i chrześcijańskimi atrybutami, których głównym motywem, tak jak i każdego katolickiego nagrobka, jest krzyż – znak Męki Pańskiej, symbol smutku, żalu i ludzkiego cierpienia na ziemi. Na Rossie, na cmentarzach Antokolskim i Bernardyńskim na Zarzeczu została utrwalona historyczna obecność Polaków w Wilnie. Tu przychodzono na groby, na pogrzeby, na przechadzki rodzinne, spotykano się ze znajomymi w celach wspomnieniowo-towarzyskich, traktując miejsce i jako dom tych, co odeszli, i jako park spacerowy, co do dziś jest praktykowane na przykład na Zachodzie.

Ksiądz Jan Twardowski w swoich wierszach o zmarłych pouczał, że „miłość na śmierć nie umiera”. W konkluzji, parafrazując słowa poety, powiem: Serce to jest za mało żeby kochać, ważniejsza jest pamięć. Miarę tego, na ile ważny jest dla żyjących ten czy inny zmarły, najlepiej widać po zadbanych bądź zapomnianych grobach.

Liliana Narkowicz
Na zdjęciach: kaplica Mączyńskich na Rossie; anioł w kwaterze grobowej Zawadzkich na cmentarzu św. Piotra i Pawła..
Fot.
autorka

<<<Wstecz