Cóż za udane wybory!

Udały im się te wybory, jak mało które. Aż się dziwię, że tym razem wszystkim tak ładnie poszło. Pierwsza tura jest wielkim ogólnopartyjnym sukcesem. Praktycznie nie ma niezadowolonych. Mam na myśli nie tylko wszystkie sztandarowe formacje polityczne – od prawa do lewa poprzez centrum, ale też wszelkie przelotne hybrydy, które nasze społeczeństwo wygenerowuje przed każdymi wyborami. Pod hasłami wyzwalania ludu z panującej politycznej i ekonomicznej niewoli oraz walki z patologiami, których namajstrowali poprzednio rządzący. Vide: Antykorupcyjna Koalicja Puteikisa i Krivickasa, która w pierwszej turze poległa jak ścięty łan... a i tak uważa się za zwycięską. Jej liderzy ogłosili, iż odpadając w tej walce przygnietli swym zimnym łonem szanse Partii Pracy oraz Porządku i Sprawiedliwości.

Też powód do radości. Chociaż w wypadku PP to daremna ofiara, próżny trud. Najjaskrawszym przykładem dobry nastrój Wiktora Uspaskicha, który, co prawda, już nie jest przewodniczącym Partii Pracy, ale ojcostwa tego dziecięcia wyprzeć się nie może. Tym większy z niego „maładiec”. Zamiast się martwić, że jego polityczna córa została przez wyborców wywalona za sejmową burtę, altruistycznie cieszy się z... sukcesu Šimašiusa z Gentvilasem. Bo nagle odkrył w sobie „nastojaszczego” liberała. Uspaskich nie posiada się też z radości, że konserwatyści „mają młodego lidera”. Martwi go jedynie to, że socjaldemokraci „dostali za dużo”. Wszak, jak słusznie zauważył twórca Partii Pracy, „przesiedzieli (u władzy) cztery lata, mogli dostać i mniej”. Że przesiedzieli „pupcia w pupcię” w jednej rządzącej koalicji z uspaskichową PP i co wysiedzieli lub nie wysiedzieli – to wspólne? „Etoż jerunda!”

W każdym razie sami socjaldemokraci za pokonanych się nie uważają. Liczyli na więcej, ale trzecie miejsce i 13 mandatów też ich nie deprymują. Zwłaszcza że, jak zaznaczył premier Algirdas Butkevičius, prestiżowi jego partii zaszkodziły „rozdmuchane przed samymi wyborami skandale”. A przecież „więcej było sukcesów”, toteż socjaldemokraci bez zbytnich ceregieli rozglądają się za koalicjantem. Nie wykluczają, że i w tej kadencji trochę sobie porządzą, zwłaszcza, że druga tura rokuje im ponoć cuda-wianki-niespodzianki.

Porządzić sobie (z akcentem na „sobie”) zamierzają też sieroty po Masiulisie, które cudem umknęły spod wyborczej gilotyny. Wszak sondaże wróżyły im polityczny niebyt, a tu proszę: lud się ulitował. Rzucił sierotkom kilka mandatów i hollywoodzki uśmiech w te pędy wrócił na lica Remigijusa Šimašiusa. „Widzimy, że możemy uczestniczyć w rządzącej koalicji i chcemy uczestniczyć” – zadeklarował lider Litewskiego Ruchu Liberałów, co jest dla obywateli sygnałem: „Pilnujcie portfeli!”

Tym to sposobem Litewski Związek Rolników i Zielonych może w przyszłych koalicjantach przebierać jak w ulęgałkach. A ci mizdrzą się do tych niby-rolników tak nachalnie i wazeliniarsko, że aż patrzeć hadko. Na czele z konserwatystami, choć po dokładnym przeliczeniu głosów okazało się, że palmę pierwszeństwa w pierwszej turze dzierżą nie Karbauskis ze Skvernelisem, a właśnie partia młodego Lansdbergisa. Nie dziw, że dziadunio, choć w wieczór wyborczy twierdził, że jego pokrewieństwo z wnukiem jest „zupełnie przypadkowe”, już go namaścił na urząd premiera. Zapewnił, że wnuk z tak prostą funkcją poradzi sobie śpiewająco, bo „ma kompetencje”. Zwłaszcza, że jak się okazuje, rządzenie krajem to żadna sztuka. Nie jakaś tam skomplikowana medycyna, gdzie musowo wiedzieć, „jakie rzeczy stosować”. W rządzeniu wystarczą (cytuję za seniorem): dobra wola, wyrazisty język, zdolność przewodzenia i jednoczenia ludzi oraz wskazywania kierunku. Cóż, jeżeli Gabrielius Landsbergis te wszystkie cechy odziedziczył po dziadku Vytautasie, to oznacza, że w litewskiej polityce idzie nowe!

Aha, parę zdań o starym, nieodmiennym. Starym zwyczajem wszyscy ignorują wynik wyborczy Akcji Wyborczej Polaków na Litwie-Związku Chrześcijańskich Rodzin. Tradycyjnie lepszy od poprzedniego, przewidywalny i niezgodny z proroctwami tych, którzy rozrzucali na Wileńszczyźnie ulotki zaczynające się od słów: „ Do widzenia LLRA...”. W dobrym tonie byłoby odpowiedzieć: „Dzień dobry, tu AWPL-ZChR (po waszemu LLRA), już po pierwszej rundzie mamy 7 mandatów, a wy...?”

Lucyna Schiller

<<<Wstecz