Kandydatowi na ministra kultury w odpowiedzi

Nie zawsze mam czas, aby przejrzeć komentarze pod moimi felietonami. Dlatego dopiero drogą pantoflową dotarło do mnie, że na jeden z moich ostatnich tekstów, w którym komentuję skład gabinetu cieni konserwatystów, zareagował poseł tej partii, jeden z bohaterów felietonu Vytautas Juozapaitis.

Poseł poczuł się dotknięty tym, że nazwałem go prowincjonalnym artystą, gdy tymczasem – jak wyjaśnia – koncertuje on na wielu scenach i to zgoła nie prowincjonalnych, jak chociażby w Polsce, i to nawet czasami u boku samego Pendereckiego. Słusznie więc zarzuca mi ignorancję, bo rzeczywiście muszę przyznać, że niezbyt się znam na muzyce poważnej, a nazwisko Pana Posła nie wiele jak dotąd mi mówiło, więc potraktowałem go instrumentalnie (skojarzyłem z miejscem urodzenia). Przyznaję zatem, że niesprawiedliwie nazwałem Maestro prowincjonalnym artystą. Przepraszam.

Zgoła jednak czym innym jest działalność poselska i polityczna Juozapaitisa jako posła partii konserwatywnej. Tutaj konieczne jest wyjaśnienie pewnych rzeczy. Poseł neguje, a nawet oburza się, że scharakteryzowałem go jako polityka, który ma antypolskie fobie i który swą publiczną (poselską) działalnością pobudza do odpowiednich zachowań skrajnie nacjonalistyczne środowiska. Jest ich animatorem, jak się wyraziłem. Juozapaitis twierdzi tymczasem, że jest przyjacielem Polaków i mniejszości narodowych w ogóle.

Cóż, w Piśmie jest napisane, że po owocach ich poznacie, nie po słowach. Spójrzmy zatem na owoce poselskiej działalności Juozapaitisa w interesującym nas kontekście. Przytoczę jeden z konkretnych przykładów, który może być ciekawy. Otóż AWPL, będąc jeszcze w koalicji rządzącej i realizując jej program, zgłosiła w Sejmie projekt Ustawy o mniejszościach narodowych, który był – nawiasem mówiąc – wierną kopią tej ustawy, która obowiązywała na Litwie przez ostatnich kilka dekad i z którą Litwa przystępowała do Unii Europejskiej. Wtedy w agendach pisanych do Brukseli chwaliliśmy się nawet, że mamy najlepszą w tej części Europy Ustawę o mniejszościach narodowych. Jednak po 10 latach pobytu w UE tę najlepszą ustawę właśnie koledzy partyjni posła Juozapaitisa... anulowali, nie prolongując jej ważności ani nie uchwalając nowej. W ten sposób pozbawili ok. 16 proc. obywateli Litwy należących do mniejszości narodowych ich zbiorowych praw. Żeby naprawić ten błąd (a wszak w Konwencji Ramowej RE o Ochronie Praw Mniejszości Narodowych Litwa zobowiązała się nie uszczuplać nabytych przez litewskie mniejszości praw) AWPL zgłosiła właśnie projekt-kopię poprzedniej ustawy do przedyskutowania przez parlament. Chodziło przy tym też o to, by zamknąć usta niektórym hurapatriotom, którzy zawsze przy takich okazjach zarzucają Polakom, że żądają sobie specjalnych praw.

Otóż zapytajmy w tym miejscu, jak zareagowali na projekt tej ustawy konserwatyści. Ano, wypada rzec, że w swoim stylu – totalnie go zniekształcili swymi niedorzecznymi poprawkami (które zresztą już kiedyś potępiła Komisja Wenecka), czyniąc z ustawy tak naprawdę bubel prawny, który zamiast dawać prawa mniejszościom narodowym, zabiera je im. Dalsze procedowanie nad takim projektem nie miało sensu. Należy przy tym zauważyć, że poseł Juozapaitis brał aktywny udział w sabotowaniu projektu Ustawy o mniejszościach narodowych, zgłaszając poprawki blokujące prawa mniejszości do publicznego używania ich języka ojczystego oraz w zakresie szkolnictwa na poziomie, który był już wcześniej zagwarantowany. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że takie działania posła nie przyczyniają się bynajmniej do poprawy naszej relacji z Polską.

Za to są pożywką dla wszelkiej maści nacjonalistycznych ugrupowań, które w czasie procedowania podobnych ustaw zawsze z reguły organizują hałaśliwe akcje protestu i niewybredne kampanie medialne. W pełni uzasadnione jest więc moje stwierdzenie, że Juozapaitis jest animatorem tych środowisk. I gdyby Pan poseł, kandydat na ministra kultury, potrafił czytać proste teksty ze zrozumieniem, to nie oskarżałby mnie, że posądzam go o członkostwo w tych organizacjach. Bo animator i członek – to są przecież dwa różne słowa, które co innego oznaczają.

Przyznaję się, że w swoim felietonie omyłkowo zamieniłem kilka liter w nazwisku Pana Posła (przykro mi z tego powodu). Był to jednak czyn niezamierzony – omyłka, która każdemu może się zdarzyć. Tym bardziej jednak pragnę w tym miejscu zauważyć, że omyłkowe zniekształcenie nazwiska jest zdecydowanie mniejszym przewinieniem, niż celowe działanie w tym zakresie. A poseł Juozapaitis był właśnie bardzo aktywny na tym polu. Zasłynął m. in. z tego, że wspierał akcję skrajnie nacjonalistycznych środowisk (Panka, Songaila, Sinica and company) „Talka: už Lietuvos valstybinę kalbą”, której celem było ustawowe przeforsowanie prawa do zniekształcania nazwisk obywateli Litwy należących do mniejszości narodowych. Haniebną akcję Juozapaitis wspierał np. biorąc udział w koncertach, na których nacjonaliści zbierali podpisy niezbędne do zarejestrowania ich obstrukcyjnego projektu w Sejmie. Czy naprawdę Juozapaitis czynił to z szacunku do Polaków i ich godności osobistej, którą – zauważmy – nawet władze międzywojennej Litwy nie godziły się lituanizować.

I na koniec pozwolę sobie odnieść się do komentarza, jaki poseł Juozapaitis zamieścił pod moim felietonem. Powiem krótko: nie zamierzam zniżać się do poziomu, jaki w swym komentarzu prezentuje kandydat na ministra kultury (konserwatystom tylko pogratulować wyboru). Jeżeli zaś sądzi Pan poseł, że obraził mnie inwektywami w rodzaju „chamas” czy „menkysta”, to się Pan poseł pomylił. Pan poseł obraził w ten sposób własną inteligencję. Pokazał swój poziom kultury.

I zupełnie już na koniec jedno zdanie o fobiach Pana posła na temat prokremlowskich partii i ich działaczy, do których zaliczył on też i mnie. Jest to kolejna kompromitacja Pana posła, bo raz, że jestem bezpartyjny, dwa, no właśnie nie zamierzam się tłumaczyć z czegoś, co jest jedynie niezdrową czyjąś wyobraźnią.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz