Sorry, takie u nas multi-kulti

Seria zamachów terrorystycznych w Niemczech obaliła ostatni mit, ostatnią forpocztę zwolenników multi-kulti, którzy w zaparte broniąc swej utopijnej ideologii twierdzili, że jest ona możliwa do zrealizowania.

Po krwawych zamachach dżihadystów we Francji i Belgii nawet najbardziej zaślepieni „konsumenci” liberalno-lewicowej utopijnej ideologii zaczęli zadawać sobie pytanie, że chyba z tym multi-kulti coś nie tak, skoro ci, którzy mieli ubogacać, zaczynają nas mordować z okrzykiem: „Śmierć niewiernym”. Zanim jednak w ich zindoktrynowanych umysłach zdążyło zakorzenić się nieprawomyślne zwątpienie, ideolodzy równości wszelkich ras, narodów, kultur i religii pośpieszyli ze swym ostatnim argumentem. Brzmiał on z grubsza tak: „Owszem przyznajemy, że z integracją emigrantów z innych kultur są problemy, ale Niemcy, gdzie nie ma zamachów terrorystycznych mimo ogromnych rzesz przybylców, są dowodem, że multi-kulti mimo wszystko jest możliwe”.

Taki argument mógł być używany do przedwczoraj. Po krwawych zajściach w Bawarii przepadł, zdezaktualizował się samoistnie. Nie wiem, jak się dzisiaj czują ci omamieni, którzy wyczuleni na zew swej Kanzlerin wyszli gdzieś przed rokiem na niemieckie dworce z balonikami i kwiatami, by witać tych wszystkich, jacy tylko doszli, dopłynęli, zostali dowiezieni w podwójnym dnie Tira do Niemiec. Czy nie czują się oszukani a zarazem oszukujący? Bo przecież swą postawą zwabili do Hajmatu grubo ponad milion skuszonych mirażem raju na ziemi, gdzie za nic dają 900 euro zasiłku na dzień dobry.

Miraż tymczasem tajemniczo rozproszył się w powietrzu, jak tylko podążający ku niemu zbliżyli się w końcu do celu. Emigranci zostali oszukani, co z czasem zaczęło ich burzyć i frustrować. Zaczęli szukać winnych swego zawodu i szybko ich znaleźli. To niewierni, którzy dbają tylko o swój brzuch i wygodę. Poniewierają nas, więc muszą umrzeć. Taki jest z grubsza główny motyw działania dżihadystów, których politycznie poprawne media i liberalno-lewicowi politycy zawsze na początku próbują przedstawić jako pojedynczych szaleńców, chorych na dodatek umysłowo. Potem dopiero, gdy prawda wychodzi na jaw, przyznają, że sorry taki dziś mamy świat i musimy jakoś z tym żyć. A ponadto nie każdy muzułmanin – to terrorysta, powtarzają oczywisty banał, jakby ktoś kiedyś twierdził inaczej.

Tylko w tym miejscu trzeba koniecznie przypomnieć, że to wspomniani propagatorzy utopijne multi-kulti doprowadzili Stary Kontynent do stanu, w jakim właśnie się znajduje. Niszcząc własną chrześcijańską tożsamość i wdrażając pseudowartości w rodzaju gender sprowokowali wręcz zderzenie dwóch zupełnie obcych sobie światów: religijnego, ekspansywnego w swej naturze, często z barbarzyńskim obliczem świata islamu z przehandlowanym za napitki, jadło i luksus, często zdegenerowanym światem postchrześcijańskim. Kto w tym zderzeniu będzie górą? No chyba tylko zwolennicy wspomnianych utopii nie wiedzą...

W rosyjskim filmie sprzed kilkunastu lat „Kandagar” jest bardzo symptomatyczny dialog. Rzecz się ma gdzieś w jednej z górskich wiosek zatraconych na bezludziach Afganistanu pomiędzy muzułmańskim mufti i rosyjskimi pilotami samolotu, który porwali talibowie. Mufti zamierzając zmusić lotników do konwersji na islam podaje swoje argumenty. Mówi mianowicie, że wojnę, jaką talibowie prowadzą z krzyżowcami z Zachodu, oni wygrają. „Nieważne, że wy macie nieosiągalne dla nas samoloty, czy najnowocześniejszą broń. Jednak i tak wy tę wojnę przegracie, bo walczycie za bak benzyny w swym samochodzie i wydajecie swe kobiety na nierząd. My zaś walczymy w imię Boga”, prawił cholernie przekonująco islamski duchowny.

Wyznawcy multi-kulti, „Kandagar” – to film oparty na prawdziwych motywach...

Tadeusz Andrzejewski

PS Zanim skończyłem pisać ten tekst, media doniosły o kolejnym zamachu w Niemczech. We Francji zaś islamscy terroryści wdarli się do kościoła podczas odprawiania nabożeństwa, wzięli zakładników i zamordowali katolickiego księdza.

<<<Wstecz