Ostatni akord Powstania Listopadowego na Wileńszczyźnie

Generał Dembiński w powiecie zawilejskim

W lipcu 1831 roku, w powiecie zawilejskim (późniejszy powiat święciański), działania wojenne należały już do przeszłości. Wprawdzie docierały tu jeszcze echa gasnącego Powstania, ale powiat doświadczał już goryczy klęski i pierwszych represji. Tym większa była radość patriotycznie nastawionych mieszkańców Podbrodzia (w kwietniu 1831 r. wybuchło tu lokalne antyrosyjskie powstanie, szybko jednak przez Rosjan stłumione) i zaskoczenie stacjonującego w tym miejscu garnizonu armii carskiej w sile kompanii piechoty i plutonu ułanów, kiedy w dniu 17 lipca, nagle, na drodze z Inturek i Janiszek, od strony lasu, podchodzącego pod samo miasteczko, właściwie znikąd pojawili się zwartymi szykami polscy ułani i piechota w mundurach Armii Królestwa Polskiego. Po krótkiej potyczce Rosjanie ulegli przeważającej sile Polaków i poddali się całym garnizonem. Kim byli żołnierze polscy i skąd się tu wzięli w tym czasie?

Miesiąc wcześniej, w czerwcu 1831 r., kilkunastotysięczny korpus posiłkowy generała Antoniego Giełguda wkroczył z Królestwa Polskiego na ziemie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, aby wspomóc tam działania powstańcze. Po nieudanej próbie zdobycia Wilna korpus, naciskany przez Rosjan, wycofał się na Żmudź, gdzie okrążony pod Kurszanami, został podzielony na trzy grupy. Dwie z nich, dowodzone przez gen. Antoniego Giełguda i gen. Franciszka Rohlanda zmuszone zostały do przekroczenia granicy Prus Wschodnich i zakończenia działań zbrojnych. Trzecia, licząca blisko 4000 żołnierzy grupa (w sile 6 batalionów piechoty, 10 szwadronów kawalerii i 6 dział), dowodzona przez gen. Henryka Dembińskiego, wyrwała się z okrążenia i podjęła ambitną, choć beznadziejną na pozór, próbę przebicia się do Warszawy okrężną drogą, omijając Wilno od północy i przechodząc kolejno przez powiaty poniewieski, wiłkomierski, zawilejski, oszmiański, a następnie Nowogródczyznę, Grodzieńszczyznę, Podlasie i Mazowsze. Rosjanie wkrótce spostrzegli manewr wyjścia z okrążenia Dembińskiego i wysłali za nim w pogoń grupę manewrową pod dowództwem gen. Hieronima Savoiniego (w sile 4 batalionów piechoty, 14 szwadronów kawalerii, 14 dział – w sumie około 4200 żołnierzy), która odtąd podążała krok w krok za polskimi wojskami.

Dopiero w Inturkach, po spaleniu mostu, udało się Polakom opóźnić pościg (wojsko rosyjskie musiało okrążyć kompleks połączonych ze sobą jezior) i tego samego dnia zająć Podbrodzie, gdzie zdobyto kasę garnizonową, amunicję, sprzęt saperski i mostowy. Zdobycz ta przyszła w samą porę. Kasa oddziałów Dembińskiego zaczynała już świecić pustkami, toteż pieniądze na wypłatę żołdu zapobiegły demoralizacji w szeregach, natomiast sprzęt saperski oddał nieocenione usługi w dalszej części marszu, przy forsowaniu między innymi Wilii i Niemna, znacznie przyspieszając ten swoisty rajd, w którym ostatecznie rosyjskie oddziały pozostały daleko w tyle za Polakami. Prawie natychmiast po zwycięstwie armia Dembińskiego wyruszyła z Podbrodzia jedynym wówczas traktem biegnącym na południowy-wschód przez Kiemieliszki, w kierunku na Świr, trzymając się blisko Wilii, dotarła w okolice miasteczka Niestaniszki, gdzie nastąpiła jednodniowa przerwa w marszu, a miejscowe ziemiaństwo entuzjastycznie i bardzo gościnnie przyjęło nieoczekiwanych gości na kwatery. Gabriela z hr. Güntherów Puzynina – córka hrabiego Adama Günthera – właściciela majątku Dobrowlany k. Świra, w pamiętnikach „W Wilnie i dworach litewskich” tak wspominała wizytę polskich żołnierzy: „Po dwóch wizytach nieproszonych i niedziękowanych [chodzi o rosyjskie oddziały pod dowództwem pułkownika Bolcentala vel Boncenthala, które pacyfikując Powstanie w powiecie, plądrowały wówczas przy okazji okoliczne dwory – J. Sz.] mieliśmy (…) trzecią, bardzo miłą i niespodzianą, za to krótką, przelotną jak meteor! Generał Dembiński po batalii pod Poniewieżem, rozstawszy się z Giełgudem, z ośmioma tysiącami [liczba znacznie przesadzona – J. Sz.] rejterował się z wolna, spokojnie, roztropnie i miał dniówkę w Niestaniszkach. Sam się intromitował u proboszcza Skaliszewskiego, trochę przerażonego tą liczbą owieczek, ale go uspokoiły woły i fury z Dobrowlan, po które w imieniu wodza przyjechało kilku oficerów do mego ojca.(…) Ukazanie się naszych zelektryzowało szlachtę okoliczną. Pan Niewiadomski przywiózł kilku dorodnych synów i przedstawiając ich generałowi Dembińskiemu, prosił, aby ich raczył przyjąć w swoje szeregi. Lecz Generał, wskazując na swe liczne wojsko, odpowiedział, że „nie chce być odpowiedzialnym za nowych żołnierzy, nie wiedząc, czy doprowadzi tych, co mu już powierzono”.

Ostatecznie, po wielu perypetiach generałowi Dembińskiemu udało się doprowadzić swoją armię do celu. Z okolic Niestaniszek wzdłuż Wilii skierował się na południe. W dniu 19 lipca wojska polskie pod Daniszewem (Daniuszewem) przekroczyły rzekę, opuszczając tym samym powiat zawilejski i po 25-dniowym rajdzie, przebytych kilkuset kilometrach, 3 sierpnia 1831 r. oddziały Dembińskiego wkroczyły do Warszawy, której tak desperacko śpieszyły na pomoc.

Miesiąc później generał Dembiński i jego żołnierze wzięli udział w ostatniej, niestety, przegranej bitwie Powstania – obronie Warszawy, do której prawdopodobnie nie zdążyliby na czas, albo wcale nie dotarli, gdyby nie wydarzenia w Podbrodziu i powiecie zawilejskim.

Jacek Szulski

Na zdjęciach: proporzec z godłem Powstania Listopadowego.

<<<Wstecz