Zawody oraczy z rejonu wileńskiego w międzynarodowej oprawie

Jakościowa orka – podstawą urodzaju

Oracze z Mickun zdominowali tradycyjne zawody mistrzów orki rejonu wileńskiego, które odbyły się w ubiegły piątek, 22 lipca, na polu rolnika Romualda Rakałowicza w starostwie miednickim. W ocenie kompetentnej komisji, w tym roku najlepiej swe poletko zaorał Jan Butkiewicz z Mickun, który wyprzedził Edwarda Nowickiego z Mariampola oraz swego ziomka Czesława Awdeja.

W ubiegłym roku dwóch z obecnych laureatów również stało na podium – Nowicki na najwyższym stopniu, a Awdej na najniższym. Świadczy to o tym, że ci rolnicy są prawdziwymi mistrzami orki i niczym prawdziwi zawodowcy utrzymują stabilną formę, a ich wyniki nie były dla nikogo zaskoczeniem. W poprzedniej edycji zawodów na drugim miejscu uplasował się Rakałowicz. W tym roku wykazał się prawdziwą gościnnością i chociaż znalazł się w czołówce, to w gronie zwycięzców niestety nie.

Wyższe premie

W ogóle w zawodach wzięło udział 11 oraczy, w tej liczbie jeden z Polski, który swą obecnością sprawił, że przedsięwzięcie zyskało miano międzynarodowego. W poprzednim roku o tytuł najlepszego oracza walczyło zaledwie 7 rolników. Większa liczba uczestników zaprocentowała też większymi premiami dla zwycięzców, bo jeżeli w ubiegłym roku zdobywcy pierwszych trzech miejsc otrzymali odpowiednio 120; 100 i 80 euro, to w tym premie były wyższe – 150, 120 i 100 euro. Ponadto każdy uczestnik otrzymał po 20 euro, a więc pokrzywdzonych nie było, tym bardziej, że zawodom towarzyszyła wystawa specjalistycznego sprzętu rolniczego, a atmosfera na nich przypominała rodzinny piknik czy zlot przyjaciół.

Oprócz premii pieniężnych, ufundowanych przez wydział rolny administracji samorządu rejonu wileńskiego, uczestnicy zawodów otrzymali prezenty od sponsorów i starostów. Zdobywcom miejsc na podium zawieszono na szyi dębowe wieńce, a wszyscy uczestnicy rywalizacji na miednickim polu otrzymali dyplomy uznania. Zwycięzców i uczestników święta pozdrowił i nagrody wręczył Czesław Olszewski, wicemer samorządu rejonu wileńskiego.

Nie zawsze warto emigrować

Ceremonię otwarcia zawodów oraczy, które na stałe wpisały się do kalendarza wydziału rolnego samorządu rejonu wileńskiego i odbyły się już po raz ósmy, zagaiła Lucjana Binkiewicz, kierowniczka wydziału. Przedstawiła uczestników tradycyjnego przedsięwzięcia, cieszyła się, że z każdym rokiem jest ich coraz więcej, a geografia uczestników też się rozszerza, bo w tym roku w zawodach wziął udział Michał Karwowski, rolnik spod Łomży.

Poseł Leonard Talmont w delikatnej formie wytknął rolnikom z sąsiedniego rejonu to, że tylko 40 proc. ziemi jest w nim uprawiana.

– W rejonie solecznickim, z którego pochodzę i gdzie mieszkam, ziemia jest użytkowana prawie w stu procentach. Naszym rolnikom ziemi już nie wystarcza i oni o nią walczą – podkreślił poseł z ramienia AWPL-ZChR. Zaapelował do obecnych, aby jak najwięcej ziemi uprawiali, dzierżawili i aktywniej uczestniczyli w programach skierowanych do rolników. Przypomniał, że z zawodu jest agronomem i kawał swego życia poświęcił pracy na roli. Zwracając się zaś do oraczy powiedział, że jakościowa orka jest podstawą dobrego urodzaju.

Albert Narwojsz, zastępca dyrektora Administracji Samorządu Rejonu Wileńskiego, z kolei podkreślił, że „uprawa roli jest jedną z priorytetowych naszych dziedzin”. Oddał hołd ciężkiej pracy rolników, a jednocześnie zaznaczył, że służą oni przykładem dla młodzieży, gdyż pokazują naocznie, iż nie zawsze trzeba emigrować, by zarobić na przeżycie.

Optymizm wspólników

Tradycyjnym zawodom towarzyszyła wystawa sprzętu rolniczego. Jednym z wystawców była nowo powstała firma „Hegvita”, która swą działalność rozpoczęła przed niespełna dwoma miesiącami. Marek Zabielski, dr nauk rolniczych i absolwent Wyższej Szkoły Agrobiznesu w Łomży, zajmuje się sprzedażą i dystrybucją polskich maszyn rolniczych w Europie. Sprzedaje je w 12 krajach, w tej liczbie – w tak przedtem trudnodostępnych rynkach takich państw jak: Niemcy, Austria czy Szwajcaria.

– Producenci sprzętu rolniczego w Polsce w ostatnich latach zainwestowali w postępowe technologie, co spowodowało, że polska technika rolnicza stała się obiektem zainteresowania i pożądania w wielu krajach, w tym i na Litwie – nie bez dumy w głosie zachwalał rodzimą produkcję Zabielski. Poinformował, że wspólnie z Gienadijem Tankielunem powołali do życia spółkę „Hegwita”, która ma siedzibę właśnie w Miednikach, by rozszerzyć podaż i zwiększyć asortyment postępowej techniki rolniczej o najwyższej jakości i dostępnej cenie.

Wspólnicy z litewskiej i polskiej strony razem opowiadali o zaletach kosiarek dyskowych, zachwalali mulczery (rozdrabniacze) i inny sprzęt rolniczy. Obaj byli święcie przekonani, że interes na Litwie wypali, bo jeśli polski sprzęt kupują wybredni i konserwatywni Niemcy, to dlaczego w ich ślady nie mieliby iść Litwini i Polacy na Wileńszczyźnie.

Lepiej zbierać butelki

Na święto oraczy rejonu wileńskiego przybyli również ich koledzy z sąsiedniego i zaprzyjaźnionego rejonu solecznickiego ze Stanislovasem Lebedisem, kierownikiem wydziału rolnego samorządu rejonu solecznickiego, na czele.

Jan Poźniak gospodarzy w Solecznickiem na 220 ha ziemi. Jego dwaj synowie – Andrzej i Franciszek – znaleźli się w gronie zwycięzców podobnych zawodów w rejonie solecznickim, a Andrzej będzie bronił barw rejonu na zawodach ogólnokrajowych, które odbędą się w końcu sierpnia (rejon wileński będzie reprezentował Jan Butkiewicz).

Jak opowiadał senior rodziny Poźniaków, obecnie zajmują się oni produkcją zbożową. Przedtem zajmowali się hodowlą bydła, ale z powodu jej nierentowności postanowili zrezygnować z tego zajęcia.

– Ceny skupu mleka są wręcz śmieszne i wynoszą 6-8 centów za litr. Znajomy rolnik powiedział, że jest lepiej butelki zbierać i otrzymać za każdą 10 centów, niż tyrać od świtu do zmroku i otrzymać przysłowiowe grosze – ze smutkiem zwierzał się pan Jan.

Piknikowa atmosfera

Na święcie panowała istnie piknikowa atmosfera. Uczestników i gości zapraszano do namiotu i częstowano domowymi specjałami mięsnymi, małosolnymi ogórkami, napojami orzeźwiającymi itd. Docenił to również poseł Siergiej Ursuł, który na krótko wpadł na konkurs oraczy.

Soczyste, pachnące szaszłyki i gorący rosół z kybynami oferowała spółka „Rukainių pramogos”, a na grillu popularne piknikowe mięsne danie wypiekał jej właściciel Marian Romanowski. Jak powiedział, poczęstunek zafundowany został przez spółkę „Hegwita”, a pracownicy spółki postarali się o to, aby dogodzić zarówno konsumentom, jak i sponsorowi.

Wielkie wyzwanie

Zawody oraczy – to wielkie wyzwanie dla uczestników. Wymowna pod tym względem była wypowiedź Michała Karwowskiego z Polski, który, jak przyznał, po raz pierwszy wziął udział w takim przedsięwzięciu, bo w jego stronach takich zawodów nie ma.

– Myślałem, że to będzie taka zwykła „przejażdżka” po polu. Zaorze się paletko i tyle, a okazało się, że nie będzie to takie proste i wymagania są stawiane dość wysokie – szczerze opowiadał młody rolnik spod Łomży. Dodał, że gdy zobaczył jak miejscowi oracze wymierzają pole metrówką, by ładnie wykonać orkę w tzw. rozorkę, to dopiero zrozumiał, na ile poważnie traktują oni swą pracę.

Trudne zadanie dla komisji

Komisja miała trudne zadanie, by wyłonić najlepszych. Ocenie podlegały: prostoliniowość, głębokość i dokładność wyorania pierwszej i drugiej bruzdy, ogólne ukształtowanie powierzchni i jakość grzbietu, wygląd zaoranej powierzchni, przykrycie resztek roślinnych, zagłębianie i wyciąganie pługa, jakość bruzdy końcowej itd. Słowem, pan Michał miał rację, orka nie była zwykłą „przejażdżką” i wymagała sporych umiejętności, doświadczenia i nawyków. A tak na marginesie, gość z Polski nie wypadł najgorzej i uplasował się w pierwszej piątce. Dobry wynik być może zachęci go do udziału w kolejnych edycjach konkursu oraczy.

Zygmunt Żdanowicz

Na zdjęciach: Michał Karwowski z Łomży (od prawej) w zawodach oraczy wziął udział po raz pierwszy, gorąco go dopingował i pomagał szwagier Michał Zabielski; mistrz zaorze co do centymetra –z pomocą komisji; Gienadij Tankielun i Marek Zabielski („Hegvita”) wierzą, że interes się rozkręci; „Rukainių pramogos” zatroszczyły się o grillową atmosferę.
Fot.
autor i Rusłan Naruniec

<<<Wstecz