Hiszpanie w Wileńskim Hospicjum bł. ks. M. Sopoćki

Wolontariat w rytmie flamenco

– Jest to, powiedziałabym, zderzenie kultur, inny świat – z uśmiechem określiła swych nowych współpracowników, hiszpańskich nastolatków, dyrektor wileńskiego hospicjum, s. Michaela Rak. Młodzież z regionu Andaluzji kilka dni ze swego pobytu na Litwie spędziła, pracując w zarządzanej przez nią placówce.

Hiszpańska młodzież, w liczbie 100 osób, przybyła na Litwę na zaproszenie Centrum Kultury „Vilnelės”, należącego do organizacji „Opus Dei”. Jak powiedziała Lucila Oses, wychowawczyni, w tym roku wyjechano na obóz właśnie na Litwę, gdyż graniczy ona z Polską, a tam grupa z Hiszpanii uda się na spotkanie z papieżem w ramach Światowych Dni Młodzieży. Sam zaś pobyt w naszym kraju polega nie tylko na zwiedzaniu, lecz również na czynieniu dobra.

– Młodzi ludzie z rana pomagają w szpitalach, domach dziecka, kościołach, tutaj, w hospicjum. Później jest Msza św. i zwiedzanie miasta – opowiada Lucila. Na pytanie, jak się czuje w naszym kraju, szczerze odpowiada, że u ludzi jest mało uśmiechu i chciałaby się podzielić swą, hiszpańską, radością.

Koncert dla pacjentów

Jak opowiedziała Aušra Talačkaitė, koordynatorka projektów i wolontariatu w hospicjum, młodzież jednego dnia pracowała w pokojach pacjentów, inny zaś spędziła na porządkowaniu terytorium: przycinaniu krzaków, zamiataniu podwórza, by później chorych wywieźć na wózkach na spacer. Hiszpańskie dziewczęta razem ze swoją wychowawczynią przy tej okazji dały pacjentom improwizowany minikoncert: zaśpiewały andaluzyjskie pieśni i zatańczyły flamenco (tego tańca uczą się w szkole). Obiecały też nauczyć sztuki flamenco pracujących razem z nimi wolontariuszy z Wilna, Ugnė i Radka, jak również siostrę Michaelę.

Dyrektor hospicjum zauważyła, że hiszpańskiej młodzieży jest trudniej niż miejscowej.

– Ich posługa jest w czasie, kiedy w Hiszpanii mają sjestę, odpoczywają – tłumaczy s. Michaela. – Dla nich to jest poniekąd szokiem, że pracują w pełnym słońcu. I to jest też takie umiejętne wyjście ze swoich przyzwyczajeń na rzecz drugiego człowieka. Dzisiaj właśnie w tym rytmie tańca, śpiewu i młodzieńczej radości podzielili się swoim bogactwem z chorymi.

Współpracownik

– Jak się pracuje z Hiszpanami? Niedługo z nimi byłem, ale są weseli, uśmiechają się, rozmawiają – opowiada Radek, który porozumiewa się z nimi po angielsku. Sam zaś trafił do wolontariatu w hospicjum, bo posłuchał rady wicedyrektorki gimnazjum, która zganiła go za – jak sam szczerze przyznaje – niezbyt właściwe zachowanie w szkole.

– Od razu nie bardzo chciałem, ale zmusiłem siebie (mama też pomogła), ta praca mnie wciągnęła i teraz nie mogę stąd odejść – opowiada o swych perypetiach 15-latek, który od połowy czerwca przychodzi do ośrodka 4 razy w tygodniu i pracuje od godz. 10 do 14.

– Robię wszystko, co trzeba: myję okna, naczynia, porządkuję ogród, czasami chorych trzeba wywieźć, by pooddychali świeżym powietrzem – mówi Radek i biegnie na górę, by właśnie wywieźć pacjenta na dwór, na koncert.

Zawsze mile widziani

Talačkaitė chwali swego młodego współpracownika i dodaje, że wolontariusze u nich zawsze są oczekiwani – przecież jeżeli ktoś wywozi chorego, to nie może już np. pomóc w kuchni.

– Rąk do pracy nigdy nie jest za dużo – mówi koordynatorka, dodając, że jeżeli ktoś może wspomóc hospicjum darami, np. ma w domu zbędną pościel, ręczniki, może przynieść środki czystości czy też żywność – ziemniaki, inne warzywa i owoce – będzie to zawsze przyjęte z radością.

Prośba

– Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy, bo już doprecyzowaliśmy ostatecznie projekt architektoniczny, jak będzie wyglądało hospicjum dla dzieci – s. Michaela pokazuje wizualizację budynku, który ma zostać wybudowany na miejscu starych garaży. Właśnie udaje się do kaplicy, by złożyć projekt u tabernakulum i powiedzieć Jezusowi, że ma zrobiony projekt, ale brak pieniędzy na jego realizację. Siostra Rak przyznaje, że budowa działu dziecięcego jest wielkim wyzwaniem, ale nie mogła się tego nie podjąć.

– Kiedy mały chłopiec, pięcioletni, po chemioterapii patrzy mi w oczy i mówi: „pomozes mi?”, to ja nie mogę mu nie pomóc. I dział dziecięcy jest właśnie wyjściem z hasłem: „pomogę” do dzieci i ich rodziców.

Alina Stacewicz

Na zdjęciach: dziewczęta z Andaluzji śpiewały i tańczyły dla pacjentów; hiszpańscy wolontariusze razem z wileńskimi – Radkiem i Ugnė – na spacerze z chorymi.
Fot.
autorka

<<<Wstecz