Harcownicy – na matę!

Powinniśmy być dumni z prezydent Dalii Grybauskaitė. Podczas szczytu NATO w Warszawie jak psy pogoniła ubiegających się o wywiad z nią dziennikarzy rosyjskiej telewizji. Niemcom dała. Mam na myśle nie tylko Interview, ale przede wszystkim przykład, jak należy szykować się do ewentualnej wojny z Rosją i jej paranoikiem-prezydentem.

To Interview to w ogóle dla Litwy wyróżnienie. Wszak opiniotwórczy „Der Spiegel” mógł zwrócić się o taki wywiad do któregokolwiek z 18 obecnych tam prezydentów, a przecież wybrał naszą „Frau Präsidentin”. Zaimponowała Niemcom tym, że w trakcie szczytu pokazała całem światu, kto w tym zdominowanym przez chłopów towarzystwie ma prawdziwe jaja. A jak! Zdecydowana zwolenniczka twardej linii wobec Rosji, zdolny diagnostyk („Putin cierpi na paranoję”) i do szaleństwa odważny dowódca litewskich sił zbrojnych, który zapowiedział, że w razie czego pokaże tym putinsynom, że nasza armia nie palcem robiona.

„My przed II wojną światową mieliśmy wielką armię (!?), ale gdy wówczas Sowieci do nas wkroczyli, nie stawialiśmy żadnego oporu. To się nie powtórzy” – oznajmiła Grybauskaitė niemieckiemu żurnaliście. Ten, oceniając nasze szanse wobec ewentualnego agresora, musiał zrobić głupkowatą minę, bo usłyszał, że w sprawach takiego wojowania „nie chodzi o to, jak wielkim się jest, tylko jak bardzo zdecydowanym”. I przygotowanym. A Litwa jest. „Modernizujemy naszą armię, kupujemy najlepszy sprzęt, najlepsze uzbrojenie”. No i mamy regularne wojsko.

„Przed dwoma laty przywróciliśmy obowiązkowy pobór, ale nikogo nie musimy powoływać, tak wielu mamy ochotników” – pochwaliła się Grybauskaitė. O tym, że nasze wojsko liczy 3 tysiące beretów – dziennikarz „Spiegla” poinformowany nie został. Podobnie jak o tym, że od chwili przywrócenia poboru już nam jeden żołnierzyk poległ. W zderzeniu z tajemniczą neuroinfekcją i panującym w woju bajzlem. „Frau Präsidentin” nie opowiedziała mu też o tym, że litewscy ochotnicy już przetestowali swoje najlepsze uzbrojenie ostrzeliwując, na szczęście ślepakami, niemieckiego (trzebaż trafu!) turystę. A generalnie to wypadła w tym wywiadzie jak nieustraszona orlica. Żal tylko, że wywiadujący się trafił wyjątkowo marudny. Jak pijany płotu czepiał się pytania: czy Litwa rzeczywiście boi się napaści ze strony Rosji i czy w taką napaść wierzy? Gdy się w końcu przekonał, że – przynajmniej nasza „żelazna lady” – bać się nie boi, ale zbrojnego ataku ze strony Putina jest prawie pewna, bo to „paranoik”, to zaczął z kolei smędzić, że NATO optuje nie tylko za odstraszaniem, ale też za dialogiem. „Ta druga część u was dotychczas nie zaistniała” – orzekł obcesowo. Ot, namolny! Mało mu tego, że Litwa jest świetnie uzbrojoną i gotową do boju forpocztą całego NATO? Chce jeszcze, żebyśmy do tej Rosji... no, jak dziad do obrazu?

Z tą starą Europą mamy, jak widać, nie taki kłopot jak z Rosją, ale też poważny. Jakaś ona do wojaczki nieskora. Może dlatego, że się nawojowała (zarówno w roli agresora, jak i aliantów) w owym czasie, gdy „my nie stawialiśmy żadnego oporu”? I co teraz z tym fantem zrobić, że my tacy waleczni, oni tacy ospali i ugodowi, a Putin agresywny i ogarnięty paranoją przywrócenia dawnych granic Sojuza? Oj, chyba wiem. Grybauskaitė posiada czarny pas w karate (o czym „Der Spiegel” nie omieszkał swoim czytelnikom przypomnieć), Putin ma w nim ósmy dan... cokolwiek to znaczy. Niech się zmierzą na macie: kto lepszy? Może to wystarczy za całą wojnę, a też ostudzi zapał obojga do zabawy żywymi żołnierzykami i prawdziwą bronią? Aha, ktoś kiedyś zauważył, że najgroźniejszą bronią, jaką może mieć każdy żołnierz, jest mózg. Dotyczy też prezydentów.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz