Wystawa artystycznej oprawy książek Jacka Tylkowskiego

Z okładką droższą od książki

Sztuka ręcznego oprawiania książek zazwyczaj kojarzy się z odnawianiem starych manuskryptów lub pracą introligatora w przeszłych epokach. O tym, że może być to rzemiosło o nowoczesnym wzornictwie, można się przekonać na wystawie prac Jacka Tylkowskiego, zorganizowanej w Centrum Grafiki w Wilnie.

– Jestem miłośnikiem nowoczesnej oprawy książki, bo mistrzowie introligatorstwa – z Czech i Belgii – którzy mnie uczyli, preferowali taki właśnie kierunek – tłumaczy pan Jacek, dodając, że nowoczesna oprawa ma zupełnie inny styl, przy jej produkcji wykorzystuje się bardziej współczesne techniki. – Nie używam takich narzędzi, jak tłoki, liniaki z przeszłych wieków, które służą do stylizacji pod epokę – opowiada polski introligator. – Jeżeli klient zamawia oprawę np. z XVIII, XIX w., to powinno się w pracy użyć też narzędzi, odpowiadających tamtemu okresowi.

Jak mówi twórca, okładki są wtedy bogato dekorowane, wykorzystuje się do tego duże ilości złota. Jego zaś ulubiony, nowoczesny styl opraw zupełnie nie pasuje do starych dzieł, dlatego nigdy np. nie miał chęci oprawiania dawnych manuskryptów.

Ekskluzywne egzemplarze

Na wskroś nowoczesne okładki Tylkowskiego mogą kosztować nawet po kilka tysięcy złotych – na cenę składa się nakład pracy (od kilku do kilkunastu dni) i użyte materiały. Jak mówi autor, z powodu ceny klientów nie jest za wielu, są to przeważnie kolekcjonerzy, bibliofile, chociaż ostatnio wśród zamożniejszych osób pojawia się moda prezentowania książek w oprawach artystycznych.

– Czasami klienci mogą zlecić do oprawienia własne zapiski, pamiętnik, albo, z powodów sentymentalnych, jakąś książkę, np. z dzieciństwa, która jest zniszczona – tłumaczy pan Jacek.

Ekskluzywne okładki introligator przeważnie wykonuje „dla siebie”, gdyż z powodu ceny rzadko się sprzedają, ale za to służą jako reklama firmy i materiał dla wystaw. Wykonuje je poza godzinami pracy, często nocą, firmę zaś utrzymuje z opraw tańszych, robionych na zlecenie np. urzędów czy restauracji.

Mistrzowie zanikającego fachu

– Mój tata miał pracownię introligatorską, jestem drugą generacją, zajmującą się tym fachem w rodzinie – mówi Jacek Tylkowski, ubolewając, że studiujące obecnie jego dzieci nie są zainteresowane tym rzemiosłem. Artystycznej oprawy książek autor uczył się w Czechach i Belgii, gdyż w Polsce introligatorów jest niewielu, niechętnie też przyjmują na naukę – aby nie odkrywać swych sekretów i nie podnosić poziomu konkurencji (ale, jak mówi autor, nie jest to tylko polski problem). W ocenie introligatora, ma to wpływ na zanikanie rzemiosła – mistrz nie ma swego ucznia, czyli następcy i zabiera wiedzę ze sobą do grobu.

Tylkowski za właściwą decyzję życiową uważa pobieranie nauk u czeskiego mistrza, Jana Soboty – dzięki temu podniósł swe umiejętności na wyższy poziom i nauczył się techniki, którą obecnie najczęściej stosuje. Jest ona całkowicie nieznana m. in. w Skandynawii i polski introligator wkrótce wybiera się do Szwecji, by podzielić się swym doświadczeniem, a przy okazji samemu nauczyć się czegoś nowego. Jego mistrz, Sobota, mając prawie 70 lat, również jeździł na drugi koniec Europy, by uczyć się nowego stylu oprawy.

Najpierw chęć, później zdolności

Według introligatora, za granicą są organizowane odpłatne warsztaty, ale najlepszym sposobem na nauczenie się tego rzemiosła jest relacja mistrz-uczeń. Ważne jest, by fachowiec był w pobliżu i natychmiast poprawił błąd, by „czeladnik” nie wyrobił złych nawyków.

– Okres nauki zależy od indywidualnych chęci i zdolności (i to jest właściwa kolejność tych słów). Byłem u swojego mistrza 6 tygodni, niezręcznie mi siebie oceniać, ale z tego, co mówią inni, chyba mi się udało – skromnie określa swe umiejętności Tylkowski, dodając, że jednak przez dłuższy czas w tym rzemiośle trzeba ćwiczyć, by osiągnąć przyzwoity poziom.

– Wszystko zależy od indywidualnych cech: jak ktoś jest uparty i kocha to, co robi, to się tego nauczy. Osoba, która ma trochę mniejsze zdolności, większy problem z wyobraźnią, zaprojektowaniem, będzie potrzebowała trochę więcej czasu – dodaje introligator.

U chętnych uczenia się fachu introligatorskiego mile widziane są również zdolności manualne, zamiłowanie do czystości (by efekt końcowy kilkunastu dni pracy nie był zepsuty przez zabrudzenie), a przede wszystkim pan Jacek akcentuje cierpliwość.

– To jest często praca w samotności, w skupieniu, nie da się przy niej słuchać głośnej muzyki czy prowadzić konwersację z sąsiadem przy drugim biurku, gdyż łatwo jest popełnić błąd, który później ciężko naprawić – tłumaczy mistrz, mówiąc, że praktyka czyni perfekcję.

Przeczytać, by zrobić okładkę

Polski introligator przyznał, że wystawienie jego prac w Wilnie, zorganizowane dzięki osobistym relacjom z litewskimi kolegami po fachu, spotkało się z tak ciepłym przyjęciem, iż był nim trochę oszołomiony i pragnie podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego. Spytany o swoją ulubioną pracę odparł, że wszystko jeszcze przed nim, ale obecnie ulubioną oprawą jest najświeższa, aktualnie eksponowana w wileńskiej galerii, którą wykonał przed 2 miesiącami z myślą o przywiezieniu do Wilna – jest to oprawa książki George’a Orwella „Folwark zwierzęcy”.

Na pytanie, czy czyta oprawiane książki, Tylkowski odpowiedział, że są tacy introligatorzy, którzy czytają, ale on akurat należy do tych, którzy – z braku czasu – rzadko to czynią. Ale – jak zaznaczył – stara się wyszukać streszczenie utworu i zapoznać się z nim, by wczuć się w klimat książki – to jest ważne, jeżeli projekt okładki ma być spójny z treścią, chociaż nie zawsze jest to wymagane.

Wystawę prac Jacka Tylkowskiego można obejrzeć w Centrum Grafiki w Wilnie do 23 lipca.

Alina Stacewicz

Na zdjęciu: by sztuka introligatorska nie zanikła, mistrz powinien mieć swojego ucznia, dlatego Jacek Tylkowski chętnie dzieli się swym doświadczeniem.
Fot.
autorka

<<<Wstecz