Nie chwiać się razem z chwiejącymi

W Europie wrze po Brexicie. Niemcy zareagowali na angielski rokosz pilną naradą nad przyszłością Unii w gronie szóstki założycieli Wspólnoty Węgla i Stali, w Warszawie zaś dziewiątka innych krajów, którzy do UE doszlusowali później, domagała się reform Wspólnoty niejako w alternatywie do szóstki. Litwa tymczasem, gdy inni debatują, spierają się i walczą o wizję przyszłej Europy, trwa w sielankowym, wakacyjnym nicnierobieniu.

Do Niemiec, rzecz oczywista, nas nie zaproszono. Do Warszawy? Nie wiem. Może nie proszono, może nie pojechaliśmy sami, bo chcielibyśmy do Niemiec, gdzie nas z kolei nie chcieli. Skończyło się w bardzo naszym stylu, czyli na nicnierobieniu. Być może, że premier Algirdas Butkevičius bał się wysłać Linasa Linkevičiusa do Warszawy, bo Bruksela mogłaby na to spojrzeć krzywym okiem, jak to się u nas gada. Mówiąc dosadnie, Butkevičiusowi za afront groziłoby, że nie zostałby poklepany przez Jean’a-Claude’a Junckera na najbliższym szczycie w czółko, policzek, czy już w najgorszym razie po ramieniu. Bo szef Komisji Europejskiej klepie tylko tych, którzy trzymają się słusznej linii. Linii, ma się rozumieć, wytyczonej przez Brukselę, czyli z grubsza przez oglądającego się na Niemcy Junckera.

Nie ryzykowalibyśmy więc uznając, że w trudnych i niepewnych czasach najlepszą taktyką dla małego, biednego, peryferyjnego państwa będzie trzymanie się silniejszego. Spódnicy Angeli Merkel, innymi słowy. Nie neguję, że taka taktyka ma swój sens. Na przykład, przy dzieleniu konfitur brukselskich (a unijny budżet będzie bankowo renegocjowany po wyłączeniu z niego składki brytyjskiej) możemy za wierność liczyć na grubszy kąsek. Ale jest to tylko jedna strona medalu. Drugą jest meritum sporu, czyli jaka ma być Unia po tym, gdy jej czerwoną kartkę pokazała, jakby tam nie było, jedna z najstarszych demokracji w Europie. Dla nikogo nie jest tajemnicą przecież, że Brytyjczycy głosowali za zerwaniem mezaliansu z Brukselą, bo mieli dość uzurpacji władzy przez tamtejszych klerków, których nikt nie wybierał. Mieli po dziurki w nosie niebotycznej wręcz biurokracji brukselskiej, marnotrawstwa wspólnotowych pieniędzy, utopijnych pomysłów KE w sprawie przyszłości UE, a zarazem jej bezradności w rozwiązywaniu problemu nielegalnej emigracji. Słowem mieli dość „tłustych brukselskich kotów”, którzy realnie za nic nie odpowiadają, a jednocześnie do wszystkiego wsuwają swój wypasiony pyszczek.

Co na to „tłuste koty”? Ano, jak widzieliśmy. Na uzdrowienie z choroby zaproponowali jeszcze więcej chorób. „Jeszcze więcej Europy w Europie” – to ich odpowiedź na emancypację z takiej właśnie Europy Brytyjczyków. Czyli jeszcze więcej centralizacji, jeszcze więcej sobiepaństwa, jeszcze więcej dyktatu oderwanych nierzadko od rzeczywistości brukselskich urzędników. Czy takiej Unii musimy się trzymać? Wątpię.

W Warszawie tymczasem zebrali się z inicjatywy szefa polskiego MSZ przedstawiciele państw, którzy chcą zmian, reform. Chcą w Unii więcej zasady wspierania, a mniej praktyk narzucania woli silniejszych słabszym. Wspólnie mają więcej głosów w Radzie Unii Europejskiej niż szóstka możnych od Wspólnoty Węgla i Stali. Litwy w Warszawie nie było, choć łączy nas oprócz wyżej wspomnianych postulatów też wspólnota interesów, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo w wymiarze geopolitycznym, dążenie do niezależności energetycznej od Rosji, czy podejście do kryzysu emigracyjnego.

Siedzieliśmy cicho, tylko jeden Antanas Guoga (to ten od detektorów kłamstw dla polityków) był aktywny. Jak pochwalił się na internetowych mediach, pisał listy do rekinów biznesu z londyńskiego City, by ci, jak będą stamtąd, tzn. Londynu wynosić się, to wynosili się do Wilna. Niech powstanie Vilniaus City, kusił rekinów biznesu kusiciel Guoga, jak niegdyś słynny Ostap Bender kusił wizją powstania nowych Wasiuków gdzieś w rosyjskiej prowincjonalnej głuszy. Bo u nas w Wilnie jest czyste powietrze, relatywnie małe korki, a i miasto jako jedyne w kraju nie należy do topniejących demograficznie litewskich metropolii, przekonywał w swych listach światowych kapitalistów litewski Bender.

Obaczymy, jaki będzie efekt listów Ostapa Guogi i czy w Wilnie powstaną przysłowiowe nowe Wasiuki. Tymczasem od poważnych litewskich polityków oczekujemy bardziej zdecydowanych działań w sytuacji, gdy Europa się chwieje. Europa się chwieje, zauważmy, bo jej kierownictwo doprowadziło ją do tego stanu.

Litwa nie może chwiać się razem z chwiejącymi.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz