Krematorium wśród jaśminów i bratków

Polska wiceminister kultury Magdalena Gawin oraz kilkudziesięciu przedstawicieli polskiej inteligencji wystosowali list otwarty do ministra spraw wewnętrznych Austrii Wolfganga Sobotki, w którym domagają się godnego upamiętnienia męczeństwa ofiar obozu koncentracyjnego w Gusen.

O sprawie KL Mathausen-Gusen stało się głośno po tym, gdy polskie media doniosły o bulwersującym poczynaniu prywatnych inwestorów na terenie byłego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego w Gusen. Teren i byłe zabudowania obozu zostały sprywatyzowane po zakończeniu II wojny światowej. Niestety nowi właściciele, wziąwszy rozbrat z jakąkolwiek wyobraźnią i ludzkim sumieniem, co pewien czas podejmują próby zabudowania miejsca kaźni i katorżniczej pracy byłych skazańców, względnie przeróbki budynków obozowych na potrzeby współczesnych mieszkańców tej miejscowości. Tak, dla przykładu, była brama główna obozu po remoncie przekształciła się w luksusową willę z otaczającą ją wyszukaną tropikalną zielenią. Na fundamentach byłej obozowej strażnicy powstała z kolei z biegiem lat restauracja, a w jednym z zabudowań byłego obozu uruchomiono nawet pieczarkarnię.

Przypomnijmy jednak, że zanim obóz został sprywatyzowany, był miejscem kaźni (z krematoriami i komorami gazowymi) oraz morderczej pracy dla przeszło 335 tysięcy więźniów 70 narodowości. W austriackich kamieniołomach i nazistowskich krematoriach Gusen zginęło od 71 do 122 tys. niewolników pracy. W polskiej pamięci historycznej obóz zagłady w Gusen, który był filią obozu w Mathausen, zapisał się jako miejsce kaźni rodzimej inteligencji. Powstał on jeszcze przed wybuchem II wojny światowej i początkowo więził niemieckich antyfaszystów. Jednak po napaści Hitlera na Polskę, już w roku 1940 w ramach akcji „Intelligenzaktion” do Gusen zaczęto masowo deportować przedstawicieli polskiej inteligencji w celu jej unicestwienia. W tym czasie Polacy stanowili aż 97 proc. wszystkich więźniów obozu. Warunki przebywania w nim były wręcz mordercze. Więźniowie, którzy do Gusen trafili z Auschwitz, nawet na kolanach chcieli wracać z powrotem. Tymczasem o bestialstwach i sadyzmie obozu dzisiaj potomnym przypomina tylko niewielki jego skrawek ze skromną ekspozycją, wywalczoną kilkanaście lat temu u władz Austrii przez profesora Władysława Bartoszewskiego. Resztę terenu obozu konsekwentnie się zabudowuje, usuwając tym samym z pamięci Austriaków ciemne karty ich historii.

Dość powiedzieć, że dzisiaj z 47 byłych obozów zagłady na terytorium Austrii zachował się tylko jeden w Mathausen z nieosobliwą wystawą powstałą zaledwie kilka lat temu. Wszystkie inne zostały przekształcone, ze swoistym często kunsztem dostosowane do współczesnych potrzeb miejscowych mieszkańców. Tak w Melku malutki teren z zachowanym krematorium został wkomponowany w dzielnicę willową. Wchodzi się do niego jak do ogródka przydomowego, gdzie rosną jaśminy i bratki, pną się róże, a w środku znajduje się krematorium ze stołem sekcyjnym. Atrakcja, czy może element dekoracyjny ogródka?

Dla ludzi z wyobraźnią jest to obrazek makabryczny. Mnie osobiście w tym miejscu na myśl przychodzi film Mela Gibsona „Apocalypto” z jego krwawymi apokaliptycznymi scenkami, w których z wierzchołków piramid staczają się głowy ofiar pogańskiego, ludobójczego kultu Majów prosto w tłum wrzeszczącej tłuszczy. A parę dosłownie kroków dalej toczy się normalne życie tubylców: handel, stragany, świecidełka, harmider, uśmiechy zalotników do miejscowych piękniś z nienaturalnie wyeksponowanymi dziwacznymi uczesaniami na brzydkich głowach.

Jeden z polskich filozofów, komentując temat Gusen z przekąsem powiedział, że Austriacy po II wojnie światowej przebyli długą drogę w relatywizacji trudnych momentów własnej najnowszej historii. Skutkiem tej drogi jest przekonanie wielu współczesnych wiedeńczyków, że Hitler był Niemcem, a Austriakiem zaś jako żywo – Gothe. Jawohl! Mozart w takim razie był tureckim Grekiem, adoptowanym przez Habsburgów.

Nonszalancki stosunek Austriaków do najokrutniejszych wydarzeń ostatniej wojny światowej, które miały miejsce w ich kraju, musi razić i budzić sprzeciw. Nie dziwi, że właśnie Polska, która była pierwszą ofiarą Hitlera, pierwsza też domaga się od rządu w Wiedniu godnego upamiętnienia ofiar nazistowskiego ludobójstwa. Walcząc o prawdę o nieludzkich cierpieniach byłych więźniów obozów zagłady, polski rząd często musi się zmagać naraz na kilku frontach – ignorancji, niepamięci i, niestety, złej woli. W tym ostatnim przypadku od niedawna prywatna kancelaria adwokacka będzie w imieniu rządu polskiego również na drodze prawnej ścigać (domagając się pieniężnych kar) tych, którzy upowszechniają lucyferskie kłamstwa o polskich obozach koncentracyjnych. Krematoria ukwiecone jaśminami też są swoistym kłamstwem, uwłaczającym pamięci bestialsko w nich zgładzonych ofiar.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz