7. Przykazanie w polityce

Na Litwie ludu ubywa w tempie zatrważającym niczym śniegu w wiosennych promieniach słońca. Ekonomiści alarmują, że niedługo będzie problem dla gospodarki i życia społecznego. Biznes więc zaczyna się martwić. A partie polityczne? Kombinować...

Bo tak trzeba potraktować rzecz niespotykaną w krajach o dojrzałej demokracji, bo dotyczącą procederu podkradania wzajemnego przez partie sobie przewodniczących. Tak się stało na ten przykład z partią Prawo i Porządek (PiP), której przewodniczący Valentinas Mazuronis opuścił szeregi organizacji, by przystąpić do konkurencji – Partii Pracy, gdzie w mig awansował na lidera. Manewr nie gorszy od tych, jakimi popisują się zwykle kierowcy bolidów Formuły 1. Czyżby aż tak kiepsko było w naszym kraju z kadrami politycznymi?

Osieroconej PiP animusz mocno po tym wydarzeniu podupadł, a wraz z nim i słupki poparcia. Ostatnio do 5,3 proc., czyli granicy progu wyborczego. Desperacją musi być to dla partii politycznej, która jeszcze do niedawna pretendowała do laurów pierwszeństwa nad Wilią. Teraz szarpie się w panice, by nie spaść pod próg.

Partia niesfornego ongiś lotnika nie ma ani poparcia, ani kadrów. Gdy przyszło jej ostatnio zgłosić kandydata na ministra spraw wewnętrznych, też musiała pożyczyć od konkurencji – posła Povilasa Gylysa z śp. partii Drąsos Kelias. Ten przyszedł do partii wraz z kolegą Valdasem Vasiliauskasem, którego szybko na szefa sztabu wyborczego awansowano (to też chyba tylko u nas możliwe), ale – jak się okazało – nie na długo. Poseł Remigijus Žemaitaitis bowiem potraktował kolegów wędrowców niezbyt gościnnie powiadając, że „przyszli z partii morderców ludzi”. Po takich słowach ci, którzy przyszli, odeszli. Obrażeni.

Po co się obrażać? Taki mamy poziom elit politycznych. Miałcy politycy, wędrujący od partii do partii. Bezideowi, bezbarwni, bezwyznaniowi, ale bardzo pragmatyczni. Nie jest ważne jaka partia, jaki program polityczny, byle bliżej władzy, bliżej wygodnego fotela. Sam Paksas, o którego partii dzisiaj mowa, na litewską scenę polityczną wdarł się niczym Robin Hood, obiecując zabrać bogatym i dać biednym. Na tym m. in. urósł w litewskiej polityce. Obecnie partia po przejściach – to zbieranina byłych bankowców, kuglarzy politycznych, karierowiczów, do których doszlusowali (żeby było głośniej i radośniej) skrajni nacjonaliści spod znaku „tautininkasów”. Panka and company obsadzili wileńskie okręgi wyborcze z ramienia PiP, więc w stolicy nie zabraknie nam mariażu paksistowskiego orła ze swastyką, którą zwykli epatować narodowcy.

Jeżeli o wyborach mowa, to dla Paksasa – wiadomo – na Litwie nadal pozostaje rola nielota. Poprosił więc niedawno samego szefa Parlamentu Europejskiego Martina Schulza, by na litewski parlament huknął, by ten wreszcie zaczął stosować się do prawa. Pamiętamy, że Trybunał w Strasburgu orzekł, że Litwa ukarała nieproporcjonalnie Paksasa za złamanie Konstytucji, zabraniając mu dożywotnie startu we wszystkich litewskich wyborach. Sejmas po werdykcie musi karę uchylić. Ale w litewskim Sejmasie zasiadają partie, które „kochają” prawo, a prawdę – według możliwości – omijają szerokim łukiem. Więc z chytrą miną pozorują z wyborów na wybory, że zamierzają usuniętego z urzędu na drodze impeachmentu prezydenta przywrócić do praw wyborczych. Mają zresztą duże doświadczenie, jak obiecywać i przez 20 lat obietnic nie spełniać (domyślają się Państwo, o czym mowa).

Litewską partiokrację dobija też korupcja, która jak hydra omotała większość partii parlamentarnych, gdzie zresztą (to znaczy w Sejmie) ostatnio prokuratura dokonała rewizji. Rzecz dotychczas niesłychana, by nie powiedzieć szokująca. Sprawa Eligijusa Masiulisa, eksposła i eksliberała, który łapóweczki pobierał w reklamówkach na sejmowym parkingu, jest rozwojowa. Zatacza coraz szersze kręgi i – wydaje się – uderza w kolejnych polityków z „wierchuszki” (jak podają media, poseł Gapšys jest kolejnym na celowniku organów praworządności). Kto jeszcze? Czas pokaże. Ale łydki pewnie trzęsą się już teraz niejednemu wybrańcowi ludu. Drżą też jak marne domki w epicentrum trzęsienia ziemi rankingi partii, które były niemal pewne zwycięstwa w jesiennych wyborach. Liberałom poparcie spadło trzykrotnie, socdemom spada wolniej, ale za to stabilnie z miesiąca na miesiąc. O PiP już mówiliśmy. Do góry idą zdecydowanie dwie partie: Związek Chłopów i Zielonych oraz Akcja Wyborcza. Wyborcy doceniają uczciwość w polityce i transparentność. Wielu – być może – w końcu też przyswoiło prawdę, że nie przyjmowanie przez AWPL-ZChR od biznesu haczyka w postaci datek, czyni tę siłę polityczną prawdziwie wolną i niepodatną na jakiekolwiek naciski ze strony nieuczciwych przysłowiowych kurlianskich.

Na Litwie ludu ubywa. Ci, którzy do jesieni nie wyjadą, będą mieli problem, bo praktycznie każda partia tradycyjna, jak lubią siebie honorować, ma swoich masiulisów, malinauskasów, gapšysów, navickasów. Partiokracja gnije, ale PR-u na wybory nie zaniecha. Może ktoś tam skusi się. Kiedyś na jednym z banerów wyborczych polityk, reklamujący siebie jako znawcę gospodarki zatroskanego o jej stan, rzucił hasło: „Po pierwsze, gospodarka”! Zirytowany wyborca zaś dopisał: „A po siódme, nie kradnij”!

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz