Rozwagi, spragniony silnej ręki narodzie!

Aż trudno sobie wyobrazić bezmiar desperacji i rozczarowania naszego społeczeństwa serwowaną mu polityczną ofertą, skoro na czarnego konia obecnej gonitwy zaczyna typować Litewski Związek Rolników i Zielonych (lit. LVŽS).

Partię co prawda (pod zmieniającymi się nazwami) błąkającą się po rodzimej scenie politycznej już od ćwierćwiecza, ale bez spektakularnych sukcesów. Partię, która onegdaj (pod wodzą premierów Algirdasa Brazauskasa i Gediminasa Kirkilasa) nawet sobie ociupinkę powspółrządziła, ale w pamięci obywateli głębszego śladu nie zostawiła. Za to aż dwa razy z rzędu nie przekroczyła wyborczego progu do parlamentu. Bo też nigdy się niczym ponadprzeciętnym nie wyróżniła. No, może poza dość nietuzinkowymi osobami przywódców. Charyzmatyczną, choć dźwigającą odium współpracowniczki KGB, Kazimierą Prunskienė oraz „dzianym” przedsiębiorcą Ramūnasem Karbauskisem. Politykiem raczej drugiego planu, który przed jupitery się nie pcha, ale jest właścicielem liczonej w milionach fortuny. A nasz obywatel swoich krezusów zna, choć niekoniecznie lubi być przez nich rządzony. Dla szefa LVŽS to żaden problem, w młodości był mistrzem gry w rosyjskie warcaby, a tam „pion staje się damką od razu po znalezieniu się w ostatnim rzędzie”.

Bingo! Wszak Karbauskisowi i jego partii tak mocno rośnie ostatnio w sondażach, że aż zaczynają nadeptywać na pięty liderom obecnej gonitwy właśnie przez pozyskaną „bijącą damkę”. Ta wcale niedamska „damka” – to eksminister spraw wewnętrznych Saulius Skvernelis, od niedawna idol zarówno mas pracujących, jak i pobierających zasiłki. Skrzyżowanie porucznika Kojaka i bezkompromisowego szeryfa, który ostentacyjnie nie kłania się zwierzchnikom. Krnąbrny, pyskaty, raczej indywidualista niż drużynowiec. W dodatku z hukiem wyrzucony ze stołka szefa MSW. Czyli i „gieroj”, i ofiara. Ludność litewskich miast i wsi takich uwielbia. A też, jak widać, tęskni do rządów silnej, choć co i rusz to innej ręki. W takim razie do urn, spragniony władzy hegemonów, narodzie! Pamiętaj tylko, że nie każdy policmajster bywa sprawnym politykiem, zwłaszcza, gdy nie umie grać w drużynie. No, i że w historii niepodległej Litwy na takich twardzieli-szeryfów byli już typowani i Artūras Paulauskas, i Rolandas Paksas, i Dalia Grybauskaitė. I co? Pierwszy jakoś skapciał, drugiego konkurencja w mig z orła przekształciła w nielota, trzecią – choć w siodle siedzi dość mocno, a swoje rancho oporządza przy pomocy colta, lassa, bata i ostrogów – łaska wyborców zaczyna powoli opuszczać. Takie to dzieje wieńczą ludu na władzę szeryfów nadzieje.

Mnie tam szczerze bawi popłoch wywołany w rodzimym politycznym bajorku niespodziewaną namiętnością elektoratu do LVŽS. Co też potrafi jeden szczupak przetransferowany z partii rządzącej, która kończyła kadencję z nie najgorszymi notowaniami, do partii-fantomu! Socjaldemokraci w sondażach gwałtownie tracą, liberałowie utknęli w miejscu, konserwatystom nie rośnie wbrew zaanonsowanym w ich „Nowym planie dla Litwy” cudom. „147 tysięcy nowych miejsc pracy”, „średnie krajowe wynagrodzenie w wysokości 1250 euro” i przekształcenie Litwy w drugi Izrael, Irlandię lub Singapur – to tylko ułamek przedwyborczych andronów partii Landsbergisa-juniora, a lud się dąsa. Płonie namiętnością do zielonych rolników. Katastrofa. Zwłaszcza dla Porządku i Sprawiedliwości oraz Partii Pracy, którym – w obliczu spodziewanego sukcesu tamtych – niektórzy opiniodawcy wieszczą polityczny zgon.

Tylko z Akcją Wyborczą Polaków na Litwie nasi macherzy od ekspertyz mają kłopot. Też ją kiedyś przed każdymi wyborami grzebali, ale stopniowo zaczęli nabierać respektu. Bo ona, wbrew nachalnym żałobnym dzwonom, z wyborów na wybory zyskuje coraz większe wsparcie. Bez podbierania innym mogących służyć za wyborcze lokomotywy polityków, bez pyskówek, rozłamów i skandali. Jakoś tak... wiernością wyborcy i głoszonym zasadom. Brzmi obrzydliwie patetycznie, a przecież w praktyce działa!

Lucyna Schiller

<<<Wstecz