Ormiańskie szczęście nad Solczą

Po przyjeździe na Litwę zdobył dwa wyższe wykształcenia, spotkał swoją miłość, założył rodzinę, zasłużył na szacunek krewnych i kolegów. ARSEN SAMWELJAN, lekarz odontolog z Solecznik, adaptację w kraju, który stał się dla niego drugą Ojczyzną, rozpoczął od samodzielnej nauki języka i poszanowania miejscowego prawa, kultury i obyczajów.

– Na Litwę przybyłem w 1987 roku, w celu zdobycia dyplomu lekarza weterynarii. Podjąłem studia na Kowieńskiej Akademii Weterynaryjnej – wspominał pierwsze lata pobytu w nowej ojczyźnie Arsen.

Urodzony w ormiańskim mieście Giumri, który w czasach radzieckich nosił nazwę Leninakan, Arsen studiował w Kownie w grupie z rosyjskim językiem wykładowym. Będąc wzorowym studentem nie miał trudności z nauką. Sporą część wolnego od nauki czasu poświęcał na samodzielną naukę języka litewskiego.

– Dla mnie sprawą oczywistą było, że skoro jestem na Litwie, muszę nauczyć się języka litewskiego. W akademiku prosiłem kolegów, by rozmawiali ze mną po litewsku. Z czasem rozumiałem nie tylko pojedyncze słowa, ale i zwroty, potem spróbowałem rozmawiać po litewsku. Po zdobyciu dyplomu weterynarza już biegle mówiłem po litewsku, nieco gorzej było z gramatyką – przyznaje szczerze Arsen.

Z pozwolenia biskupa

W Kownie student z dalekiej Armenii zdobył nie tylko dyplom o ukończeniu studiów, ale też i serce solczanki Ireny. Studenckie koleżeństwo przerosło w wielkie uczucie, które z biegiem czasu zaprowadziło ich na ślubny kobierzec.

– Irenie zależało na tym, by wziąć ślub. Pochodzi z polskiej rodziny o mocnych korzeniach katolickich. Jako Ormianin, jestem wyznawcą kościoła ormiańskiego. Szczerze mówiąc, różnice pomiędzy naszymi kościołami nie są zbyt wielkie, ale by wziąć ślub musieliśmy otrzymać pozwolenie od kurii wileńskiej. Wziąć ślub w kościele ormiańskim nie było szans, ponieważ wówczas na Litwie nie było jeszcze cerkwi ormiańskiej – opowiadał koleje swego losu Arsen.

Para młoda wzięła ślub w Solecznikach, gdzie i osiedliła się po ukończeniu studiów w „tymczasowej stolicy”. W 1994 roku Arsen i Irena zostali rodzicami dwóch uroczych bliźniaków – Dawida i Filipa. Rodzina Sawelianów na dobre zakotwiczyła się w mieście nad Solczą.

Rodzina, nauka, praca

Po ukończeniu studiów w Kownie Arsen postanowił wstąpić na wydział medyczny Uniwersytetu Kowieńskiego. 1,5 roku studiował w grupie rosyjskiej, później językiem wykładowym stał się wyłącznie język urzędowy. Była połowa lat 90., kiedy Litwa robiła pierwsze kroki w odbudowie swojej państwowości. Dla Arsena nie mniej ważną sprawą było utrzymanie rodziny. W latach radzieckich student jeszcze mógł, chociaż nie bez trudu, ale utrzymywać się ze stypendium. W czasie politycznej i gospodarczej transformacji Litwy utrzymanie się ze stypendium stało się niemożliwe.

– Miałem na utrzymaniu żonę z dziećmi oraz 7-letniego brata żony, który mieszkał z nami. W czasie studiów pracowałem w szpitalach, najpierw jako sanitariusz, później pielęgniarz. Brałem każdy dyżur, który mi proponowano. Na pomoc rodziców nie mogłem liczyć, bowiem o ile na Litwie wówczas nie łatwo się żyło, to w Armenii gospodarka całkowicie upadła – z goryczą konstatował rozmówca. Łącząc studia z troską o dobrobyt rodziny, młody przybysz z Kaukazu w 1997 roku opuścił progi kowieńskiej uczelni z dyplomem lekarza odontologa w kieszeni.

Na swoim

Gdy władze zezwoliły na pracę prywatnych gabinetów odontologicznych, Arsen postanowił opuścić przychodnię i rozpocząć własną praktykę lekarską. Na założenie własnego gabinetu nie było go stać. „Wczorajszy” student, mający na utrzymaniu żonę i trójkę dzieci nie posiadał własnych oszczędności. W 1998 roku Arsen wynajął połowę gabinetu odontologicznego w Solecznikach.

– Przez dziesięć lat wynajmowałem gabinet, dopiero później zdecydowałem się na założenie własnego. Medycyna jest bardzo drogim przedsięwzięciem. Koszta sprzętu medycznego są ogromne, ale bez niego nie da się pracować. Zaciągnąłem kredyt, który dotychczas spłacam. Pracuję na siebie, zatrudniam pielęgniarkę, płacę podatki i leczę ludzi – z uśmiechem na twarzy mówił o swej karierze lekarskiej Ormianin.

Lekarz-poliglota

Zamieszkanie w Solecznikach oznaczało konieczność nauczenia się kolejnego języka – polskiego. Pomagały mu w tym żona i jej rodzina. Znajomość języka polskiego była także przydatna zarówno w zawodzie, jak i poza nim. Co tam mówić, swoich synów Dawida i Filipa, Arsen z Ireną oddali do polskiego przedszkola, gdzie chłopaki nie mieli żadnych problemów w komunikowaniu się z rówieśnikami. W szkole bliźniacy uczyli się po litewsku i po dwunastu latach zostali maturzystami Szkoły Tysiąclecia Litwy w Solecznikach. Dawid studiuje na Wileńskim Uniwersytecie Technicznym im. Giedymina, Filip – w Kowieńskiej Akademii Weterynaryjnej.

– Przedtem w rodzinie rozmawialiśmy po polsku i litewsku, teraz więcej po litewsku. Synowie mają przyjaciółki Litwinki, z którymi, kiedy odwiedzają Soleczniki, rozmawiamy wyłącznie po litewsku – przyznaje Arsen, którego można nazwać prawdziwym poliglotą, bo swobodnie włada językiem ormiańskim, rosyjskim, litewskim, polskim i angielskim.

Pamięta o Ojczyźnie

Będąc Ormianinem Arsen nigdy nie utracił więzi z Ojczyzną i rodziną, którą tam zostawił. Stara się odwiedzać rodziców, których z radością gości też w Solecznikach. Szczególnie ważne dla niego było przekazanie tożsamości narodowej swoim synom, którym od dzieciństwa opowiadał o historii Armenii, obyczajach, kulturze, udzielał pierwszych lekcji języka ormiańskiego. Przy swoim domu wyhodował winogrona, liście których są potrzebne do robienia tradycyjnego ormiańskiego dania – dołmy, odpowiedniczki naszych gołąbków.

– Synowie znają historię Armenii, rozumieją język ormiański. W XXI wieku już nie ma problemu w codziennym ich, i moim, obcowaniu z ormiańską rodziną. Moja mama jest przodowniczką we współczesnych technologiach internetowych i niemalże codziennie rozmawiamy. Co dwa lata przyjeżdża do nas na wakacje letnie – z radością w głosie opowiadał Arsen.

Wznowienie walk w Górnym Karabachu odebrał z wielkim niepokojem. W ormiańskim wojsku służą jego siostrzeńcy. Wieloletni konflikt, zdaniem Arsena, nie ma innego rozwiązania oprócz pokojowego.

Litwa – kraj otwarty

Żyjąc od prawie trzydziestu lat na Litwie, Arsen nie mwoże przypomnieć sobie ani jednego przypadku nietolerancji.

– Sprzyjało temu to, że szczerze starałem się poznać kraj, nauczyć się języka litewskiego, no i chyba mam szczęście do spotykania dobrych ludzi na drodze życiowej – filozoficznie skwitował przybysz z Kaukazu.

Przyjmując uchodźców państwo musi być czujne i uważne. Na pytanie, jakie trzy warunki musi spełnić każdy imigrant, by cudzy kraj stał się dla niego nową Ojczyzną Arsen bez wahania odpowiada: „Nauczyć się języka, szanować obowiązujące w tym państwie prawo, przynosić korzyść nowej Ojczyźnie, pracując dla jej i własnego dobra”.

Andrzej Kołosowski

Na zdjęciu: Ormianin podbił serce solczanki Ireny, a jego samego „zniewoliła” cała Litwa.
Fot.
archiwum

<<<Wstecz